TAJEMNICZY UROK WŁASNEGO LASU
O lasach
przypomnieliśmy sobie przy okazji wyborów parlamentarnych.
Wcześniej nikogo one nie interesowały. Chyba że z powodu pożarów
wzniecanych przez przypadkowych grzybiarzy, albo wręcz bezmyślnych
włóczęgów. O lesie mówi się mało lub wcale, bo okazuje się,
że las jako taki zauważany jest wyłącznie w aspekcie kampanii
wyborczej, po to by te dobro narodowe emocjonalnie wykorzystać dla
swoich politycznych celów. Każdy wie, że większość polskich
lasów, to lasy państwowe, które to wyrokiem władz PRL zostały w
generalnej części znacjonalizowane po 1944 roku. Przed wojną były
po prostu w rękach klasy uprzywilejowanej. Ale ja nie o tym. Otóż
część polskich lasów pozostała w rękach prywatnych właścicieli,
którzy to onegdaj nabyli prawa własnościowe, zakupując ich
połacie od wspomnianych wyżej obszarników, ubożejącej szlachty i
innych posiadaczy ziemskich. Wśród takich nabywców był też mój
Dziadek ze strony Matki. Nabył jak na owe czasy kawał lasu
opinogórskiego, położonego na Nizinie Ciechanowskiej, w północnej
części Mazowsza. Las, tak jak i każda inna własność ziemska
mogła być przekazywana testamentem z ojca na syna. W przypadku
mojej rodziny, na córkę, czyli moją Mamę. W ten sposób obok sadu
owocowego, kilku ha dobrej ziemi, mieliśmy własny las. Prawdziwy
kawał opinogórskiego pięknego drzewostanu. Opinogórskiego, bo tak
nazywano ogromne obszary leśne, przed laty należące do generała
armii carskiej Wincentego Krasińskiego z Opinogóry, ojca Zygmunta
Krasińskiego, autora „Nie Boskiej Komedii” i „Irydiona”,
zaliczanego do tzw. trzech polskich wieszczów narodowych, obok
Mickiewicza i Słowackiego. Dzisiaj tym pachnącym ściółką leśną,
oraz grzybnią lasem zarządza mój bratanek, aktualnie mieszkający
w szwedzkim Malmoe. Na każdą potrzebę wyrębu dla potrzeb
gospodarczych on i zarząd leśny w Polsce muszą wyrazić pisemną
zgodę, ponieważ sam papier własności nie upoważnia do całkowitej
dyspozycji wedle zachcianek.
Przepisy te chronią polskie lasy (nawet
prywatne) przed dewastacją i marnotrawstwem. Ustalenia te jeszcze
bardziej rygorystycznie obowiązują w stosunku do lasów
państwowych, dlatego jestem zdziwiony, że cwaniacy ubiegający się
o mandaty poselskie, oraz były pan prezydent Komorowski, chyba z
powodu upodobań w zabijaniu zwierząt, wśród pytań referendalnych
umieścili pytanie: czy chcesz prywatyzacji polskich lasów?.
Głupota, ponieważ wiadomo, ze nikomu kto myśli po polsku i dba o
dobro narodowe, taki pomysł by nie przyszedł do głowy. Ale ja tym
razem też nie o tym:.
Otóż
osobiście należę, tak jak większość ludzi do miłośników
leśnej atmosfery. Co prawda obecnie mieszkam z dala od lasów, ale
przez większość życia z zapachem lasów byłem mocno związany.
Uwielbiam
zapach samego lasu. Generalnie najpiękniejszy zapach leśny związany
jest z drzewami sosnowymi. Tutaj pojawia się pytanie co do
intensywności tego zapachu. Zapewne są okresy gdzie intensywność
tych zapachów zwiększa się, gdy drzewa sosnowe np. rozpylają
swoje pyłki. Nie mam pojęcia jak długo trwa taki okres. Jak
przedstawia się sytuacja poza takim okresem?. Czy nie jest
przypadkiem tak, że las sosnowy dość intensywnie pachnie tylko
krótkimi okresami czasu, a potem intensywność tych zapachów jest
przeciętna, trudno wyczuwalna?. Często mówi się, że po deszczu
wzmagają się takie zapachy bo paruje ściółka leśna. Jak
przedstawia się sytuacja w zimie, późną jesienią?. Na
pewno intensywność tych zapachów związana jest z temperaturą
otoczenia. Niemniej, pamiętam wizyty w lesie sosnowym nawet latem,
kiedy praktycznie nie odczuwałem zapachu. Tłumaczyłem to katarem.
Nasz las porastały właśnie w przewadze sosny, ale też olchy,
brzozy, graby i dęby, czyli normalny polski drzewostan leśny.
Dlatego zapach tego lasu był niejako wymieszany. Opadające liście
tworzyły wyjątkowo intensywnie pachnącą ściółkę, którą
wielu mieszkańców okolicznych wykorzystywało na uszczelnianie
drewnianych domostw przed nadchodzącą zimą. Do lasu zwykle
wybieraliśmy się na grzybki.
A pamiętam, że można tam było
napełnić kosz prawdziwkami, koźlarzami, podgrzybkami, kurkami i
wieloma innymi jadalnymi owocami tejże ściółki, no i ten przemiły
uszom świergot ptactwa, szczególnie wiosną. Ptactwa zwołującego
się w pary do budowy gniazd. Ponieważ do własnego lasu mieliśmy
kilka kilometrów, trzeba było korzystać z rowerów, dzisiaj po
prostu wsiada się w samochód i w parę minut można oddychać
uzdrowicielskim powietrzem. W ostępach przy odrobinie szczęścia
można było spotkać zamieszkałe tam zwierzęta. Dziki,
szaraki, liski, wiewiórki, a nawet zabłąkaną sarnę z małym
„dzieciątkiem”.
Dawno już nie odwiedzałem naszego, rodzinnego
lasu, pozostała mi tylko wyobraźnia i podświadomie odczuwana woń
lasu. Kilka lat temu wybrałem się w towarzystwie gospodarzy do
naszego lasu na grzybki: Ten widok bogactwa przyrody, w tym
przeciskającego się przez ściółkę kwiecia, uśmiech kapeluszy
prawdziwków i czerwonych koźlarzy, szum starych, być może 100
letnich dębów i grabów, a także stukot dzięciołów i szczebiot
drobnych ptaszków. to wszystko, ta cala kakofonia życia pozostała
mi we wspomnieniach na zawsze, a jako że dzisiaj mieszkam daleko od
lasów, ten świat ciągle otaczam najmilszym wspomnieniem. On mi
wciąż pachnie ściółką leśną i grzybnią.
O ogrodach, parkach i lasach mogę czytać bez przerwy. Ciepłe teksty miłe duszy, chociażby z prywatnego lasu. Lodzia.
OdpowiedzUsuńPiękny las, są drzewa, są grzyby, są ptaki i zwierzaki. Brakuje mi tu Jasia i Małgosi, domku z ciastek oraz czerwonego kapturka. Ale chyba będą w następnym odcinku. Gośka.
OdpowiedzUsuńAz sie chce powtorzy za mistrzem: Jest las, jest mech...Powie ktos - A niech. :)
OdpowiedzUsuńI dla mnie las jest personifikacja natury. Zaczyna sie pora, w ktorej najbardziej mnie do niego ciagnie. Nie wiem dlaczego, ale przypuszczam, ze to owa pora "dozynkowa", kiedy upalne lato powoli ustepuje miejsca jesieni. Akurat teraz mozna spotkac kobierce wrzosow, w ktorych swoje tance uprawiaja i pszczoly i pazie krolowej.
Miod wrzosowy... Ale pycha! Kto jeszcze nie probowal, serdecznie polecam. Juz chociazby ze wzgledu na jego niesamowita barwe, jakby harmonizujaca z ciezkim zlotem otaczajacego wrzosy lasem.
Wyprawy do lasu o tej porze, nigdy nie koncza sie powrotami z niczym. Jak nie grzyby, to zawsze mozna znalesc jarzebine, glog, jezyny, trafia sie i spoznione jagody czy borowki. W najgorszym wypadku wracamy uspokojeni, nasyceni wlasnie tymi zapachami, przez Pana wspomnianymi, i widokami, ktorych w takim kolorystycznym natezeniu by ze swieca szukac.
Dziekujac za wpis pozdrawiam wszystkich
J.