Proś, a będzie ci udostępnione.
Przepołowiony sierpień, mimo dobrej słonecznej pogody wskazuje,
że zarówno letnie urlopy, jak i wakacje młodzieży szkolnej dobiegają końca. Choć
powietrze poranne pachnie już jesienną wilgocią, jeszcze tysiące nastolatków z
miejskich dzielnic goni za piłką po tuskowych boiskach zwanych na wyrost
orlikami. Jeszcze inne tysiące pociech na koloniach bawi się w leśne podchody
omijając dumne oddziały Macierewicza ochrzczone wojskami obrony terytorialnej.
Tymczasem czas płynie zgodnie z zasadą panta rei, strasząc co bardziej wrażliwą
dzieciarnię powrotem do szkół. Czekają na nich przeludnione klasy i chmurne z
tego powodu oblicza pedagogów. Będzie
cyrk, na który główna winowajczyni, była minister oświaty , ulubienica Kaczyńskiego
Zalewska z uśmiechem pokazując nowy
garnitur uzębienia spokojnym wzrokiem spogląda z Brukseli. Z Brukseli do której
z tytułem europosłanki dostała się dzięki pogłowiu wyborców PiS. Pogłowiu, bo
tak należy nazwać prosty, nic nie rozumiejący poza wiadomościami TVP i
kazaniami parafialnymi lud boży.

Nawet Schetyna nie ma takiej szufladki
Za moich szczenięcych lat zbliżający się koniec wakacji
rysował na twarzy radość, bowiem czas dziesięciu szkolnych miesięcy uważałem za
najbardziej radosny patrząc z punktu widzenia na trud prac obowiązkowo wykonywanych
na gospodarstwie składającym się z 18 ha ziemi ornej, dość dużego sadu
owocowego, inspekt oraz zwierząt hodowlanych i to od dziesiątego roku życia. By
jeszcze raz uzmysłowić sobie owe trudy i znój, muszę zgarniać do kupki okruchy pamięci,
które mocno rozsypują się po już zbyt ujeżdżonej drodze życia. Po prawdzie
fragmentarycznie opisywałem owe trudy na przestrzeni lat na moim blogu, nigdy
jednak nie zebrałem ich w całość, i tego nie mam zamiaru dokonywać, ponieważ
mógłbym się mijać z prawdą. Zbyt dużo tych okruch i to coraz bardziej
rozdrobnionych, a pamięć wraz ze słuchem i wzrokiem coraz uboższa. Uboższe jest
po prostu zdrowie jako całość. Przywiązany więc będąc do numeru mieszkania, bez
mała jak więzień do celi, zgarniam owe okruchy życia, chociażby dla
uprzytomnienia, że kiedyś było się wiotkim i młodym w innych okolicznościach
przyrody, jak zwykł mawiać nieodżałowany Janek Himilsbach. Nie mam zamiaru rozsiewać skargi na własnych rodziców, bo w
końcu sami w ten sposób spędzali swoje dzieciństwo. Tak mieli wszyscy, którzy
urodzili się w gospodarkach wiejskich, tym bardziej że czasy oskarżeń o
kułactwo przyświecały do początkowych lat sześćdziesiątych radosnego
socjalizmu, dzisiaj z nieuzasadnionych powodów zwanych komunizmem. Mimo tego,
jak pamiętam, przez wiele lat udawało się zatrudniać chłopaków z rodzin
gardzących obowiązkiem szkolnictwa, choćby podstawowego. Zarobki w postaci zbóż
i ziemniaków, a także gotówki zabierali ich ojcowie. Kto wie co się z nimi
dzisiaj dzieje, być może już od lat nie żyją. Pamiętam częściowo ich twarze i
tęskniące za rozumem spojrzenia. Nie dziwiłem się. Do szkoły przychodzili do
czasu gdy nauczyli się liczyć i rozróżniać banknoty. Czyżby to było możliwe w komunizmie?
Absolutnie. Nasz wesoły barak w zespole narodów socjalistycznych dał się odmalowywać
na bardziej radośniejsze kolory niżeli baraki czeskie albo rumuńskie,
węgierskie, enerdowskie, nie mówiąc już o albańskich. Ciekawe, że owe czasy
lepiej i dokładniej rozkopuję w pamięci, niżeli lata późniejsze, gdy zakładałem
rodzinę, pracowałem przez 45 lat w kilku przedsiębiorstwach na różnych
stanowiskach, osiągając wiek emerytalny. W tym okresie zmieniały się rządy i
zmieniały się nastroje ludu pracującego aż do całkowitego unicestwienia tak
zwanej komuny rękami Gorbaczowa, Wałęsy i Regana. Czy nam Polakom w związku z tym bardzo się polepszyło?.
Nie wszystkim. Na pewno tym, którzy pracę traktują jako sposób na możliwość ubezpieczenia,
natomiast żyją (i to dość dobrze) z państwowej jałmużny w postaci darów socjalnych,
zwanych plusami, albo prezentami Kaczyńskiego. Ci dzisiaj nie muszą myśleć o
przyszłości. Wystarczy jak płodzą dzieci, im więcej tym lepiej. Czas poświęcają
modlitwie i wędrówkom częstochowskim, by tam w obecności dobrego prezesa,
dobrych biskupów oraz całego rządu spijać miodzik płynący z ust kolorowej,
podobnej do LGBT Panienki Jasnogórskiej
królowej na zawsze jak Putin wyrażanej językiem abp. Jędraszewskiego. Reszta musi pracować. Za dwa
miesiące w Polsce odbędą się nowe wybory. Wiemy już kto wygra. Wiemy też że nic
się nie zmieni, zatem po co te wybory?, a po to by świat podziwiał naszą kaczystowską
demokrację słodzoną piątkami życzliwego prezesa i wprost nieograniczonymi
kłamstwami premiera.
Ponoć to Chrystus prawdziwy. Dla wielu ładny. .
Jesień się zbliża. Ta klimatyczno kalendarzowa, ale też
jesień polityczna. Jesteśmy coraz bliżej tajemniczego polexitu mimo zaprzeczeń
naszych błaznów rządowych, a że jeszcze
jesteśmy oficjalnie w Unii, to tylko powstrzymują nas tam skomplikowane
procedury, na jakie Unia natknęła się w związku z brexitem. Tymczasem Polskę powstrzymują od
wyjścia z koalicji brukselskiej należne
nam miliardy euro, oraz bajońskie jak na nasze warunki pensje europosłów. O, udało
mi się zgarnąć na kupkę moje okruchy, zaraz
zapewne coś sobie przypomnę.
Propozycja autorska;
Dziś zbliżam się do osiemdziesiątki i czuję się dość zmęczony, zarówno fizycznie jak i mentalnie. Już nie ta percepcja, już nie ta charyzma, tudzież rozedrganie umysłu. Od dwóch lat nosiłem się z zamiarem wydania zbioru postów w formie książki. Niestety, jako emeryta z dolnej półki nie stać mnie na podobny luksus.
Wpadłem zatem na pomysł odsprzedaży moich myśli. Jestem gotów do pozbycia się swoich praw autorskich osobie zainteresowanej treściami mojego bloga, wraz z domeną. Z kraju bądź z zagranicy, a ponieważ nie znam się na informatycznych i prawnych zakamarkach problemu związanego z podobnym zamiarem, spodziewam się, że owe kłopoty weźmie na siebie ewentualny nabywca. Mój adres mailowy: tonizar67@wp.pl