
Ruszyli. Jak charty spuszczone ze smyczy. Wszyscy, niezależnie od pozycji na listach wyborczych. Wystartowali, każdy z nich po co najmniej półtora miliona złotych, bo tyle zarobi poseł i senator w VII kadencji, chyba, że któryś z nich zostanie ministrem, lub vice ewentualnie zahaczy się do komisji śledczej, których ostatnio bez liku, wtedy jego dorobek finansowy się podwoi, a nawet może i potroi. Obserwujemy ten start poprzez media, które mają akurat darmowe lub przynajmniej mało kosztowne audycje. Jak już pisałem, żaden z naszych obywateli, których propaganda napędza, a może tylko grzecznie„zaprasza” do urn, nie głosuje na swojego przedstawiciela, który by w parlamencie upominał się o jego dobro .Większość znajdujących się na listach, to spadochroniarze jak za czasów PRL. Wtedy mówiło się, że władza jest przenoszona workami. Okazuje się, że nic się nie zmieniło. Najważniejszy jest kesz, czyli many many. No, bo co ma do Kielc taka Kempa, obywatelka Dolnego Śląska, albo ziomek Żyrardowa Leszek Miller do Gdańska. Takich spadochroniarzy jest zatrzęsienie na wszystkich listach. Nie będę ich wymieniał z nazwiska, bo pomyślą, że robię im koło pióra. Pisałem niedawno, że obdarzony w wystarczającej liczbie głosami kandydat z chwilą gdy uzyska mandat poselski staje się „własnością” szefa partii jako ta kolejna szabelka do głosowania, a jego obietnice o ewentualnym reprezentowaniu wyborców, szybciej obumierają niżeli plemniki po stosunku. Jeden z czytelników „Przeglądu” w tej materii pisze: Po wojnie obywatele mieli ograniczone prawa wyborcze. Zarówno te bierne jak i czynne i tak zostało po transformacji. To nie obywatele w swoich okręgach wyborczych proponują kandydatów na posłów. Robią to towarzysze w warszawskich centralach partyjnych. Czy można to nazwać biernym prawem wyborczym?. Czynne prawa wyborcze towarzysze też ograniczyli. Do Sejmu wybieramy w okręgach od kilku do kilkunastu posłów. Wyborca może wskazać tylko jednego z nich, a przez to jednoznacznie jego całą bandę” .Dla wielu z nas jest to uwłaczające, a też często zniechęcające do tego kulawego aktu obywatelskiej powinności zwanego wyborami, o którym pełne gęby mają właśnie szczególnie ci, którzy chcieliby bisować po raz enty w ławach poselskich za pieniądze nie do wyobrażenia dla większości polskich rodzin.
A tak naprawdę to jakaż to dla większości obywateli RP pociecha z kolejnego już pomrocznego Sejmu. Z góry wiadomo, że ze względu na wartości chrześcijańskie, jakie wyznaje i wyznawać będzie większość poselsko-senatorska, nie należy się spodziewać np. nowych ustaw dotyczących kwestii dopuszczalności aborcji, uznania związków partnerskich, wycofania religii ze szkół, lub chociażby rzeczywistego nauczania etyki, oraz przedmiotu który chociaż częściowo by zapobiegał zachodzeniu uczennic w ciążę. Chodzi oczywiście o prawdziwe wychowanie seksualne. Nie spodziewam się też podpisania przez nasz rząd dokumentu europejskiego w sprawie praw obywateli, bo przecież niezależnie od partii, wszyscy posłowie i senatorowie zanim cokolwiek uchwalą, pierwej zapytają biskupa, a nawet proboszcza, czy im wolno to zrobić. Nadal więc 200 tysięcy Polek skrobać się będzie w Czechach, na Ukrainie i na Wyspach brytyjskich, a rząd polski z dumą będzie głosić, że w naszym kraju, zgodnie z prawem dokonano w roku zaledwie 200 aborcji. Z umiarkowaną satysfakcją zauważyłem ,że wielu już zasiedziałych posłów, w wyniku przynależności do UE mocno zmienia swoje poglądy, szczególnie w kwestii religii, ale czy to wystarczy?, wątpię. Pozytywnym przykładem jest zmiana postawy posła Stefana Niesiołowskiego, którego jeszcze do niedawna zaliczałem do absolutnych dewotów. Tymczasem napisany przez niego artykuł w GW pt. „Depozytariusze jednej prawdy”, traktujący o „prawdach” głoszonych przez kaczopodobnych i samego guru, a także wielu biskupów oraz księży, do których autor raz na zawsze stracił szacunek dowodzi tegoż. Profesor ostrzega, że w przypadku degrengolady moralnej szerzonej przez Kościół, jest możliwa powtórka z Rewolucji Francuskiej, którą zresztą nazywa po imieniu rewolucją zbrodniczą. Tak czy owak, strach pomyśleć, tym bardziej, iż jak powiada, Kaczyński będzie jeszcze wiele lat zatruwał polską atmosferę swoimi „prawdami”. A skoro już mowa o głoszeniu prawd, to absolutnie zgadzam się z panią profesor Magdą Środą, że większość prawd głoszonych ustami kaczej bandy, a także m..in. innej pani profesor, krwistoustej Jadwigi Staniszkis, zawiera się w trzecim sektorze podziału prawd, głoszonych przez księdza Tischnera , czyli prawdy równoważącej gówno. Jako ten, który spośród całej machiny kościelnej jeno szanował i szanuje, postawę księdza Jana Ziei oraz filozofię księdza z Podhala, zgadzam się z tymi słowy absolutnie.
A tak naprawdę to jakaż to dla większości obywateli RP pociecha z kolejnego już pomrocznego Sejmu. Z góry wiadomo, że ze względu na wartości chrześcijańskie, jakie wyznaje i wyznawać będzie większość poselsko-senatorska, nie należy się spodziewać np. nowych ustaw dotyczących kwestii dopuszczalności aborcji, uznania związków partnerskich, wycofania religii ze szkół, lub chociażby rzeczywistego nauczania etyki, oraz przedmiotu który chociaż częściowo by zapobiegał zachodzeniu uczennic w ciążę. Chodzi oczywiście o prawdziwe wychowanie seksualne. Nie spodziewam się też podpisania przez nasz rząd dokumentu europejskiego w sprawie praw obywateli, bo przecież niezależnie od partii, wszyscy posłowie i senatorowie zanim cokolwiek uchwalą, pierwej zapytają biskupa, a nawet proboszcza, czy im wolno to zrobić. Nadal więc 200 tysięcy Polek skrobać się będzie w Czechach, na Ukrainie i na Wyspach brytyjskich, a rząd polski z dumą będzie głosić, że w naszym kraju, zgodnie z prawem dokonano w roku zaledwie 200 aborcji. Z umiarkowaną satysfakcją zauważyłem ,że wielu już zasiedziałych posłów, w wyniku przynależności do UE mocno zmienia swoje poglądy, szczególnie w kwestii religii, ale czy to wystarczy?, wątpię. Pozytywnym przykładem jest zmiana postawy posła Stefana Niesiołowskiego, którego jeszcze do niedawna zaliczałem do absolutnych dewotów. Tymczasem napisany przez niego artykuł w GW pt. „Depozytariusze jednej prawdy”, traktujący o „prawdach” głoszonych przez kaczopodobnych i samego guru, a także wielu biskupów oraz księży, do których autor raz na zawsze stracił szacunek dowodzi tegoż. Profesor ostrzega, że w przypadku degrengolady moralnej szerzonej przez Kościół, jest możliwa powtórka z Rewolucji Francuskiej, którą zresztą nazywa po imieniu rewolucją zbrodniczą. Tak czy owak, strach pomyśleć, tym bardziej, iż jak powiada, Kaczyński będzie jeszcze wiele lat zatruwał polską atmosferę swoimi „prawdami”. A skoro już mowa o głoszeniu prawd, to absolutnie zgadzam się z panią profesor Magdą Środą, że większość prawd głoszonych ustami kaczej bandy, a także m..in. innej pani profesor, krwistoustej Jadwigi Staniszkis, zawiera się w trzecim sektorze podziału prawd, głoszonych przez księdza Tischnera , czyli prawdy równoważącej gówno. Jako ten, który spośród całej machiny kościelnej jeno szanował i szanuje, postawę księdza Jana Ziei oraz filozofię księdza z Podhala, zgadzam się z tymi słowy absolutnie.
Uśmiechnij się:
Errata do Kamasutry: Osoba z katarem zawsze powinna być na dole.