JONO PODKIVANO
To
po prostu „dzień dobry” w języku naszych bratanków znad
Dunaju. Oczywiście co ciekawe, taki grzecznościowy zwrot dotyczy
tylko towarzystwa mężczyzn. W stosunku do kobiet powitanie jest
bardziej serdeczne, brzmi jak pocałunek. Nie potrafię przytoczyć,
darujcie. Tak witałem się z bratankami w czasie kilku pobytów nad
Dunajem, w Budzie, w Peszcie czy też innych małych miejscowościach
np. w Tapolcy. Stolica Węgier składa się z dwu części miasta
rozdzielonych rzeką która płynie przez kilka stolic Europy
bałkańskiej. Budapeszt to piękne miasto, które w swej historii ma
okresy słoneczne, jak chociażby wiekowe braterstwo z Wiedniem w
okresie panowania cesarstwa austro-węgierskiego, ale też dni
tragiczne roku 1956, kiedy to milion obywateli węgierskich poprzez
otwartą granicę austriacką znalazło swoje nowe życie na całym
świecie, w tym cała reprezentacja piłkarska, trzykrotni mistrzowie
olimpijscy, oraz bardzo liczący się zawodnicy w mistrzostwach
świata. Węgry, (Hungary),
niewielki kraj z życzliwymi
mieszkańcami, posługującymi się językiem bardziej bliskim
Hindusom niżeli Europejczykom od pewnego czasu, tak jak Polska
pozostaje w kręgu zainteresowania Brukseli w pejoratywnym znaczeniu.
Oba państwa okazały się zbyt niesubordynowane za przyczyną
przywódców wybranych w demokratycznych wyborach. Węgry, to kraj,
który po prostu lubię. Może ze względu na atrakcje Budapesztu,
może ze względu na przesmaczną zupę gulaszową, może ze względu
na wspaniałe salami i dobre wino, może wreszcie ze względu na
Franciszka Liszta oraz dynamicznego czardasza, że nie wspomnę o
wspólnych bohaterach narodowych jak Józef Bem, albo obywatele
węgierscy na tronie polskim (Stefan Batory). Kilka razy bywałem na
ziemi węgierskiej prywatnie a także służbowo. Miałem tam m.in.
dzieci kolonijne w miasteczku Tapolca,
rejonie podziemnych jaskiń i
podziemnych rzek. Kąpałem się w brunatnej wodzie Balatonu, ale
prawie całkowitym moim menu (choćby całodziennym) zawsze była
zupa gulaszowa z pieczywem, popijana winem. Właśnie a propos tejże
zupy pozostała mi anegdota, którą zapamiętam na całe życie.
Wracaliśmy z kolegą późną nocą z Wiednia do Tapolcy. Byliśmy
bardzo głodni. Na szczęście ok. północy w małej miejscowości Ivan zastaliśmy
jeszcze czynną knajpkę. Poprosiliśmy oczywiście o zupę
gulaszową. Zjedliśmy z apetytem po miseczce. Poprosiliśmy o
repetę. Mnie wystarczało, ale mój kolega o tuszy zapaśnika i
wzroście 190 cm. poprosił jeszcze o dokładkę, a gdy wezwał
restauratora, ten przyniósł na stół cały kocioł zupy. Cieszę
się że panu smakuje, powiedział, bo i tak zamykam lokal a jutro od
rana gotuję następną, bo u mnie musi być zawsze świeża. Proszę
jeść, jest gratis. Upłynęła jeszcze godzina, gdy w kotle 7
litrowym pokazało się dno. W życiu nie spotkałem człowieka z
takim maxi apetytem. Ciekawostką w tym wszystkim jest to, że
właściciel knajpy okazał się Polakiem spod Gorzowa Wlkp, a ożenił
się ze śliczną Węgierką. Też ja poznaliśmy. Można by pomyśleć
że skoro Węgier i Polak to dwa bratanki, to w tym jednak wypadku,
to nawet małżeństwa. Jono podkiwano, jedyne co zapamiętałem. Moi
znajomi znad Dunaju zapewne z kolei zapamiętali polskie powitanie
„dzień dobry”. Niezbyt chętnie uczą się języków, poza
niemieckim, chociażby dlatego, że nad Balaton przyjeżdża dużo
turystów i wczasowiczów z Niemiec, ponadto mają mało chwalebne
zaszłości z II wojny światowej. W sklepach można posługiwać się
językiem Goethego,
natomiast za jasnego gwinta, mimo że w szkołach
tak jak u nas uczono języka rosyjskiego, „nie chcieli” słuchać
żadnego zamówienia w tym języku. Przeżywają do tej pory pewnego
rodzaju traumę. A wzięło to się od czasów Powstania w
Budapeszcie w 1956 roku, w której to śmierć pod czołgami z
czerwoną gwiazdą poniosło dziesiątki tysięcy ich rodaków. Temat
ten nawinął mi się po tym jak publiczna (rządowa) TVP pokazuje
dzisiaj polsko- węgierski sojusz polityczny polegający na pewnego
rodzaju buncie w stosunku do Unii Europejskiej. Otóż nie jest to
całkowitą prawdą, bowiem premier Węgier Victor Orban, mimo
szczególnego nonkonformizmu jest premierem naprawdę wszystkich
swoich obywateli, potrafi rządzić bez straty dla ich gospodarki.
Respektuje uwagi Komisji Weneckiej. Patrzy na Wschód i Zachód tym
samym wzrokiem, natomiast nasz premier Beata Szydło to marionetka
szeregowego posła Kaczyńskiego. Ta marionetka za przyzwoleniem
swego guru skłóciła nie tylko Polskę w stosunku do
Zachodu nie
drukując wyroków konstytucyjnych, kłamiąc i olewając opozycję,
ale też w stosunku do Wschodu, wzniecając coraz to nowe
nieporozumienia i niesnaski z Rosją. Jaką Polska ma korzyść z jej
polityki. Korzyść?, doprawdy żarty. Współczesny polski bajzel
polityczny i gospodarczy, to rzeczywiście bajzel, bo wszystkie
dobrze płatne stanowiska w Polsce obsadzone zostały przez
niekompetentnych ludzi PiS bez żadnych konkursów. Reformy
zapoczątkowane hasłem 500+ i wielu innymi chwalebnie społecznie
nośnymi, rozpatrywanymi przez jej rząd powalą nasz kraj na
przysłowiowe łopaty. Za rok, za dzień, za chwilę, razem nie
będzie nas …. stać na utrzymanie rodzin choćby na najniższym
europejskim poziomie. Annyira a mai (to tyle na dziś).
Obrazki od góry:
1.Węgry (Hungary)
2.Parlament węgierski
3.Wypurt obronny zamku Boldogkov
4.Jeden z zabytkowych mostów na Dunaju.
Ano wlasnie... Zupa gulaszowa czy gulasz wszystkim kojarza sie z Wegrami.
OdpowiedzUsuńOsobiscie bedac na Wegrzech mialam okazje delektowac sie Halászlé, czyli wegierska zupa rybna. I przyznam, ze jak dotad byla to najlepsza zupa rybna, jaka jadlam. Nawet francuska bouillabaisse nie byla mnie w stanie przekonac, chociaz na jej walory smakowe tez nie moglam narzekac.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Ciekawe czy nasi przywódcy kiedykolwiek zarli zupę gulaszową i popijali wino od ORbana, bo wydaje mi sie ze tylko wino z USA.Ta zupa swym pieprzem wypala z mózgu głupoty. Niech spróbują.Zodiaczka.
OdpowiedzUsuńByłoby paradoksem aby kraj Węgrów postrzegać tylko przez pryzmat zupy gulaszowej. To rzeczywiscie piękny i gościnny kraj leżący na goracych zaiste, bardzo gorących źródłach. Odkryte baseny parują nawet zimą.O takich gorących źródłach marzył i dalej marzy ojciec Rydzyk. Węgry mają piekną historię z czasów cesarza Franciszka Józefa oraz wiele naprawdę dobrych zabytków zarówno w samej stolicy jak i na jej obrzeżach.
OdpowiedzUsuńWęgrzy to cyganeria piosenki i muzyki. To puszta z tabunem koni. To kraj wina i tokaju. Ale to nie są Cyganie jak wielu ich nazywa. Nie bardzo się lubią ze Słowakami, gdzie Cyganów jest dużo więcej. A tak w ogóle to już bardziej Rumuni są Cyganami. Amadeo.
OdpowiedzUsuńTo wszystko prawda Panie torunczyku.Z Węgrami jesteśmy braćmi, mimo Orbana, który jak się okazuje ma głowę na karku, ale nie wspomniał Pan o przytulisku dla polskich uchodzców do Budapesztu w czasie ostatniej wojny, mimo że węgierskie wojska szły ramię w ramię z Wermachtem. Dlatego Węgrom chwała, bo nie oddawali Polaków w rece gestapo a ich przechowali.Pozdrawiam serdecznie z okazji Świąt.Lodzia.
OdpowiedzUsuńWęgry to państewko historycznie związane z Austrią.Tu wiele do powiedzenia miala zona cesarza Austrii zwana Sisi. Na jej cześć zbudowano katedrę w Budapeszcie sw. Sw. Stefana na wzór katedry w Wiedniu.Ona praktycznie tu rządziła.Wiele historycznych pamiatek w Budzie nawiązuje do Sisi. Może to nudne, ale mi sie przypomiało, że bez Sisi nie byloby atrakcji węgierskich.A tak w ogóle to co tam ciekawego i waznego z punktu widzenia współpracy między naszymi państwami widzi nasz Kaczyński.
OdpowiedzUsuń