I jego towarzyskie odkrycie, zastanawia się cała Warszawa, a wraz z nią pół Polski. Pół, ponieważ drugie pół ma ich obydwoje w rzyci. Nie mówię że w dupie, bo to ma być karalne. Fakt że się gdzieś pochowali, ale gdzie, (to już, przynajmniej dla mnie) bardzo mało istotne. Mniemam że Jarosław ma przyjaciół gdzieś na wschodniej flance. Musiałbym wczytać się w jego pracę doktorską, bo właśnie tam, w wypowiedziach samego Lenina znajduje inspiracje, a więc zapewne i schronienie fizyczne. Jego odkrycie towarzyskie, oprócz gotowania rosołków i pulpetów zapewne znajduje czas na zwykłe ludzkie przytulanki, chociaż kota w tym względzie nie zastąpi. No więc to „odkrycie” też gdzieś zwiało, chociaż akurat miejsce pobytu tej nader mądrej, ładnej, i co tu dużo mówić, wykształconej iście magisternie damy, bez większego błędu strzelałbym , że uciekło przed gniewem ojczystych mas do męża, aktualnie pełniącego obowiązki ambasadora w Berlinie. Jeździ tam ponoć co piątek, bo jako dobra kucharka wszędzie się przydaje. W tym czasie mały książę podobno chowa się po czeluściach Warszawy. A to Morawiecki go przygarnie, a to być może Sasin, albo inny pisiol chociażby na chwilę przetrzyma w szafie wzorem ukrywających się małych Żydów podczas okupacji. Łatwo go schować, bo to postać bardzo „średniej” postury. Nie wykluczone iż jako ten któremu wolno łazić po cmentarzach w każdych okolicznościach przyrody ma przygotowaną pieczarę wyposażoną w nowoczesność. Wiemy o pustostanie, przygotowanym dla brata i bratowej, na wypadek gdyby Wawel im się znudził. Ale też nie wykluczone, że księcia zabrała ze sobą do Berlina księżniczka Julia, aczkolwiek książę unika wyjazdów zagranicznych z powodów lingwistycznych. Jestem pewien, że uchowa się, byle tylko nie wpadł w ręce współczesnych szmalcowników czyt. zdradzieckich mord, bo w takim tłumie zawsze może się znaleźć jakaś menda. Tymczasem spokojnie może szukać schronienia w kościołach chronionych przez polskich nazioli. Wesołych świąt kochani.
sobota, 31 października 2020
GDZIE JEST MAŁY KSIĄŻĘ
I jego towarzyskie odkrycie, zastanawia się cała Warszawa, a wraz z nią pół Polski. Pół, ponieważ drugie pół ma ich obydwoje w rzyci. Nie mówię że w dupie, bo to ma być karalne. Fakt że się gdzieś pochowali, ale gdzie, (to już, przynajmniej dla mnie) bardzo mało istotne. Mniemam że Jarosław ma przyjaciół gdzieś na wschodniej flance. Musiałbym wczytać się w jego pracę doktorską, bo właśnie tam, w wypowiedziach samego Lenina znajduje inspiracje, a więc zapewne i schronienie fizyczne. Jego odkrycie towarzyskie, oprócz gotowania rosołków i pulpetów zapewne znajduje czas na zwykłe ludzkie przytulanki, chociaż kota w tym względzie nie zastąpi. No więc to „odkrycie” też gdzieś zwiało, chociaż akurat miejsce pobytu tej nader mądrej, ładnej, i co tu dużo mówić, wykształconej iście magisternie damy, bez większego błędu strzelałbym , że uciekło przed gniewem ojczystych mas do męża, aktualnie pełniącego obowiązki ambasadora w Berlinie. Jeździ tam ponoć co piątek, bo jako dobra kucharka wszędzie się przydaje. W tym czasie mały książę podobno chowa się po czeluściach Warszawy. A to Morawiecki go przygarnie, a to być może Sasin, albo inny pisiol chociażby na chwilę przetrzyma w szafie wzorem ukrywających się małych Żydów podczas okupacji. Łatwo go schować, bo to postać bardzo „średniej” postury. Nie wykluczone iż jako ten któremu wolno łazić po cmentarzach w każdych okolicznościach przyrody ma przygotowaną pieczarę wyposażoną w nowoczesność. Wiemy o pustostanie, przygotowanym dla brata i bratowej, na wypadek gdyby Wawel im się znudził. Ale też nie wykluczone, że księcia zabrała ze sobą do Berlina księżniczka Julia, aczkolwiek książę unika wyjazdów zagranicznych z powodów lingwistycznych. Jestem pewien, że uchowa się, byle tylko nie wpadł w ręce współczesnych szmalcowników czyt. zdradzieckich mord, bo w takim tłumie zawsze może się znaleźć jakaś menda. Tymczasem spokojnie może szukać schronienia w kościołach chronionych przez polskich nazioli. Wesołych świąt kochani.
środa, 28 października 2020
Z FANATYKAMI RELIGIJNYMI NIE ROZMAWIAM.
czwartek, 22 października 2020
CHARAKTEREK PODHALAŃSKIEGO KARDYNAŁA
niedziela, 11 października 2020
FASZYSTOWSKI PRYMAS POLSKI
Wcale nie był postacią idealną, a wiele wskazuje, że należałoby go uznać za osobę skrajnie niemoralną i szkodliwą dla Polski. Czego nie znajdziesz w zakamarkach naszej najnowszej historii. Osobiście temat znałem już przed laty. Bałem się jednak obnażać ze względu na zbyt religijne otoczenie.
Poczytajcie więc:
Uzasadnione
wydaje się nazwanie tej postaci „Pomyłką Tysiąclecia” polskiej historii,
ponieważ trudno o wyraźniejszy przykład życiorysu bardziej zakłamanego, niż
oficjalny życiorys kardynała prymasa Wyszyńskiego. Niewątpliwie to
Wyszyński przekształcił Kościół katolicki w PRL faktycznie w Kościół
państwowy, ściśle współpracujący z władzami i legitymizujący istnienie
komunistycznej Polski. Było to zjawisko wyjątkowe w Europie Środkowej i
Wschodniej i chociaż taka kolaboracja i oportunizm były z pewnością
sprzeczne z zasadami religii, to niewątpliwie pozwoliły polskiemu Kościołowi
bardzo umocnić swój autorytet i wpływy. Dzisiejszy państwowy katolicyzm w
Polsce jest bezpośrednim skutkiem tamtej PRL-owskiej epoki i ówczesnej
działalności Wyszyńskiego. Kropka w kropkę.
Oto nieocenzurowany życiorys Wyszyńskiego:
Niewdzięczne początki.
Pod wieloma względami Wyszyński był typowym przedstawicielem polskiego duchowieństwa katolickiego. Pochodził ze środowiska wiejskiej, ciemnej biedoty, przypuszczalnie analfabetów. Legendą jest rzekome szlacheckie pochodzenie jego rodziny. Tę legendę stworzył zresztą sam Wyszyński, wstydzący się swojego chłopskiego pochodzenia. Wyszyński urodził się w zagubionej w lasach, ubogiej wiosce Zuzeli, niedaleko Treblinki. Najprawdopodobniej skończyłby tak, jak większość jego rówieśników z Zuzeli, czyli zostałby małorolnym chłopem, gdyby nie protekcja ze strony proboszcza parafii w Andrzejewie, dokąd przeniosła się rodzina Wyszyńskich. Być może motywy tego proboszcza nie były tak szlachetne, jak się to na ogół przedstawia. Możliwe, że Wyszyński nawiązał z nim związek bliższy, niż dopuszczała to ogólnie przyjęta moralność. W każdym razie to dzięki pieniądzom tego proboszcza młody Wyszyński mógł w latach 1912-1915 uczęszczać do prestiżowego Gimnazjum im. Wojciecha Górskiego w Warszawie, a następnie wstąpić do seminariów duchownych we Włocławku.
Krzewiciel nazizmu i antysemityzmu
Po ukończeniu w 1929 r. Wydziału Prawa Kanonicznego
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Wyszyński rozpoczął szeroko zakrojoną
działalność społeczną i wydawniczą. Od 1932 r. był redaktorem naczelnym
miesięcznika włocławskiego „Ateneum Kapłańskie” oraz kierował jednocześnie
sodalicją mariańską, prowadził chrześcijański uniwersytet robotniczy i
działalność społeczno-oświatową w chrześcijańskich związkach
zawodowych. Na łamach swojego pisma oraz podczas wykładów i przemówień Stefan
Wyszyński dał się poznać jako… gorliwy zwolennik III Rzeszy i jej wodza
Adolfa Hitlera. Oto kilka przykładów poglądów Wyszyńskiego, zamieszczonych
w jego artykułach w „Ateneum Kapłańskim” w latach 1932-1939:
„Rasizm kryje w sobie pewne zdrowe myśli, które
dotychczas znane były tylko w szczupłym gronie lekarzy i biologów. Dziś
przyszedł czas na ich rehabilitację.”
„Hitler jest doskonałym znawcą psychologii tłumu i
twórcą nowej, genialnej taktyki.”
„Zasady wychowawcze nacjonalizmu niemieckiego są
WZORCEM dla innych narodów. W nacjonalizmie odbija się dusza Niemiec.”
„Dzisiejsza III Rzesza podjęła tytaniczną próbę
realizacji wielkiej idei, która ma przynieść odrodzenie ludzkości. Niemcy
stały się obok Włoch rzecznikiem ideologii o zasięgu ogólnoludzkim.”
„Dzisiejsza Trzecia Rzesza reprezentuje nie tylko
określony system polityczny. Podejmuje ona tytaniczną próbę
urzeczywistnienia wielkich idei, mających przynieść odrodzenie ludzkości
(…) Dzięki swej antykomunistycznej postawie niemiecki narodowy socjalizm
przyczynił się do tego, aby położyć tamę zagrożeniu Europy przez
bolszewizm. W tym względzie ma zasługi dla całej ludzkości.”
„Trudno nie przyznać słuszności twierdzeniom
Hitlera, że Żyd pozostał obcym ciałem w organizmie narodów europejskich (…)
Żyd zwalcza obcą jego psychice kulturę, wyrosłą na podłożu
chrześcijaństwa. Jego przeobrażenie może się dokonać tylko na drodze
religijnej przez szczere, bezinteresowne przyjęcie chrześcijaństwa.”
Jak widać, Wyszyński nie tylko pochwalał rasistowską i antysemicką politykę III Rzeszy, lecz także uważał nazistów za wzór i przykład dla polskich katolików. Niestety, Wyszyński nie różnił się pod tym względem od ówczesnych wybitnych postaci Kościoła katolickiego: m.in. prymasa Hlonda, arcybiskupa Kakowskiego, świętego Maksymiliana Kolbe, a także papieża Piusa XII, którzy tak samo propagowali w Polsce i na świecie antysemityzm i poparcie dla ideałów nazizmu. Już wówczas, w okresie międzywojennym ujawniły się podstawowe cechy Wyszyńskiego: karierowiczostwo, oportunizm i służalczość wobec władzy. Staną się one jeszcze wyraźniejsze w okresie powojennym.
Cyniczny kolaborant czy ofiara komunizmu?
Błyskawiczna i nieoczekiwana kariera Wyszyńskiego w
okresie PRL nasuwa szereg poważnych podejrzeń o ścisłą i gorliwą
współpracę prymasa z komunistami, które niestety nie mają żadnych szans na
obiektywne zbadanie przez współczesnych polskich historyków, znanych ze
służalczości wobec Kościoła katolickiego. Po śmierci prymasa Augusta Hlonda
w 1948 r. najpoważniejszy kandydat na jego następcę biskup łomżyński
Stanisław Kostka Łukomski nieoczekiwanie zginął w spowodowanym przez UBP
wypadku samochodowym. Ta śmierć dała Wyszyńskiemu możliwość kariery-
niespodziewanie został mianowany arcybiskupem metropolitą
warszawsko-gnieźnieńskim, prymasem Polski. Jest bardzo prawdopodobne, że
już wówczas ubecja nawiązała ścisłą współpracę z Wyszyńskim i dlatego
umożliwiła mu karierę, zabijając jego rywala w odpowiedniej chwili. Kolejne
fakty świadczą o wyróżnianiu Wyszyńskiego przez komunistyczne władze PRL:
w 1953 r. Wyszyński został mianowany kardynałem i jako JEDYNY kardynał z
krajów tzw. „demokracji ludowej” brał udział w czterech konklawe, np. w 1958 i
w 1963 r. Żaden inny kardynał z Europy Wschodniej nie otrzymał w tym czasie
pozwolenia od władz komunistycznych na wyjazd do Rzymu.
Idylla Wyszyńskiego z polskimi komunistami trwała dalej: 14 kwietnia 1950 r. Wyszyński w imieniu Episkopatu Polski podpisał porozumienie z władzami PRL w zamian za pozorne ustępstwa: przejściowe zagwarantowanie nauczania religii w szkołach i funkcjonowania KUL-u. Ze swojej strony Wyszyński ostro potępił „bandy reakcyjnego podziemia”, czyli polskich patriotów, głównie z Armii Krajowej, walczących z komunistycznymi władzami Polski. Sytuacja Wyszyńskiego w PRL była jednak skomplikowana: służalczość wobec komunistów groziła prymasowi i polskiemu Kościołowi kompromitacją w opinii Zachodu. Trwała wówczas „zimna wojna”. Z tego względu Wyszyński optował za aresztem domowym, gdyż pozwalało mu to twierdzić, że nie ma wpływu na ówczesną politykę Kościoła w Polsce. Dodatkowo kreowało to Wyszyńskiego na rzekomą „ofiarę komunizmu”. Pierwszy areszt domowy prymasa trwał od 25 września 1953 do 12 października 1953, drugi od 12 października 1953 do 6 października 1954, trzeci od 6 października 1954 do 27 października 1955 i ostatni od 27 października 1955 do 26 października 1956. W tym czasie prymas Wyszyński bynajmniej nie przebywał w więzieniu, lecz w komfortowych warunkach w klasztorze, obsługiwany przez zakonników i zakonnice katolickie, gdzie przyjmował bez ograniczeń wszystkich gości, czyli faktycznie nadal kierował polskim Kościołem. Chociaż ten areszt należałoby raczej nazwać luksusowym urlopem, to pozwolił on prymasowi wykreować się na męczennika i postać heroiczną. Dodatkowo przekonało to opinię publiczną, że Wyszyński nie współpracuje z komunistami. Te działania władz PRL były z pewnością bardzo na rękę Wyszyńskiemu i bardzo możliwe, że odbywały się za jego całkowitą zgodą. W ten sposób, po zakończeniu odosobnienia, prymas w aureoli rzekomej „ofiary komunizmu” mógł spokojnie kontynuować kolaborację z władzami PRL: w latach 1957-1966 Wyszyński przeprowadził obchody Tysiąclecia Chrztu Polski- było to wydarzenie religijne, niemożliwe do zorganizowania w żadnym innym kraju komunistycznym. Wyszyński podziękował za to władzom PRL w 1958 r. skutecznie apelując do papieża o ograniczenie stosunków dyplomatycznych z demokratycznym polskim rządem emigracyjnym w Londynie.
Nie wspomina się o fakcie, że kardynał Wyszyński w
specjalnym orędziu we wrześniu 1968 r. poparł inwazję wojsk polskich na
Czechosłowację w celu stłumienia tam próby reform demokratycznych.
W 1972 r. na wniosek Wyszyńskiego Watykan ostatecznie
zerwał stosunki dyplomatyczne z polskimi władzami na emigracji, co oznaczało de
facto prawne uznanie przez Kościół komunistycznej Polski. Rozpoczął się
okres jawnej kolaboracji prymasa z komunistami.
W roku 1976 r. PRL-owski premier Piotr Jaroszewicz
złożył prymasowi życzenia z okazji 75 rocznicy urodzin, co było wyrazem
wdzięczności władz PRL za nieudzielanie przez Kościół poparcia protestom
robotniczym.
Kolejnym dowodem kolaboracji prymasa z komunistami było postępowanie w czasie polskiego sierpnia 1980, kiedy Wyszyński wzywał działaczy „Solidarności” do współpracy z władzami PRL i „podporządkowania się prawom państwa”. W latach 1980-1981 Wyszyński pośredniczył w rozmowach między władzami komunistycznymi i „Solidarnością”, które zapoczątkowały w Polsce proces „miękkiej transformacji ustrojowej”, pozwalający władzom PRL-owskim i komunistycznemu aparatowi represji uniknąć odpowiedzialności karnej praktycznie aż do dzisiaj.
Patriota?
Czy Wyszyńskiego można nazwać polskim patriotą? Na pewno nie. Ten duchowny, tak jak wszyscy inni polscy hierarchowie katoliccy, służył przede wszystkim swojemu Kościołowi, a nie Polsce. Dowodem na to jest między innymi fakt, że w 1965 r. prymas Wyszyński był inicjatorem wystosowania orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich pod tytułem: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Można się tylko zapytać, jakie to potworne zbrodnie narodu polskiego miał Wyszyński na myśli, prosząc o wybaczenie naród niemiecki? Czy taką zbrodnią Polaków było zaakceptowanie międzynarodowych ustaleń, dotyczących granicy na Odrze i Nysie? Czy można to stawiać na równi z masowym hitlerowskim ludobójstwem? I kto dał prymasowi i biskupom moralne prawo do wypowiadania się w imieniu wszystkich Polaków? Orędzie biskupów polskich do niemieckich jest wybitnym przykładem skrajnego cynizmu i relatywizmu moralnego prymasa Wyszyńskiego.
Pośmiertna legenda
Wyszyński zmarł 22 maja 1981 r. na skutek choroby
nowotworowej. Pogrzeb prymasa w dniu 31 maja zgromadził tłumy Polaków naiwnie
wierzących, że odprowadzają do grobu ofiarę komunistycznego reżimu. Pogrzeb
stał się symbolicznym podsumowaniem życia Wyszyńskiego: na czele konduktu
pogrzebowego ramię w ramię z hierarchami kościelnymi kroczyli czołowi
przedstawiciele władz PRL: przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński,
marszałek Sejmu Stanisław Gucwa oraz członkowie Rady Państwa, Rady Ministrów
i inni wysocy urzędnicy państwowi (m. in. Kazimierz Barcikowski, Jerzy
Ozdowski, Mieczysław Rakowski, Józef Czyrek).
O uznaniu władz komunistycznych dla kolaboranta
Wyszyńskiego świadczy fakt ogłoszenia przez Radę Państwa PRL żałoby
narodowej po jego śmierci w dniach 28-31 maja 1981 r. Przez 51 lat istnienia
PRL taką żałobę ogłoszono tylko 4 razy!
Mało kto wówczas, tak jak dzisiaj (poza pracownikami PRL-owskiego aparatu bezpieczeństwa) zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę Wyszyński był jednym z największych i najbardziej gorliwych kościelnych kolaborantów z władzami PRL
Pogrzeb Wyszyńskiego
W drugim rzędzie za trumną idą przedstawiciele
władz PRL
25 października 2000 r. w uznaniu jego zasług przyjęto w Sejmie RP uchwałę następującej treści: „W setną rocznicę urodzin Kardynała Stefana Wyszyńskiego Sejm Rzeczypospolitej Polskiej pragnie uczcić tego wielkiego Polaka, kapłana i męża stanu, którego życie i działalność wpisały się trwale do historii naszej Ojczyzny. Jego nauka, myśl społeczna i wzór patriotyczny pozostają aktualne i mają szczególne znaczenie dla odrodzenia Trzeciej Rzeczypospolitej. Oddając hołd i szacunek wybitnemu Polakowi, Sejm Rzeczypospolitej.... itd. Jak bym czytał dzisiejsze prawicowe piśmidła i mowę Kaczyńskiego, po ewentualnej śmierci abp Jędraszewskiego albo Głódzia. (Żródła: m.in.WP.)
PS. Tryumfatorka turnieju tenisowego 2020 French Open Polka Iga Świątek ubrała się w tęczową sukienkę do wywiadów udzielanych prasie całego świata. Prawicę i polski kościół szlag trafia. I dobrze. Kto nie chce tego widzieć niech patrzy na sukienkę Jędraszewskiego. Iga, jesteś wielka.
Ku pokrzepieniu serc
Dół formularza
środa, 7 października 2020
SIKANIE LUDZKA RZECZ
patriotyczna młodzież daje przykład
niedziela, 4 października 2020
HOMOFOBY RODZĄ SIĘ NA UCZELNIACH?
***
A teraz ad rem: Mamy nowego ministra od szeroko pojętej oświaty, czyli od przedszkola do magistra. Homofoba, chama i prostaka mimo tego iż KUL umeblował go w tytuł doktora, niejako w togę profesora, tyle że nadzwyczajnego, czyli nadzwyczajnie prostackiego, o czym już wie cały boży świat. Boży, bo profesor Czarnek, o którym mowa to człek niebywale religijny, posługujący się słowem zbawiennym średnio co dwie minuty. Jako były wojewoda lubelski przemknął się oczom świata nie eksponując wzorem kraśniczan swoich nadzwyczajnych charakterologicznych przekonań, za to jako gwiazda oświaty proszę bardzo. Od razu z grubej beki. I ta beka mu pozostanie na zawsze. Nie sądzę by ten typ zbyt długo pozostał na świeczniku, wróć, na „kagańcu” oświaty. Mamy dość dużo światłych pedagogów (oczywiście pomijając niejaką Nowakową z Krakowa) która samym zachowaniem straszy pedagogów, że o słowach nie wspomnę, ale czy Czarnek ją przebije nie wiem. Na razie dobrze mu idzie. Nawiasem mówiąc ten homofob, nieuk i cham będzie personifikacją poziomu umysłowego obecnej władzy oraz jej zaplecza intelektualnego. Warto przypomnieć, w tym miejscu - ŻE TU JEST POLSKA .
piątek, 2 października 2020
UBEZWŁASNOWOLNIONA POLSKA MACICA
Kilka
lat temu w poście pt. „Ubezwłasnowolniona macica” wyłuszczyłem swoje myśli o
aborcji, a raczej o tym zabiegu medycznym, który podejmuje się w przypadku
zapisanym w prawie o dopuszczalności do niej, czyli gdy ciąża zagraża
zdrowiu matki lub dziecka, ewentualnie powstała w wyniku gwałtu. Zresztą ta
ostatnia możliwość pozostaje w decyzji zgwałconej. W moim poście przywołałem
głośny przypadek prof. Chazana, który to jako ordynator (a może szef szpitala)
oddziału ginekologicznego uparcie postanowił, że kobieta musi urodzić dziecko
kalekie ( z połową głowy, bez mózgu i innych członków ciała), bo takie jest
jego przekonanie jako „debilnego” katolika. Debilnego tym bardziej że gość
szczyci się tytułem profesora. Oczywiście od czasu gdy uczelnia katolicka
nadała mu ten tytuł. Nie ważne czy dziecko się urodzi żywe czy martwe. Czy
będzie żyło kilka minut czy kilka godzin, wiadome bowiem było że ten stworek w
objęciach matki żywy ze szpitala wyjść nie może. Co za mizogin i talib. Ten
talib przyznał się do wykonania kilkuset aborcji, zanim nie zrodził nam się
PiS. Przemiana Chazana bardzo się spodobała episkopatowi, który jako
wszeteczny podmiot dzieci nie rodzi a tym bardziej nie żywi i nie wychowuje.
Chazan był postrzegany od tej pory przez rozumnych ludzi jako człowiek bez
serca za to z orderami od kopniętych prosto w mózg pisdzielców. Ten typ nawet
nie zdobył się na to (co jest zapisane w obowiązkach szpitalnych) by wskazać
inny szpital, który potrafi odczytywać prawo, z którego wynikało że kobiecie
trzeba pomóc) i nie kieruje się katolickim sumieniem.
KŁAMSTWA UŚWIĘCONE
Ostatnio krąży po kraju mało wybredny pod względem literackim dowcip, za to mocno ulokowany w prawdzie pod względem merytorycznym, cytuję: ...


-
Termin, a jakże zapisany w wikipedii, a oznacza ostentacyjnie bierną, lekceważącą postawę wobec wszystkiego. Można ją określić odrętwiał...
-
To po prostu „dzień dobry” w języku naszych bratanków znad Dunaju. Oczywiście co ciekawe, taki grzecznościowy zwrot dotyczy tylko towarz...
-
Pytacie skąd bierze się tylu wyborców PiS, tylu prostackich dzbanów do których nic nie trafia mimo zapraszającego pustego wnętrza. Ano s...
