Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2012

ODWYK

Obraz
                       (Opowiadanko piąte) S iedzę ja sobie w czasie niedzielnego czasu mszalnego przy ulubionym szklanym naczyniu wypełnionym złocistym płynem i jak zwykle myślę o tym i o owym, zresztą bez składu i ładu. Zwilżam co chwila szybko wysychające gardło łykiem „żywca” zaciągając się bezmyślnie camelem wersji light. Zastanawiam się, czy to oczywiście bez dyskusji dobre piwko, jednako by mi smakowało bez tej kosztownej trucizny, które wszyscy lekarze ( w tym również palący) nazywają tytoniowym ścierwem. Zadumałem się, jak to bywa zwykle, gdy siedzę sam. A przecież byłem tak blisko zerwania z tym paskudnym nałogiem, bo oto mój zakład pracy zorganizował i opłacił kilka lat temu seanse odwykowe, które prowadził pastor Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Chodziłem na te seanse. Już pierwszego dnia wszyscy poddaliśmy się terapii, oczywiście wyrzucając do kosza, podstawianego jak tacę kościelną, zalegające kieszenie papierosy i zapalniczki. Nie ważne, drogie czy tanie. Terapia

CO NAM ZOSTAŁO Z TYCH LAT

Obraz
                                                       Z tych lat (podłych) szczęśliwie minionych, kiedy to w sporcie mogliśmy z podniesioną głową mierzyć się z największymi potęgami włącznie z USA, ZSRR, RFN, Wielka Brytanią i Francją. Z tych lat, gdzie o sukcesach i wspaniałych wynikach decydowało szkolenie i intensywne treningi, a nie modlitwy i relikwie rozdawane przez kard. Dziwisza ps. „Stasiek”, od jegoż imienia. Zarówno w takich dyscyplinach jak boks, kolarstwo, lekkoatletyka, czy podnoszenie ciężarów plasowaliśmy się jako Polska w pierwszej piątce najbardziej znaczących krajów świata, z możliwością przesuwania się do przodu w tej tabeli. W piłce nożnej też nie było wstydu. Z naszymi sportowcami za biedne pieniądze PRL-owskie jeździli masażyści, którzy obsługiwali sportowców z innych dyscyplin, trenerzy z porządnie ukończonym wydziałem w swojej profesji na polskich Akademiach Wychowania Fizycznego. Ludzi oddanych dla sportu bardziej niżeli własnej rodzinie. Sam znałem taki

KAPUŚNIACZEK, CZYLI GOŚĆ W DOM

Obraz
Kilkanaście lat temu, obejrzałem francuski film pt. „Kapuśniaczek” z Luisem de Funesem i Jeanem Carmetem, w reżyserii Jeana Giraulta. To film o dwóch dziwakach zamieszkałych gdzieś tam na francuskiej wsi, którzy żywili się bodajże najprostszą, a jednocześnie smaczną zupą jaką jest kapuśniak. Zupę komponowali z główki kapusty, kawałka mięsa i nieco warzyw. Fakt, zupa pachnąca, szczególnie wygłodniałemu, dlatego przyciągała istoty... nawet pozaziemskie. Na ich podwórku bowiem, niespodziewanie wylądował międzyplanetarny spodek na pokładzie którego przybył w ramach gościny pozaziemskiej niejaki ludzik, którego nazwali Gagatkiem. Ponieważ jak mówię, ich jedynym pożywieniem był kapuśniaczek, przeto on też stanowił przedmiot poczęstunku gościa. Gagatek ów kapuśniaczek dodatkowo popijał sikaczem, winem pędzonym przez gospodarzy. Zarówno gość z kosmosu jak i ci dwaj prostacy zaprzyjaźnili się wzajem na tyle, że jeden z nich widząc siłę pozaziemską Gagatka poprosił go o przywrócenie życia

JUŻ MAMY WOLNE

Obraz
Skończyło się szybko, jak z bicza strzelił. Tyle hałasu, tyle logistyki. Tyle zabezpieczeń nie tylko pod względem aprowizacyjnym, ale przede wszystkim, ogólnie rzecz ujmując zapewnienie bezpieczeństwa reprezentacjom 32 państw, tym bardziej, że ponad połowa z nich zechciała zamieszkać u nas. Ponadto zapewnienie bezpieczeństwa dziesiątkom tysięcy kibiców, którzy przyjechali zagrzewać swoich do „boju”, a raczej sportowego wysiłku, boć instrumenty militarne były zabierane do „depozytu” wraz z rycerzem. Przegraliśmy mecz ostatniej szansy (wszystkie mecze jakie kiedykolwiek rozgrywamy były ostatniej szansy) z Czechami mimo usilnej modlitwy kardynała Dziwisza, który zaocznie błogosławił prawą ręką Tytonia, w lewej trzymając odsączone z centralnego zbiornika krople krwi papieskiej. Czesi bez szamanizmu mecz wygrali i awansowali do dalszych rozgrywek mimo, że wcześniej ulegli Rosjanom aż 1:4. Co ciekawe, ich zwycięzcy odpadli. Ale tu akurat bym się nie dziwił za bardzo, bo Ruskie to antych

DZIEŃ BEZ HAPPY ENDU

Obraz
Tak trzeba zatytułować ten post. To jak radosna piosenka uroczo śpiewana przez Annę Jantar, wszak co najmniej połowa naszej polskiej populacji uległa szczęśliwemu zaczadzeniu. To jak sezonowa, urlopowa miłość. Kto by kilka miesięcy temu uległ podobnej fascynacji w sytuacji gdy, nie wszyscy wierzyli w dobry wynik przygotowań do imprezy, jakiej nigdy do tej pory Polsce nie powierzono. Zresztą nie tylko Polsce, bo wielu naszych ważnych rodaków wprost publicznie domagało się zabrania Ukraińcom współorganizacji i oddanie nam jej w całości. Do takich rycerzy należał wybitny znawca sportu Jarosław Kaczyński, psia j. mać. Ta ofiara humoru politycznego wraz ze swoją owczarnią pisowską potrafi się akurat ośmieszać na tyle, że już nikt się specjalnie temu nie dziwi. Skoro nie udało się zabrać części imprezy Ukraińcom, to chociaż ten patałach polityczny pchnął swoich przybocznych bandziorów-kiboli przeciw kibicom rosyjskim. Nawet nie zauważył, że owi kibice pod jego nieobecność uroczyście złoży

KORWIN JAK "KUPA" INNYCH

Obraz
 Tak dosłownie można określić człowieka, którego korzenie sięgają gdzieś tam w herbowych rodach, człowieka wydawałoby się wykształconego, ba nawet (gdy się postara) inteligentnego, parającego się pisarstwem i po trosze dziennikarstwem, ale ponad wszystko przewodniczeniem swej kanapowej partii Unii Polityki Realnej. Czy rzeczywiście realnej, bo wg. głoszonych haseł i zmyślnego programu, to tylko sam on wie, że realnej. To człowiek o absolutnych przekonaniach tkwiących w okowach konserwatyzmu. To szef partii popieranej przez ułamek społeczeństwa złożonego zwykle z ludzi młodych, a często właśnie kiboli, którym hasła polityczne okraszone słowami: dupokracja, polska banda czworga, czy tam pięciorga łatwo wpada w „wysublimowane”, czułe ucho konkretnej młodzieży. Dlatego nie dziwota, że pan Korwin-Mikke wystrojony w nieodłączną muszkę zubożałego szlachcica, podobno pochodzenia semickiego (co akurat mi nie przeszkadza, ale co ciekawe kibolom też!) znajdzie się zawsze tam, gdzie szykuje s

CIĄGLE DORASTAMY

Obraz
Tato, tato, Ruskie polecieli w kosmos! -Nie może być, wszystkie? Nie, tylko dwóch. -To co mi dupę zawracasz! Taki dialog syna z ojcem usłyszeliśmy u Chęcińskiego w „Samych swoich”. Dialog który przemawia do nas Polaków wyjątkowo asertywnie. A niechby już raz na zawsze wszyscy wystrzelili się w kosmos i byłby spokój. Akcja filmu dzieje się w latach 40-50- tych, a w tym to czasie Rosjanie byli postrzegani bardzo pejoratywnie. NKWD plus nasze UB jako te dwa wyjątkowo koherentne ustrojstwa prześcigały się w zapełnianiu cel więziennych ciałem narodu Panów. Mijały lata, dziesiątki lat, rządy, a nawet ustroje się zmieniały a mimo to nienawiść Polaków do „ruskich” spetryfikowała się na tyle, że gdyby chcieć to jakoś rozmiękczyć, czy też chociażby spowodować lekkie spulchnienie, najlepiej, a nawet najmiłosierniej po katolicku, by było otrzymywać ciągłe dramatyczne wiadomości zza wschodniej granicy o wyjątkowych katastrofach lotniczych, zamachach terrorystycznych, powodziach, po

SYBERIA MOJA MIŁOŚĆ

Obraz
Syberia, temat jak ocean. Nie tylko temat. Syberia, która rozciąga się między Uralem i Oceanem Arktycznym, oraz między północnym zlewiskiem wód dwu oceanów Arktycznego i Spokojnego na południu zamyka się bezkresnymi stepami Kazachstanu i Mongolii. Syberia to obszar ponad 12 milionów kilometrów kwadratowych. Jej powierzchnia jest większa od powierzchni USA wraz z Alaską oraz Europą Zachodnią włącznie. Zamieszkuje ją 32 milionowa społeczność, która porozumiewa się setkami języków. To kraina, o której przeczytałem wszystko co mi wpadło w ręce. Syberia zaciekawia każdego, kto ma jaką taką wyobraźnię. Oczywiście najwięcej chłonąłem przy okazji czytania dziesiątek powieści, których tematem były setki obozów pracy oraz łagrów sowieckich, bo Syberia to nie żadna tam Arkadia, to w pewnym sensie też piekło. Pisarze pokazujący straszliwy los milionów Rosjan, Polaków, Ukraińców, Niemców i bodajże wszystkich nacji świata starali się umiejscawiać dramaty ludzkie pośród otaczającej je przyrody

CUDA I CUDAKI

Obraz
W kraju, który cudami stoi nie trudno również o cudaków, którzy może mniej wyglądem, a więcej wyjątkowym ograniczeniem mózgowym potwierdzają takie przypadłości. Bodajże dwa dni temu telewizja pokazała coś, co przypomina tego typu stwór. Zgodnie z pojemnością mózgu nazywa się … Noga, a właściwie tylko jej ... zadnia część, czyli Pięta. Zwolennik stosów inkwizycyjnych dla wszystkich nie wyznających jego wartości. Podobno był nauczycielem, w co trudno dać wiarę, chyba że religii.. Taka trywialna przypadłość natury w XXI wieku. Dopuścili go do telewizji, chyba dla uatrakcyjnienia programu, oraz rozbawienia publiczności zaraz po informacji o kolejnych wpadkach politycznych rządu. Co to ten osobnik nie opowiadał w towarzystwie pana Legierskiego na temat dyskutowanej przez parlament ustawy o związkach partnerskich, tego żaden jako tako zdrowy na umyśle człowiek nie pojmie. Ze względu na higienę nie warto powtarzać jego dosłownie wydukanych mądrości. Jedno jest tylko pewne, że dla pana

PRZEPROSIN ŁAKNIEMY JAK POWIETRZA

Obraz
Stała się rzecz niesłychana. Najwierniejszy przyjaciel obraził najwierniejszego przyjaciela. Ameryka obraziła Polskę. Kuźwa, aż trudno uwierzyć, ale stało się. Mleko się rozlało na całą płytę kuchenną. I nic wielkiego by się może nie stało, gdyby pierwej naszym władzom i dziennikarzom przyszło do głowy, że są takie twory polityczne jak Stany Zjednoczone, które nigdy wprost nie przepraszają. Może prości obywatele względem siebie używają słowa sorry, nie dotyczy to jednak przywódców najsilniejszego i najbogatszego państwa świata. Wynika to chyba z konstytucji USA, która w imię ichniejszego boga, pełna demokratycznego patosu umiejscawia ojczyznę prezydenta Baracka Obamy ponad pozostałym światem. Kraj zamieszkały przez zbieraninę ludów przybyłych z różnych stron planety zapomina słów sorry-traurig- izwienitie- scusa- pardon i innych grzecznościowych zwrotów przywiezionych z Chin, Japonii, Indii, Włoch, Francji, albo powiedzmy z Meksyku. No co tu dużo mówić, stało się nieszczęście, bo