GNIAZDO
To
słowo ma wielorakie znaczenie. Można się nim przede wszystkim
posłużyć w biologicznym opisie zwyczajów ptactwa i nie tylko, ale
też w formie metaforycznej odnieść do wielu innych tematów.
Zasadniczo gniazdo
to – różnego
typu konstrukcje, wykonane przez zwierzęta jako schronienie, a
zwłaszcza jako miejsce wylęgu
i odchowywania młodych. Gniazda budują stawonogi,
ryby,
ptaki a także gady.
Ponoć gniazda pełniące funkcje inkubatorów budowały także
dinozaury.
Ssaki budują
zwykle gniazda mieszkalne lub legowiska.
Tyle tytułem wstępu w odniesieniu do meritum. Gniazdo
zawsze kojarzy nam się z rodzinnym domem, gdzie powiły nas matki,
które opiekuńczo patrzyły nam w oczy oczekując od nas pierwszych
słów mama, tata, baba. O dziadku mało się mówi. Dopiero po kilku
latach słowo dziadek też wydobywało się z drobnych małych
usteczek wnuczęcia. Trudniejsze do wymowy fonetycznie. Rodzinne
gniazdo ponadto bardziej kojarzy nam się z domem na wsi, mniej z
mieszkaniem gdzieś tam w bloku, szczególnie dużego miasta. Domek
na wsi, otoczony często choćby kilkoma drzewami na których z kolei
można zauważyć gniazda i gniazdka ptasie, a w krótkim odstępie
czasu również usłyszeć trele i przeróżnie barwne dla ucha
świergoty. Na dachach wielu gospodarstw, szczególnie w Polsce od
lat wysiadują bociany, których klekot usypia wieczorem mieszkańców.
Ludzie mają do ptactwa bardziej miły stosunek niżeli do innych
zwierząt, szczególnie psów, które przez całe doby pozostają na
uwięzi łańcuchowej, mimo, ze zdają sobie sprawę, że ich pies
ciągle pozostaje przyjacielem, a często obrońcą ich mienia.
Gniazdo rodzinne to matka, ojciec oraz dzieci., często babcia lub
dziadek. Do takiego gniazda bez żadnych zahamowań, kierowani
rodzinnym uczuciem i nie tylko, powracają dzieciaki, które po
ukończeniu szkół rozpierzchły się gdzieś po świecie,
zakładając swoje gniazdka. Dzisiaj, gdy czytam prasę, do
rodzinnego gniazda przybywają najczęściej w weekendy tzw. słoiki,
ludzie młodzi zamieszkali gdzieś na obrzeżach wielkich miast, po
to by zabrać wszelkiego rodzaju przetwory i inne dobra zgromadzone
przez kochających rodziców. I oto tak kwitnie ta miłość rodzinna
obliczona bardziej na zysk niżeli na samą nić miłości. W stanie
wojennym, oraz w okresie zakupów wyłącznie na kartki żywnościowe,
moi rodzice którzy zamieszkiwali na wsi, gdzie posiadali
gospodarstwo, średnio co kwartał słali do mnie listy, bym znalazł
czas na odebranie od nich kolejnej ćwiartki ubitego świniaczka. Było nas czworo, a więc każde z nas mogło pocieszyć się
„świeżonką”. Tacy są generalnie rodzice i ich serca, dopóki
oczywiście żyją i w miarę sprawnie mogą się poruszać. Z
chwilą, gdy stan zdrowia nie pozwala im już na samodzielną
egzystencję, oczekują opieki od swoich pociech. Tak było i jest w
całej przyrodzie, z tym ,że słabe osobniki wśród ptaków i
ssaków są usuwane z życia, jako że nie poradzą sobie podczas
przebazowania, którą nakazuje pora roku. Wśród rodzaju ludzkiego
niestety też zdarzają się przypadki, gdy matki zabijają swoje
dzieci eliminując je w ten sposób z gniazd rodzinnych. Przykłady
się mnożą coraz bardziej.
Pamiętam,
moje dość rzadkie z przyczyn służbowych przyjazdy do gniazda
rodzinnego. One były podświadomie odczuwane jako powrót do źródeł.
Z uśmiechem i lekkim drżeniem serca przekraczałem kamienny próg
,by zaciągnąć się aromatem pieczonego ciasta, oraz innych
smażonych wiktuałów. Przyswajałem zapach podwórka, po którym grupkami poruszały się kwoki z kurczętami, oraz kaczki z żółtymi dziećmi. Z ochotą biegłem po wodę do studni z
żurawiem, ale też pomagałem w podstawowych czynnościach
gospodarczych. Po prostu wchodziłem w rytm swojego dzieciństwa. Wszystko było po staremu. Bociany, które od lat pokoleniowo powracają, stały
się niejako dodatkowymi członkami rodziny, podobnie te dziesiątki
mniejszych i większych ptaków, które uwiły gniazda na drzewach
owocowych. Wszędzie słychać było kwilenie malutkich jaskółek.
Dlatego jest już zasadą, że dopóki z tych gniazd nie wyfrunie
ostatni ptak, drzew nie powinniśmy ścinać mimo ich biologicznego
obumarcia. Taka zasada obowiązywała zawsze w moim wiejskim, wręcz bardzo rustykalnym „GNIEŹDZIE”.
Słowo
gniazdo ma bardzo miłe i bardzo rozległe konotacje. Tym słowem
zatytułowany jest film polski o początkach państwa polskiego,
gdzieś tam koło Gniezna. Zresztą nazwa miasta pochodzi właśnie
od gniazda. Z gniazdem jako takim spotykamy się między innymi w
nazwach różnych stowarzyszeń, oraz nazwach ośrodków wypoczynkowych, tytułami
książek i filmów. Właśnie w Nałęczowie spotkałem jedną z
willi której nazwa brzmi Orle Gniazdo. Gniazda rzadkich ptaków
dzięki kamerkom internetowym możemy obserwować całą dobę, bo
bez wątpienia wysiadywanie, a następnie dorastanie orła bielika,
czy też sokoła, to tak jak czytanie dobrej książki, a przede
wszystkim poczucie, że należymy do tej wielkiej, jedynej rodziny we
wszechświecie ogólnie zatytułowanej fauną i florą.
Szczesliwi ci, ktorzy maja gdzie wracac.
OdpowiedzUsuńJ.
Wysoce moralny i ekologiczny tekst panie toruńczyku. Przeczytalem z lubością. Więcej podobnych proszę w imieniu czytelników. Amadeo.
OdpowiedzUsuńZ bloga wynika, ze autor jest dobrym, uczciwym człowiekiem. Czuły na krzywdy ludzkie i zwierzat. Jednoczesnie jako lewicowiec chyba zbyt mocno krytykuje ludzi kościola czyli księży.Fakt ostatnio wydało się wiele brzydkich rzeczy nawet wśród biskupów, ale kosciół to my wszyscy wierni bogu. Pedofilia była jest i będzie bo to są tylko ludzie. Młodzi i nie wyzyci. Reasumujac, może się autor nawróci na wiare dziadów. Pozdrawiam mimo wszystko. Łukowianka.
OdpowiedzUsuńJa tez lubiałam wracać do swego gniazda (domu rodzinnego) niestety spłonał. Dzisiaj tylko mogę powspominac te czasy, które tak z pięknie pan opisał. Pozdrawiam Lodzia z Kłodzka.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwi, ktorzy mają gdzie wracac.J.
OdpowiedzUsuń