JA, PRAWIE MIZANTROP


                                   Ch. D. i kamieni kupa.
Mizantrop to osoba stroniąca od ludzi, mająca do nich niechętny lub wrogi stosunek. No, nie do końca tak jest w moim przypadku, jak twierdzi nauka o ludzkiej naturze. Ja, a nie żaden bohater dramatu Moliera. Jako że chodzi o mnie, dosłownie, autora tych słów. Do tej pory nigdy nie przyszło mi do głowy lokować siebie wśród odludków, ludzi oderwanych od otoczenia, czy też towarzystw bliżej nieokreślonych, a jednak. Jak pamiętam od dzieciństwa zawsze oblewałem się wstydliwym rumieńcem, gdy któreś z rodziców prosiło bym popisał się przed gośćmi deklamacją nowego wierszyka, albo  bym pocałował ciocię za wręczoną mi tabliczkę czekolady. Podobnie zawsze wymigiwałem się przed występami szkolnymi z okazji świąt państwowych np. rocznicy Rewolucji Październikowej,  Święta 1 Maja, lub święta szkoły, do czasu osiągnięcia tzw. dorosłości, aczkolwiek wiele się nie zmieniło w tej kwestii. Przez długi czas nie wyobrażałem sobie zapoznania „osobistej” dziewczyny, czy też nawiązania z kimkolwiek wartościowej, ewentualnie korzystnej znajomości, jak to czynili inni. Moja zachowawcza skromność deprymowała mnie przez wiele lat. W szkole nie wyrywałem się do odpowiedzi na zadane pytanie do całej klasy, mimo że czułem iż jako jedyny znalem poprawną odpowiedź. Przeto balansowałem na czwórkach miast walczyć o najlepsze świadectwo. W życiu dorosłym otaczałem się wyłącznie sprawdzonymi do szczętu kolegami a i prawdziwymi przyjaciółmi. Zwykle otwierałem się na zewnątrz dopiero po  kilku kieliszkach trunku. Był to moment uruchomienia języka, który potrafił rozbawić towarzystwo dobrym dowcipem, jakich to w zanadrzu miałem ful. I tak jest do dzisiaj. Dzisiaj już moi koledzy i przyjaciele odeszli udeptywać łąki niebiańskie, więc moja aktywność mocno przygasła. Pozostało mi się tylko uśmiechać do sympatycznych koleżanek mojej małżonki, odwiedzających nas z okazji imienin i jubileuszów. Babeczki jednak żyją dłużej. Na szczęście moja Połówka obdarzona jest przez naturę równie inteligentnym poczuciem humoru. Humoru, który to jest warunkiem sine qua non dobrego towarzystwa. Samo czytanie książek, choćby w masowej ilości nie zastąpi wrodzonego humoru, dobrze lokowanego w okolicznościach i odpowiednim momencie. Humor proszę państwa to jak dobry zakwas do wypieku smacznego chleba. (sam to wymyśliłem, podobnie jak tajemniczy wyraz „skapnik”. To nic innego jak po prostu najdłuższy włos na kobiecym łonie, z którego skapuje ostatnia kropla moczu.) Reasumując posta, oficjalnie przyznaję się do mizantropi i nic tego nie zmieni. Taki się urodziłem na tej wsi mazowieckiej, zaś dalsze moje losy ocierające się o naukę i pracę niewiele zmieniły tenże stan rzeczy. Po głębokiej analizie stwierdzam że jest mi z tym dobrze. Nawet teraz podczas wyborów prezydenta RP. Fakt, ten starający się o reelekcję to wysłannik najważniejszego kurdupla skatoliczałej Polski, ale jak widać jest szansa aby go wykopać na śmietnik historii. Kwestia dotarcia do szczątków mózgowych prostej ale największej części społeczeństwa zakiszonej w buraczano kartoflanym sosie polanym podlaskim bimbrem. Czy tak się stanie?. Nie wiem, ale wiem jedno. Mianowicie, zarówno ja, jak i setki tysięcy mi bliskich mizantropów odzyskałoby przygaszony przez lata animusz i asertywność, bowiem zgodnie z zawołaniem konkurenta, DUDY MAMY DOŚĆ!   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE