WIOSNA


A więc wiosna. Ta prawdziwa, wyczekiwana przez długie ponure miesiące zimowej szarzyzny. W moim przypadku wystarczy otworzyć okna przez które natychmiast wpada rześkie poranne powietrze zmieszane z zapachem róznych kwiatów upiększających parapety, ale także cała symfonia dźwięków zbudowanych przez trele i świergoty ptaków zwołujących partnerki do wspólnego zakładania gniazd. Serce się natychmiast wzmacnia ochotą do życia. Obok tych barw zieleni o przeróżnych odcieniach z uśmiechem spoglądam na spieszących do pracy, ale też na tych co to z ochotą i ekologicznymi siateczkami biegną do najbliższej piekarni po świeże rogaliki i bułeczki, obiecane współmałżonce w przeddzień. Jest cudownie i chyba z dnia na dzień będzie jeszcze piękniej, jako że na balkonach i parapetach, ale nie tylko, przybywa przeróżnej maści kolorowej flory. Nie wszystkie znam z autopsji, mimo że jestem synem ogrodnika, chociaż chyba bardziej sadownika, a to zasadnicza różnica w kulturze produkcji i upraw. Przybywa ich, bo akurat moja Małżonka jest zakochana w każdym płatku kwiecia, co się potwierdza podczas wspólnych spacerów. Musi rzucić ciekawskim okiem do każdego przydomowego ogródeczka.
Tekst ten piszę w dniach tzw. długiego majowego weekendu, na który, szczególnie lud pracujący oczekiwał już od tygodni. Termin „weekend” jest tu jak najbardziej na miejscu, chociaż jeszcze ćwierć wieku temu mało kto go znał. 1 maja był Pierwszym Majem, czyli świętem ludzi pracy i musiał być czczony uroczystymi pochodami wzdłuż centralnych ulic miast. Niechętnie nam się chodziło na ten spęd bo to jednak pod przymusem. Z drugiej strony, po analizie za i przeciw „rozpierała” nas radość, że oto jest okazja spotkania przy piwku znajomych i kolegów z poprzednich miejsc pracy, oraz możliwości okazjonalnego zakupu dobrych wędlin i czegoś tam jeszcze, ale nie pomnę, bo władze starały się w tym dniu doposażyć kramy handlowe..Był to jeno jeden dzień świąteczny, chyba że sąsiadował z niedzielą. Do dzisiaj podobnie wyglądają te dni wszędzie poza Polską. U nas Kościół sobie zagospodarował je dla pieniędzy. Dzień Matki Boskiej, który był ustanowiony w podzięce za Konstytucję 3 Maja przeniósł z trzeciego na drugiego maja, zaś pierwszy maj to dzień św. Józefa robotnika. Akurat w tym roku pozostaje jeszcze niedziela, też biorąca tacowo. Słowem, trzydniowe żniwa. Mimo, że Polak na pochody szedł raczej z musu, to dzisiaj wielu normalnych Polaków tęskni za tamtym pierwszym, niezależnym od episkopatu majem. Dzisiaj trzy wolne dni początku bodaj najpiękniejszego miesiąca roku, to inauguracja modnych spotkań grillowych z popijawą.
 
 
Do późnych godzin wieczornych wielu normalnych ludzi będzie wysłuchiwać pijackiego rechotu osiedlowych „artystów”, których głosy upodabniają się do trąbki z koziej, a nawet byczej d..py., po czym z rana wraz z małżonkami udadzą się do parafialnego kościółka, by pokłonić się świętemu Cieśli, w końcu też robotnikowi. Początki maja, to przede wszystkim świeżutka zieloność (viridi), posprzątane ulice, pomalowane na biało krawężniki, no i to powietrze o którym wspomniałem na początku, a które odświeżane jest deszczykiem a często i ulewą pierwszych burz. Na koniec kilka słów refleksji osobistej. Otóż chyba poza Bitwą pod Grunwaldem, której to daty nie świętujemy, oraz zwycięstwem Piłsudskiego nad armią sowiecką, tak naprawdę nie mamy prawdziwych powodów do okazjonalnego leniuchowania. Co prawda Konstytucja 3 Maja, była pierwszym takim aktem w ówczesnej Europie, to nie weszła ona w życie choćby na jeden dzień. Zaraz po euforii poselskiej, oraz upadku Powstania Kościuszkowskiego, Polska została rozebrana jak sukno przez dwóch cesarzy i jednego króla, oczywiście z błogosławieństwem papieskim. Pozostaliśmy w kleszczach zaborców ponad 120 lat, więc co tu się podniecać truchłem Konstytucji?, a czy Józef, ojciec Chrystusa zrodzonego dzięki dobrodziejstwu ówczesnego „In vitro”, był stolarzem, cieślą, czy też innym specjalistą, nie widzę powodu do rozważań, a tym bardziej do świętowania. Życzę wszystkim miłego weekendu majowego, bo to jednak prawdziwa wiosna. Ją po staropolsku należy świętować, jak to czynili Słowianie jeszcze za Peruna i Świętowita.

Moje dotychczasowe posty na: www.abrozar.pl

Komentarze

  1. Moją tradycją powitania wiosny jest to, że zawijam w tłumok wszystkie zimowe najlepsze ciuchy czyli fufajke, gumofilce, swetry , kalesony i berety. Polewam benzyna, podpalam i taki płonący symbol zimy wrzucam do pobliskiej rzeki, a jesienią wszystko sobie kupię w lumpeksie.Tego uczę tez moje dzieci. Dobrze robię????. Gabriel, majster na budowie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj z rana wpadlam tak jak Pan,w melancholie czy nostalgie lat mlodzienczych. Wiadomo, 1 maja. Nie wiem, czy to juz taki wiek, czy moze jestem pod wplywem wspomnien wielu znajomych , ale mam wrazenie, ze wiekszosc moich rowiesnikow ma ochote w te majowe dni do wielkiego swietowania. Takiego bialo-czerwonego, z parowkami lub kaszanka na tekturowach tackach, tancami na wolnym powietrzu, sukienkami, kokardami, balonikami, beztroskim smiechem, lodami Pingwin, cukrowa wata i zalotnymi blyskami wzroku u mlodziencow i panien. Lecz to chyba do spelnienia jest juz niemozliwe. To nie te czasy i nie ten ustroj. Ludzie jakby odumieli sie bawic beztrosko - parowka z kleksem serpskiej nie cieszy, male choragiewki nie trzepoca na wietrze i nikt juz nie kupi wesolego wiatraczka, krecacego sie radosnie, coby sie tylko nie dac podejrzewac o wioche czy specyficzny kicz. Oprocz mnie oczywiscie. Kupilam sobie wiatraczka i kreci sie w ogrodku jak wsciekly.:)
    Dzisiaj ludzie wola grilla z pol litrowka z wieczornym ukoronowaniem sztucznymi ogniami. Czyzby nie znaleziono uzasadnienia tego dnia? (Jozef mi nie przemawia). W koncu kupa ludzi pracuje, i to czasami ciezej, nizeli w tamtych czasach! Ja nawet teraz patrze na te przymusowe pochody z zupelnie innej perspektywy. Jakby nie bylo, zmuszaly ludzi pracujacych do wyjscia z domow. Pozniej po odbebnieniu obowiazku, jezeli sie nie udalo dac dyla gdzies w brame, jakos nikomu nie chcialo sie wracac. No tak - kusily gruzliczanka z sokiem malinowym, zapach wspomnianych kielbasek, tanie piwo upiekniane muzyczka wszelkiego rodzaju plynaca z glosnikow lub nawet live. Rodzinny festyn, jakich malo.
    Tak mi to jakos wlasnie wczoraj przyszlo do glowy, bo chyba zostalo w mojej pamieci dobrze ukryte otulone jakby w wate, bo i tamten swiat nalezy bezsprzecznie do mojego zyciorysu, nawet bardziej, niz ten terazniejszy.

    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. @J. Jakże plastycznie Pani nam opisała dawne wiosny pierwszomajowe.Nie wiem czy byłbym w stanie napisać to równie pięknie.Ten nastrój tworzony muzyką z głosników, te parowki z sarepską, no i ta woda zwana gruźliczanką, ulepszona sokiem malinowym. Ajakże, wiatraczki też były, a po pochodzie odstraszały aż do zimy gołębie z balkonu.Ale tak czy owak, było troche jakże potrzebnej wesołości, a i ploteczek po imprezie.Pozdrawiam jak tylko mogę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozmarzyciele, czego wy dzisiaj szukacie, czego oczekujecie?. Zwijać manatki i na wyspy brytyjskie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kto to taki Perun i ten drugi?. To jakiś sekretarz czy co?.Jestem ciekawa.Giga.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Giga: Zarówno Perun .... i ten drugi, jak mówi Vikipedia, są to bóstwa czczone przez Słowian, w tym Polan zanim Mieszko I, a wiec i cały kraj nadwislański nie przyjął chrztu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jeszcze mam na strychu szturmówki. Dla calej rodziny i sie tego nie wstydzimy.Oddam kiedyś do muzeum albo sam takie założę.Janko z Opola.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE