CICHOCIEMNY POD PRZYKRYCIEM


                              Kaczy bestseler
Hi, hi, hi. Ostatnio przebojem pseudoliterackim roku jest książka autorstwa Jarosława Kaczyńskiego, którą zatytułował górnolotnie „porozumienie przeciw monowładzy.” czyli heroizm walki o prawdziwą Polskę. To tzw. samochwała w kącie stała, jak gaworzą przedszkolaki. Chłop co prawda nie oddalał się ze swojej chaty nigdzie poza Sejm w czasie głosowania, jedynie do biedronki po zakup bułek w liczbie cztery, bowiem jego poranny żołądek przyjmuje raptem trzy małe wypieki, no ale jest jeszcze kot. Miał czas by wymyślić sobie atrakcyjny życiorys z lat kawalerskich, któremu to stanowi pozostał wierny do dziś mimo wieku emeryta.. Narzekał, narzekał że nikt go nigdy nie internował, ani nawet nie przyprowadził za ucho do matki z powodu niegrzeczności. Okazuje się, że był bardzo grzeczny, to i incydent z kradzieżą księżyca puszczono mu płazem. Spod jego ręki ukazały się wypociny ( w 95% kłamliwe) nazwane przez lizusów pisowskich kaczym mein kampf, a przez ludzi spoza PIS, a jest ich trzy razy więcej, po prostu życiorysem życzeniowym. Czy ktoś to kupuje?. Ano jakże
                  Drabinka po władzę
 

by inaczej. Przecież do kaczej stadniny należy 18% głosujących w czasie wyborów i tyleż oczekujących na dobrze płatne stanowiska, jakże by można zrezygnować z ambitnych myśli prezesa?. Wpadł mi do ręki tygodnik NIE Urbana, który jako jedyny dokładnie zlustrował całą treść wypocin Kaczyńskiego. A czego tam nie ma, nie potrafię przez skromność wyliczyć. (kupcie gazetę). Heroizm Jarosława patrzy na czytelnika z każdej strony. Jak to w czasie jaruzelskiej prohibicji, wódkę przenosił w butelce od tonika. Jak to potrafił się znaleźć zawsze tam gdzie wódka była za darmo, niszcząc w ten sposób gospodarkę PRL. Miał farta, bo gdziekolwiek w tej walce podziemnej się znalazł, wszędzie była wódka, swojski chleb i wiejska kiełbasa. Już mi ślinka cieknie. Chleba nie kroiło się nożem, powiada, jeno rwało na kawałki, ... co jest zrozumiałe, pomyślałem, bowiem  niezrównoważonym noża się nie daje do ręki. Jedno co mnie wzbogaca, to to, że dowiedziałem się iż Jarosław był aż takim smakoszem gorzały, w odróżnieniu od brata który był odciągany od kieliszka przez małżonkę, m.in po to, by następnego dnia nie zapominał o zapięciu rozporka. Tymczasem żadne źródła nie odnotowują choćby
                  
wzmianki o jakiejkolwiek działalności wywrotowej PRL Jarosława Kaczyńskiego. Jego brat owszem, odegrał pewną szczątkową rolę w czasie strajków i w procesie porozumienia w stoczni gdańskiej. Nie ma to nic wspólnego z późniejszym Porozumieniem Centrum PC, które stanowiło "drabinkę" umożliwiającą Kaczyńskim zdobycie władzy. A propos, drabinki, to do dzisiaj z nią chodzi. Samochwała w kącie stała i niczego się nie bała. Ciekawe, bo gdyby się nie bał to by nie dozbrajał tak Macierewicza, ale jak można się czegokolwiek bać siedząc pod pierzyną u mamusi. Wierszyk z poziomu przedszkolaka, jakże pasowny dziadkowi Kaczyńskiemu. Rety, jakiemu dziadkowi, skoro jego życiorys nie odnotował jakiegokolwiek romansu, nawet z umiłowaną koleżanką, oczarowaną przez wiele lat jego ideałami Jadwigą S., albo klejącą się doń od lat Jolantą ze Słupska. Z oszalałej miłości do niego gotowa jest mu dać wszystko, nawet różę przyniesie mu w zębach. Dzisiaj popróbowawszy odwagi, gdy mentalnie dorósł, postanowił zawalczyć o grubszą rybę. Dał motłochowi 500 złotych i się udało, dostał władzę i to wprost nieograniczoną żadną tam konstytucją.
                        Poseł Pyzik czyli cham.
Postanowił więc obalić Trybunał Konstytucyjny. Policzył szable i wydał komendę: na koń przeciwko brzydko mu pachnącej demokracji. W ławach sejmowych posadził kilkuset bałwanów i prostaków (prostaczek), którzy to swego guru za pensje, jakich nigdy nie widzieli na oczy obronią go ryzykując choćby życiem, nie mówiąc już, że zagłosują za każdą pisowską, choćby głupotą. Piotr Pyzik, poseł PIS wymachuje palcem środkowym w geście nienawiści do opozycji, co już jest wg PIS dobrym obyczajem sejmowym. O dobry nastrój prezesa panienka Pawłowicz zadba rezerwując całodzienny uśmiech dla ukochanego prezesa, choćby jej usta wykręcała gruba nadwyżka chili w zjedzonym kebabie. Łatwo jest kochać swego prezesa, gdy hojną ręką rozdaje dobre stanowiska bałwanom typu senator po zawodówce Kogut albo inny niedouczony  poseł Marek Ast. Wystarczy, że łażąc po korytarzach sejmowych robi coś tam, coś tam. Zatem, do księgarń narodzie, póki nakład niewyczerpany.


Komentarze

  1. Ja też najpierw się roześmieje ho hi hi. Zatęsknił wół za klasą ogiera, tak można by powiedzieć o wypocinach literackich pana JK. Nie czytam generalnie prasy prawicowej. Nie słucham takich tuzów dziennikarstwa jak np. Ziemkiewiczalbo Wildstein, ale gdy będę w mieście to pobiegnę do księgarni po ten bestseller. Skoro to takie credo życia człowieka żyjącego z kotem, popijającego dyskretnie alkohol to musi być ciekawe. Słowo mein kampf to dzieło, w którym zawarte jest 80 procent blagi mi szczerze mówiąc nie pasuje, ale skoro jest to dzieło tej klasy to każda komórka podstawowa PIS musi się z tym zapoznać jak swego czasu członkowie partii PZPR z kolejnymi ustaleniami plenum. Kupię i pokażę wnuczkom bo już zaczynają myśleć, ale też kupie NIE aby się pośmiać z całego tekstu pana Urbana na temat tego literackiego rewolucionibus. Spocznij, wolno sikać.Wiktor z małej wsi pomorskiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie kupie owego wiekopomnego dziela.
    Po pierwsze: nie widzialabym, na jakiej polce to usadowic, bo nie pasuje mi to ani do fantastyki, ani do basni. Moze jedynie kolo "Idioty" Dostojewskiego, ktory jak wiadomo chcial w swoim dziele przedstawic czlowieka absolutnie doskonalego, ale trzeba przyznac, ze wartosc literacka wspomnien pan K. jednak tez go do tego nie kwalifikuje.
    Zostal by moze dzial erotyki, ale temat cosik slabo poruszony. Czy ktos sie moze orientuje, czy w biografii pana K. zostalo napomkniete o jakis traumatycznych przezyciach? Np. komplikacje po operacji stulejki? Przy ogolnym wygladzie posla wszystko wskazuje na niewlasciwe nawyki higieczne, wiec tak sobie pomyslalam. W tym wypadku byc moze dalo by sie ten zbior opowiastek ulokowac posrod fachowych ksiazek psychologicznych.
    Nie mam pojecia, na co "pisarz" liczy, bo na Pulitzera raczej sie nie zanosi, wiec na co? Na ogolnopolskie nieoczatanie czy amnezje swoich towarzyszy jego politycznej (i nie tylko) drogi? Liczy moze tez na autouspakajanie w kwestii smierci brata? Pech - jest blizniakiem, i przy kazdym spojrzeniu w lustro sumienie pyta glosem Lecha "Dlaczego?".
    Jezeli te wszystkie dyrdymaly i niedorzecznosci sie beda sprzedawac jako jaki bestseller, to swiadczyc bedzie tylko o kondycji psychicznej kupujacej czesci obywateli nadwislanskiej krainy.

    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy minister od przyrody Szyszko wytnie wszystkie puszcze i lasy to na produkcje papieru do podcierania dupy zmiele sie dzielo Jarosława poniewaz nie mozna go na pólce ustawic obok Idioty Dostojewskiego, bo akurat to zawsze pozostaje prawdziwym dziełem literackim w odróżnieniu od tej szmiry politycznej.Jojo

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiam się skąd w ludziach tyle nienawiści do kościoła i pana prezesa. Prawdziwy katolik nie opluwa kleru ani przywódcy państwa tylko się za nich modli.Klara S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Klaro, odpowiedz jest prosta - widocznie nie trzeba być prawdziwym katolikiem albo katolikiem wogóle, zeby przejrzeć na oczy. Nawet bez modlitwy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE