TELEDURNIEJE
Polskie
programy telewizyjne zapchane są przeróżnymi teleturniejami,
często adoptowanymi z telewizji zachodnich, najczęściej
amerykańskich. Ich poziom w większości odpowiada znośnej opinii
jaka przewija się wśród społeczeństwa wyposażonego w odbiornik
telewizyjny. Otóż najczęściej owe zagadkowe audycje nazywa się
teledurniejami podpartymi wydaniami prasowymi o niebanalnych nazwach
telesrele lub telepierdziele. Słusznie zresztą, bowiem poziom tych
audycji jest dopasowany do tzw. widza masowego. Widza, który przez
cały rok nie weźmie książki do ręki, zaś informacje prasowe są
dla niego też zbyt męczące. Zatem rozciągnąwszy się w wygodnym
fotelu, lub na kanapie z zaciekawieniem popatrzy na zmagania dwóch
lub kilku dorównujących mu poziomem wiedzy i inteligencją
uczestników. Tego typu teledurniejami szczególnie zapchana jest
ramówka telewizji publicznej, która to szczyci się tym iż
wypełnia programy misyjne, a więc te, które z punktu widzenia
kultury powinny wnosić jak najwięcej. Niestety jest inaczej. Przede
wszystkim telewizja
publiczna nie może być wypełniona reklamami,
tak jak jest obecnie. To zaprzecza wszelkiej misyjności. Poza tym
powinna proponować wysokiej klasy produkcję we wszystkich
dziedzinach, od dzienników i debat do filmów i seriali, a zwłaszcza
teatru. Tego wszystkiego brakuje i jest wyjątkowo tandetnie.
Pytanie, co z tym fantem zrobić?. Dzisiaj gdy na czele ministerstwa
kultury stanął pan (niedoszły premier techniczny) Piotr Gliński,
który ma swoje wysublimowane smaki w odbiorze prezentacji o
charakterze kulturalnym, trudno się spodziewać zmian, a jeżeli już
to telewizja publiczna zostanie całkowicie podporządkowana IPN,
polskiej martyrologii oraz oględnie mówiąc Kościołowi. Już
można zauważyć że nie ma jakiekolwiek produkcji filmowej, w tym
seriali, by w pokazywanych środowiskach nie było księdza, biskupa,
bądź chociażby siostry zakonnej. Dlatego produkcje te są na
poziomie owych telesreli, by każdy zjadacz chleba, kartofli, kapusty
i buraka mógł połykać płynące z ekranu telewizyjnego mądrości
z otwartą gębą. Na szczęście wymieciono z podstawowych kanałów
gnioty południowoamerykańskie ze szczególnym uwzględnieniem
Brazylii, nie mniej jednak buraczane mądrości płyną też z
naszych niszowych spektakli, oczywiście również w niszowych,
prywatnych stacjach, z telewizją Trwam na czele, a przecież ta
stacja jest obsadzona absolwentami tzw. Wyższej Szkoły Medialnej
ojca Rydzyka. Magistrami, którym dyplomy nadał doktor Rydzyk.
Powracając do teleturniejów, mogę z całą stanowczością upierać
się, że swoją wartość na wysokim poziomie prezentuje jedynie
teleturniej pt. „Jeden z dziesięciu” prowadzony od wielu lat, a
może nawet od początku przez pana redaktora Tadeusza Sznuka.
Prezenter wyjątkowo inteligentny, wyczulony nawet na cień chamstwa,
człowiek erudyta. Pan Sznuk był kilkakrotnie narażony na wydalenie
z publicznej „dwójki”, bowiem chyba dla niektórych program był
chyba zbyt trudny w odbiorze, albo czyhano na jego miejsce. W wyniku
powszechnego oburzenia, zarówno widza jak i najmądrzejszej części
zarządzających tym medium pan Sznuk się ostał. Mniemam jednak, że
nie na długo, bowiem telewizja publiczna, jak zresztą prawie
wszystko dostało się w łapy Prawa i Sprawiedliwości, czyli
nadpremiera Kaczyńskiego. Jak on to zrobi?. Po prostu zlikwiduje
Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Od tej pory sam będzie alfą
i omegą, czyli sam będzie obsadzał etaty TV począwszy od prezesa
aż do sprzątaczek i babć klozetowych. Na razie posadził tam Jacka
Kurskiego, człowieka mu tak wiernego jak tresowany latami pies. W
polskim publicznym radiu zaś posadził Barbarę Stanisławczyk,
prawicową dziennikarkę i reportażystkę, autorkę m.in. książki
„Kto się boi prawdy”.Prawdy oczywiście tej, którą ona oraz
PiS uznaje za oczywistą. Telewizja jest niedofinansowana, tak
twierdzą ci, którzy odpowiadają za misje. Może to i prawda,
bowiem swego czasu premier Tusk w swej nieszczęsnej wypowiedzi
niejako zwolnił Polaków od płacenia abonamentu. Nie mniej jednak
potrzeby telewizji publicznej
zdaniem wielu powinny być pokryte z
budżetu państwa, czyli również z podatków abonentów
telewizyjnych. Skoro nas stać na finansowanie całodobowej ochrony
pana Kaczyńskiego, człowieka nie pełniącego żadnej funkcji
państwowej, IPN, CBA, partii politycznych i wielu innych wątpliwie
ważnych instytucji, stać nas też powinno na prawdziwe dotacje
kultury narodowej, bo tymczasem zatykamy dziury programowe tanim
chłamem amerykańskim, ewentualnie naszymi teledurniejami,
podpartymi prasowymi wydaniami wyśmiewanymi w serialu w „Świat
wg. Kiepskich” pt. Telesrele i Telepierdziele. Na szczęście mam
kablówkę i 100 programów na przyzwoitym poziomie.
Obrazki od góry:
1-2 Kiepscy
3-4 Red. Sznuk.
Jaki odbiorca takie media, czyli jedno do drugiego dopasowane jak gwint do śróbki.Przecie nie bedą dla przeciętnego Polaka nieczytelnika transmitowac telewizji brytyjskiej prosto z Kembridż. Telesrele- kapitalne. AaaA
OdpowiedzUsuńPal diabli teledurnieje. Przegraliśmy mecz.
OdpowiedzUsuńCzuję, ze pan Tadeusz Sznuk się za długo nie utrzyma u Kurskiego.A szkoda, bo to mój najsympatyczniejszy redaktor telewizyjny.Współorganizator słynnej audycji Studio 2.Jako uczestnik jednego z odcinków 1/10 ogladam kazdy jego wystep.Klon.
OdpowiedzUsuńPoprzez media do drazenia kolejnych dziur w mozgu. Stara i sprawdzona juz metoda - nazisci i bolszewicy doskonale tym operowali. Chleb i igrzyska musza wystarczyc, chociaz w Polsce z tych igrzysk chyba nici beda - bardziej jakies rekonstrukcje patriotyczno-historyczne utrzymane w formie melodramatu. A ze lepsze zmiany nadchodza, oprocz chleba beda i kielbaski z rusztu z dwoma paskami na tacce - ketchup i majonez, coby bialoczerwono sie ludziom opatrzylo.Moze nawet i kebab sie jakis przeszmugluje? Po wiedensku, a`la Sobieski. Jest potencjal w narodzie, jest.
OdpowiedzUsuńMoze rolnik juz zony szukal nie bedzie, bo jej bez unijnych dotacji nie wyzywi, ale przeciez moze jeszcze szukac surowce wtorne w formie rzuconych na ugor puszek po piwie. Polskim oczywiscie, bo unijne przestana smakowac.
Wieczorkiem przy swieczuszce "Hubala" sie obejrzy, albo "Katyn", moze niedlugo epos "Smolensk" czy najnowszy hit roku pod tytulem "Pilecki". Kto wie, czy z filmu "Prezydent" nie zrobi sie tez jakies telesreli po 10 minut odcinek, pokazywany w rytmie codziennym.
Otwieramy nasz teatrzyk...
J.
@J: Tez czekam niecierpliwie na te nowosci, które podniosą rangę naszej kultury (oczywiście tylko w oczach Glińskiego, teatrologa, znawcy sceny)
OdpowiedzUsuń