PRZYPOMIAŁO MI SIĘ

     Patriotyzm, którego się boję
Parę dni temu Oddział Telewizyjny Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przyznał nagrodę Polskiej Szabli Ułańskiej za „Najlepszą fotografię patriotyczną roku 2013”. Zdjęcie autorstwa Marcina Wziontka przedstawia demonstranta z polską flagą na Placu Zbawiciela na tle płonącej tęczy ,brr. Moi przodkowie brali udział w przeróżnych akcjach patriotycznych, niekoniecznie z bronią w ręku, bo patriotyzm nie polega li tylko na rozlewaniu posoki, za co byli więzieni w kazamatach UB, a konkretnie mój ojciec i inni członkowie rodziny, w większości ze strony matki. Bo wedle mnie patriotyzm to wyświechtane dzisiaj słowo, czyli „miłość do ojczyzny”. Wyświechtane poprzez nienawiść do wszystkich innych, choćby urodzonych na naszej ziemi, czyli Żydów, Rosjan, Czeczeńców (co się powinno gryźć, bowiem oni akurat są największymi wrogami Rosjan), także czarnych, nie dotyczy księży (za wyjątkiem Rydzyka, który kazał murzyńskiemu kapłanowi się umyć). Przez wszystkie swoje lata wierzyłem i wierzę w to, że patriotyzm to praca i poszanowanie państwa, jego praw, które nie ingerują w moją wolność osobistą, gdzie mam prawo do nauki, pracy i wyznania. Jeżeli patriotyzmem nazywa się palenie tęczy, która została zbudowana jako symbol przynależności Polski do wspólnoty europejskiej, to wypisuje się z tego towarzystwa. W tej sytuacji wolę należeć do tych co nie nazywają się patriotami, bo osobiście takich patriotów mam głęboko w okolicach ujścia przewodu pokarmowego. Tacy patrioci to bagno, które osłania Kaczyński i jego zgraja, oraz Kościół katolicki, który od setek lat działa na niekorzyść ręki (państwa) która go karmi i osłania przed kłopotami, w tym karą za pedofilię. Potwierdzeniem moich słów jest coroczny zlot kiboli pisowskich na Jasnej Górze, gdzie zakonnicy przyjmują ich jak braci i siostry. Panie premierze, panie prezydencie, czy to panom nic nie mówi?. Jesteście dla nich (łącznie z klasztorem jasnogórskim) nic nie znaczącymi chłopcami.
  Zdarzenie, które wspominam z rozbawieniem.
Zdarzyło to się w stanie wojennym, bodajże w roku 1982. Bieda w domu, puste sklepy. Na szczęście w odległości 100 kilometrów od miejsca zamieszkania, miałem wujka księdza w dość bogatej parafii, dodatkowo wzbogacanej raz w tygodniu darami z Zachodu. Dlatego, mimo że kościelnej instytucji nie darzyłem zbytnim uczuciem emocjonalnym, wujka i moją tam zamieszkałą babcię odwiedzałem dość często. Przywoziłem, jak pamiętam sery holenderskie, salami duńskie a nawet indyka tureckiego i artykuły toaletowe. Podczas jednej z wypraw spotkałem się z takim oto przypadkiem. W samo południe do plebanii przybyło dwoje ludzi w dość młodym wieku, którzy poprosili proboszcza o udzielenie im ślubu kościelnego, z zastrzeżeniem aby to było dokonane w sposób możliwie dyskretny, najlepiej wieczorem przy zamkniętych drzwiach kościelnych. Domyśliłem się, że
nowożeńcy ci to pracownicy wojska lub milicji, ewentualnie innych służb związanych z partią, co się
potwierdziło z ust wujka. Im na ślubie nie zależało, ale ich rodzicom bardzo. Pan młody nie dostanie za żonę wybranej narzeczonej, jeżeli nie wezmą ślubu kościelnego. Proboszcz im powiada, że nie ma w dniu dzisiejszym organisty, ponieważ dał mu wolne, a ten akurat wyjechał do rodziny. Oni jednak naciskali. Są przejazdem, a i rodzice wraz z nimi przyjechali. Nie wiadomo było co z tym fantem zrobić, tym bardziej że młodzi zaoferowali sutą zapłatę. Podczas obiadu wujek zapytał mnie czy potrafię grać na organach. Wiedział, że tam trochę brzdąkam, ale trudno to było nazwać jakimkolwiek koncertem. Ja rzeczywiście, gdzie tylko miałem dostęp do pianina albo akordeonu ćwiczyłem takie tam sobie melodie, najczęściej taneczne. Mówię więc, że, tak dla siebie to potrafię, ale nie dla słuchaczy. Wobec tego zaraz po obiedzie pójdziesz do kościoła i będziesz ćwiczyć Ave Maryja, to im wystarczy. Byłem skonsternowany, aczkolwiek melodie znałem, bowiem przez całe liceum byłem ministrantem. Co ciekawe, dużą część ministrantury po łacinie znam do dzisiaj.(ponad 50 lat). Ksiądz zawołał dwóch chłopców spośród wałęsających się przy plebanii , aby poszli ze mną na chór w celu kalkowania, czyli dmuchania w organy poprzez nacisk na specjalne pedały ( dawniej nie było elektrycznych napędów). Ćwiczyłem ponad dwie godziny i byłem z siebie nawet zadowolony. Gdy przyszedł czas

na ślub, rozejrzałem się po kościele. Przyszło chyba z 15 osób. Sami starzy ludzie z przewagą kobiet. Wiedziałem w którym miejscu będę musiał zagrać ową pieśń. W międzyczasie naciskałem na klawisze starając się improwizować w możliwej ciszy melodie, łac.musicam quitem, które okresami przypominały popularne piosenki, Marina i takie tam inne. W odpowiednim momencie uruchomiłem Ave Maria z jednoczesnym śpiewem. Te kilkanaście osób, podchwyciło ciąg dalszy i szczęśliwie pospołu dobrnęliśmy do końca ceremoniału. Po zejściu z chóru otrzymałem podziękowanie od państwa młodych. Zrewanżowałem się życzeniami na dalszą drogę życia. Wsiedli do samochodu z rejestracją warszawską i we wzajemnych objęciach odjechali. Ot taki przypadek, trochę do śmiechu. Wiem, że młodzi nigdy nie przypuszczali, że ich ślub ubarwia muzycznie przypadkowy, absolutny ignorant.






Komentarze

  1. Przypadek jaki się panu wydarzył jest bardzo optymistyczny, bo mimo małej umiejetnosci gry na klawiszach pan sobie poradził, a jednocześnie jest pan współdarczyńcą tego sakramentu. Ja przy okazji chcę opowiedzieć, że w roku przedmaturalnym też zrobiłem jaja na całe miasteczko a tam prawie wszyscy się znają. Otóż grałem w teatrzyku szkolnym w liceum w miescie powiatowym księdza w prawdziwej sutannie.Po spektaklu, który był ostatnim przed feriami wiosennymi zamiast sutannę odnieść do garderoby to ją schowałem do torby po to by w niej pojechać na ferie do domu. Już w pociągu dzięki temu że było mało podróżnych się przebrałem w sutannę i koloratkę, zaś ubranie schowałem do torby. Wysiadłem na naszej stacji i powoli ruszyłem w kierunku domu zatrzymując się przed witrynami sklepowymi oraz przy kiosku ruchu. Sąsiadka nasza która sprzedawała w kiosku się przeżegnała i o ile do tej pory mówiła mi po imieniu, w tej chwili bardzo zdziwiona powiedziała: Księże Jureczku. Po drodze ludzie się zatrzymywali i wymieniali między sobą informacje, że ich znajomy jest w seminarium i to chyba już na którymś roku bo chodzi w sutannie .Po przybyciu do domu zaskoczenie było olbrzymie, ponieważ powiedziałem, że przerzuciłem się do seminarium i tam będę zdawał mature. Ojciec się wściekł, bo był raczej bezbożnikiem, natomiast mama przyjęła moje postanowienie z zadowoleniem. Nigdy u nas w rodzinie nie było księdza, nareszcie, nareszcie. Jakaż była rozczarowana gdy się dowiedziała że to mistyfikacja, natomiast ojciec popadł w nieopanowany śmiech, tym bardziej że jeszcze długo w miasteczku aż huczało, że ich ziomek, urwis jest w seminarium .Do dzisiaj ludzie to pamiętają. Pozdrawiam bardzo, Amadeo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się,kiedy zostaną postawione zarzuty Arturowi Zawiszy za udział w nielegalnej demonstracji i podżeganie do łamania prawa? On jest głównym prowokatorem i chuliganem prawicy. Kolo .niego dwa pieski z dawnej LPR Bosak i przywódca ONR. Madre państwo by już dawno zdelegalizowało to prawicowe ścierwo plujące na wszystkich normalnych, uczciwych współrodaków siejących nienawiść do naszych sąsiadów.Magda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pobrał pan jakąś należność za grę w czasie ceremonii ślubnej czy wystarczyły obfitsze dary z zachodu?. Ja tez grywałam i śpiewałam Ave Maria w kościele, ale tez nie zawodowo.Miłe wspominki. Lodzia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się orięntuje zamiast anlogów korzysta pan z e-paierosa. Czytalem na panskim blogu.Chciałbym aby pan uczciwie powiedział, napisał, czy rzeczywiscie e- papieros, który jak by nie mówic jest zdrowszy zaspakaja pańskie potrzeby jako palacza, bo róznie piszą, szczególnie ci którzy bronia monopolu tytoniowego. Będę wdzieczny, pozdrawiam serdecznie Łukasz z Mławy.

    OdpowiedzUsuń
  5. A lubisz Bydgoszcz toruńczyku???

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam pana Amadeo. Fajna mistyfikacja i radość pańkiej mamy że będziecie mieć w rodzinie osobę duchowną.Pewno w miasteczku pana Amadeo do dzisiaj się mówi o tym zdarzeniu. Fajna anegdota. Odnosnie pytań państwa, czy otrzymałem odpowiednią gratyfikację za udawanie organisty i jak mi się pali e-papierosa, spieszę z odpowiedzią: mianowicie, specjalnej gratyfikacji nie otrzymałem, byłem zadowolony z podarunków płynących na polskie plebanie od ludzi dobrej woli za granicą. E-papierosa palę już prawie 3 lata i jestem zadowolony. Dym z analoga mi śmierdzi (nie przesadzam). Nie powrócę już nigdy do Cameli i Marlboroo.O Zawiszy nawet nie chce mi się dyskutować. Bydgoszcz lubię podobnie jak Toruń, sądzę że z wzajemnością. Pozdrawiam Państwa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odnośnie pamięci: druga część jest lepsza i przyjemniejsza dla oka i ucha.

    OdpowiedzUsuń
  8. Panie Torunczyku,
    po wielu, jak zwykle kretynskich wydarzeniech w polskim bagienku, zrobilam sobie spora przerwe w kwestii bycia na biezaco i zaaplikowalam sobie przerwe w czytaniu.
    Po przeczytaniu Panskiej informacji o Patryjotycznej Fotografii Roku 2013 musialam zobaczyc to cudo.
    Widzialam. I coz sie spodziewac po zwiazku , ktory w swojej nazwie zawiera przymiotnik "katolicki" ??? Nie ogladajac nagrodzonego zdjecia, mozna by bylo przypuszczac, ze przedstawiac by mialo milosc do blizniego, milosc do ojczyzny i tradycyjna polska goscinnosc. Lecz wystarczy tylko spojrzec na produkt wyroku katolickiego jury i od razu widzimy, co nam kluje pod plaszczykiem patriotyzmu. Podobno to mlody, radosny Polak manifestujacy jakies brzydkie profanacje Placu Zbawiciela, na ktorym przeciez znajduje sie taaaaaka piekna swiatynia. Co bedzie dalej? Bo z reguly laureatow fotografii nalezy przebic. W przyszlym roku moze jakis mily kibic, ktory rozwala czaszke Rosjaninowi, albo gejowi? A moze szwadrony babc tlukacych naszpikowanymi gwozdziami krzyzami ludzi, ktorzy wygladaja na gender? Nienawisc jako element polskiego patriotyzmu. Niech juz od razu zaczynaja polskiemu orzelkowi piora przy ogonie podpalac robiac miejsce na prostsza do zrozumienia swastyke z dyndajacymi po bokach krzyzami.
    Jak to dobrze, ze nie mieszkam miedzy dwoma rzekami, tylko za jedna z nich.

    Pozdrawiam sedecznie

    J.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ J.,Mieszkam za jedną nich, ładnie powiedziane. No i dobrze, że za tą zachodnią, bo gdyby to był Bug,to nie daj Bóg. Ciesze się, że się Pani "odnalazła", bo już mnie jak i moją Żonę ogarniała tęsknota za mądrym słowem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE