Termin, a jakże zapisany w wikipedii, a oznacza ostentacyjnie bierną, lekceważącą postawę wobec wszystkiego. Można ją określić odrętwiałością, zobojętnieniem, inercją. Ja od siebie dodam, że postawa taka mi się kojarzy z obwistionalizmem. To mój osobisty termin jako „wkład mojej myśli” dla zbiorów encyklopedycznych, podobnie jak rzeczownik „skapnik”, który to swego czasu bardzo mi pasował do krzyżówki, a jego etymologiczną genezę wytłumaczyłem, sądzę że w sposób zabawny w którymś poście na moim blogu. O tumiwisizmie piszę dlatego, iż właśnie od kilku dni opanował mnie podobny stan psychiczny. W rzeczy samej moja psychika bardziej pasuje do obwistionalizmu niżeli tumiwisizmu, chociażby ze względu na wiek, oraz dość sfatygowane i zdezelowane zdrowie. To jak silnik spalinowy, który jeszcze pracuje ale bierze za dużo oleju, zbyt dużo spala benzyny, no i często uwypukla swoje kolejne usterki, także strach nim wyjechać w dłuższą podróż. Podobnie jest ze mną. Z moimi dolegliwościami nie o...
Lewicę mamy.Gdzies tam jakby ukrytą.Może kręci lody z klerem, bo u niej jest to w zwyczaju. Głoszą ludowi rozdział panstwa od koscioła, a potem sie z tego spowiadają i dziela oplatkiem w uscisku z prymasem.Palikocie widzisz to?.Robert z Milanówka.
OdpowiedzUsuńKurde balans mówi pan Miller i już widzi swój koniec.Bo to niestety tylko balans.Dobry rysuneczek.**88.
OdpowiedzUsuńPrawica, lewica....Tych z prawdziwego zdarzenia naprawde nie ma.
OdpowiedzUsuńJuz od dluzszego czasu bardziej mozna natrafic na okreslenie "lewactwo" anizeli na lewice. A czymze sie to je, to lewactwo?
Najbardziej poruszajaca definicja, to ta, iz lewactwem mozna a wlasciwie nalezy, nazywac wszystkich, ktorzy w nieograniczonych potyczkach o wladze stasuja cala game idei, swiatopogladow, moralnych postaw etc., ktore w swoim aprioryzmie maja tylko i wylacznie zdecydowana negacje panujacego porzadku. Jak by nie patrzec, dotyczy to dzisiaj zarowno lewicy, jak i prawicy.
Doskonalym przykladem jest przedstawienie przez Sojusz projektu ( oczywiscie w przeciwienstwie do rzadowego) dotyczacego wieku emerytalnego. Zaklada on przejscie na emeryture po przepracowaniu 35 lat u pan, u panow po latach 40. Niby doskonaly pomysl, ale czy do zrealizowania? W czasach, kiedy mlodzi ludzie ucza sie gdzies srednio do ukonczenia 25 roku zycia a czas pracy juz ze wzgledow czysto ekonomicznych tendencyjnie sie wydluza? Palnal pan Leszek, albo zostal puszczony w maliny, bo zwykly rachunek, nawet dla ucznia szkoly podstawowej pokaze, iz wyjdzie mu na to samo, co teraz. Eureka. No, ale sie mysli i pracuje, stawiajac sie okoniem obecnemu rzadowi, co po prawdzie stawianiem sie nie jest, tylko bezsensownym dzialaniem.
Brak jakiejkolwiek komunikacji wewnatrzpartyjnej, wiec gdzie tu marzyc o takowych, czysto wewnatrzrzadowych?