MOJE ROZMOWY Z OJCEM , .... PO LATACH
W tym roku mija 103 rocznica urodzin mojego Ojca
Piotra Zygmunta. Planowałem taki post napisać w okrągłą setną rocznicę, (2017) no i
jak pamiętam to zrobiłem. Ludzka pamięć permanentnie jednak przywołuje okruchy wspomnień. Z Ojcem "poznaliśmy" się w dniu moich urodzin, (1940), to znaczy
On z racji ojcostwa zapoznał się ze mną pierwszy. Na rewanż znajomości z mojej
strony nieco musiał poczekać, dopóki nie pocznę rozpoznawać otoczenie. Ojciec był raczej wesołego usposobienia. Codziennie
podśpiewywał pod nosem ulubioną „Piosenkę o mojej Warszawie” Mieczysława Fogga,
co pozostało Mu z kilkutygodniowej podwody, kiedy to odgruzowywał stolicę. Gdy
coś zepsuło Mu humor potrafił artystycznie, wręcz koncertowo kląć, przy czym
przekleństwa budował bardzo „piętrowo”. Ze względów higienicznych nie
będę ich tu przytaczał. Za każdym razem wtedy Mama posyłała Go do spowiedzi
przy okazji niedzielnej mszy, do której to grzecznie przystępował. Muszę szczerze i nieskromnie powiedzieć, że mimo, iż
było nas rodzeństwa okrągła czwórka, to ja bywałem troszkę przez Ojca „hołubiony”,
jako że wiązała nas pewna pasja. Mianowicie obaj lubiliśmy politykę, historię i
geografię, szczególnie ten trzeci człon. Nigdy nie poruszaliśmy tematów
dotyczących religii. Wiadomo, ksiądz w rodzinie, a i Mama byłaby niepocieszona.
Zatem ten drażliwy temat stanowił w zasadzie tabu.
Cieszył się więc bardzo z każdego mojego przyjazdu do
rodzinnego domu przy okazji wakacji, a później urlopów. Nie, nie rozsiadaliśmy się przy kawusi czy piwku, by delektować się ciekawostkami z życia postaci,
które zapisały się w historii lub aktualnymi wydarzeniami politycznymi na
naszym globie. Pracy w naszym rolniczo-ogrodniczym gospodarstwie było na tyle
multum, że nikt pozostający aktualnie w domostwie nie mógł sobie pozwolić na
dłuższe leżenie bykiem, przeto moje „rozmowy z Ojcem” były prowadzone
przeważnie przy okazji wykonywanych robót. Zatrudniał mnie blisko siebie, by
można było pogadać nie „marnując czasu” poza małymi przerwami na papieroska.
Rzeczywiście Ojcu, jak i całej Rodzinie praca, mimo szykan ze strony władz
dawała niebywałe efekty. Rodzice wybudowali wille córkom w nieodległym mieście,
a i sam postawił ojciec nowy rodzinny dom po zaistniałym pożarze. O mnie też
oczywiście nie zapomnieli. Otrzymałem pewną wartość w gotówce. Ojciec, jak już pisałem ukończył szkołę rolniczą im.
Aleksandra Świętochowskiego w Gołotczyźnie jeszcze przed wojną. Szczycił się
poziomem nauczania w tym przybytku nauki i miał ku temu powody jako, że
rzeczywiście mnie zaskakiwał swoją wiedzą. Na bieżąco uzupełniał swe iście
koherentne zasoby wieczorami tkwiąc oczami w gazetach, a wiedzą często dzielił
się z sąsiadami. Marudził, gdy listonosz nie dowiózł na czas prenumerowanej
prasy. Na książki niestety już nie miał czasu bo, by sprostać utrzymaniu
gospodarki na wysokim poziomie musiał się też jako tako wysypiać, tym bardziej,
że do roku 1960 nie mieliśmy w domu prądu elektrycznego. Musiały mu w tym
względzie wystarczać rozmowy ze mną, w których, jak powiedziałem się lubował.
Podkreślał, że jedynie ze mną może pogadać o tym co go interesuje, co nabijało
mnie w dumę. Z kobietami nie można o niczym porozmawiać. Matka jest zapracowana
w domu, inspektach i ogrodzie. Z nią można się tylko pomodlić szepcząc
„zdrowaśki”, które słyszę zarówno podczas przebierania owoców, pielenia, albo
przy dojeniu krów, powiadał. O moich siostrach, czyli „dziewuchach”, jak je
nazywał „pieszczotliwie” miał opinię jako o tych, co to mimo ukończenia szkół średnich pozostawały w kręgu zainteresowania
ciuszkami, „drogerią”, plotkami i ewentualnie miłostkami. Nigdy z nimi nie
poruszał prawdziwych tematów z kręgu Jego zainteresowań. Brat mój z kolei, nie
garnący się zresztą z miłością do wiedzy jako takiej, był od młodości
przygotowywany do objęcia gospodarki po rodzicach, co zresztą się stało.
Interesowała go bowiem wszelka mechanika rolnicza oraz motoryzacja. Następca
„tronu” jak znalazł, cieszyli się Rodzice odpłacając się dziękczynieniem w
kościele. Znając ojcowskie
upodobania, zwoziłem więc Mu przeróżne atlasy z aktualnie rodzącymi się nowymi
państwami, często w wyniku przewrotów ustrojowych. Globus miał na stole i w
głowie. Można by powiedzieć, że jego głowa stanowiła ziemską bryłę.. Z
zamkniętymi oczami pokazywał na nim choćby najmniejsze wysepki, zatoki,
stolice, rzeki, góry i księstewka z jednoczesnym określeniem panującego tam
ustroju, a często przywołując nazwiska prezydentów lub premierów. Zatem
najczęściej interesowały go aktualne wydarzenia polityczne w świecie.
Wydarzenia, które przeorientowywały dotychczasową Jego wiedzę na poruszany
temat. Zawsze go przede wszystkim ze wszech miar interesowała historia Rosji.
Od caratu aż po Jelcyna, bo później już Mu zdrowie nie pozwalało na uprawianie
umiłowanej tematyki, mimo pozostawania na emeryturze i „zdaniu” gospodarki w
dobre synowskie ręce. Jego pragnieniem było odbycie podróży koleją
Transsyberyjską z Moskwy do Władywostoku, z zamiarem wysiadania nie tylko w
kolejnych republikach po drodze, ale i w ciekawszych miastach. Taka podróż
trwałaby zapewne około dwóch - trzech miesięcy. Niestety nie wyobrażał sobie
pozostawienia gospodarki na tak długi czas, (czuł się doradcą i mentalnym
opiekunem ), a ponadto nie wierzył, że może dostać od władz rosyjskich
pozwolenia na taką „samowolkę”. Wiadomo, że Rosjanie obcych wpuszczali tam
gdzie nie było powodu do wstydu. Osobiście to odczułem. Zazdrościł mi więc
odbytej wycieczki od Kijowa, aż do Irkucka i innych stolic „republikańskich”, o
których na łamach bloga już pisałem. Proponowałem mu, że gotów jestem mu
towarzyszyć powtórnie na ten daleki rosyjski wschód. On niestety mimo ogromnych
pragnień odmawiał. W wolnej Polsce zrozumiałem, iż wcześniej bał się tego, że
przy okazji starań o paszport wypłynie na wierzch sprawa jego przynależności do
AK a i na zdrowiu powoli podupadał. Zatem Ojciec musiał się zadowolić werbalną
wiedzą o tejże wielkiej Rosji. Nasze dyskusje nie interesowały pozostałych
członków rodziny. Często Mama się buntowała słowami: „Ojciec, a dajże spokój z
tą waszą pieprzoną polityką. Chłopak tak rzadko zagląda do domu, opowiedziałby
lepiej o rodzinie i pracy. A swoją drogą to trzeba też znaleźć czas na
modlitwę, bo ten miesiąc jest różańcowy, inny z kolei modlitw majowych itp.” My
jakoś zręcznie omijaliśmy owe bogobojne propozycje, kontynuując dywagacje z
kręgu polityki i historii najnowszej. Dzisiaj wspominam te pogaduszki z wielką
nostalgią, bo rozmowa z Ojcem, nie przesadnie religijnym katolikiem,
umiarkowanym antykomunistą, wielbicielem sanacji i Piłsudskiego, a jednocześnie
też i Gierka za jego posunięcia w sprawach rolniczych dawały mi niebywałą
satysfakcję. Bo rzeczywiście Gierek wprowadził rolnicze emerytury, dźwignął
przemysł, dawał kredyty na unowocześnienie gospodarek, a następnie w dużej
części je umarzał. Co by nie mówić ten malowany komunista a przy tym patriota,
potrafiący lawirować między Moskwą, Zachodem i Ameryką, a nawet Watykanem ma
swoje zasługi dla kraju. Moim zdaniem mimo wściekłych ocen ze strony prawicy,
czcicieli bandytów powojennych, zasłużył na chociażby wdzięczną pamięć, tak
zresztą jak i mój Ojciec w moim życiorysie. Przynajmniej współcześni
wielbiciele Balcerowicza mieli i w dalszym ciągu mają co sprzedawać pod
płaszczykiem prywatyzacji. Często szybko i za bezcen, byle nie przypominało im
to czasów PRL. Od wielu już lat
mój Ojciec nie żyje. Nie żyje też Brat, gospodarz rodzinnego majątku. Wprawdzie
nie wierzę w żadne życie pozagrobowe, ale jeżeli bym się mylił, to powiem: Tato
nie martw się. Jako emeryt od 14 lat, mam z kim kontynuować rozmowy, na
wszystkie, w tym nasze tematy. Bowiem obok mnie jest najukochańsza kobieta. Miła,
mądra, tolerancyjna i współczująca wszystkim tym, którzy doznają krzywd na tym
padole. Taka oto jest moja Żona.
Komentarze
Prześlij komentarz