BĘDĘ PŁAKAŁ PIERWSZY


                                      
                                         Ładne, chociaż mało wygodne
Nie, nie, nie, nawet nie wyobrażam sobie dnia, gdyby mi zabrakło, kaczej kreatury. Kreatury do tego kulawej. Kreatury, bo kaczątko zawsze jest brzydkie, o czym od maleńkości zapewniał mnie pan Christian Andersen. Zapłaczę się, zaryczę się. Będę się wił w konwulsjach spętanych szlochem. A zatem nie róbcie nic złego kaczej kreaturze. Niech sobie łazi po żoliborskim wybiegu, trzepie skrzydłami w brudnym od kłamstw stawie i to bez żadnego trybu, bo akurat to lubi najbardziej, zaraz po kłapaniu dziobem na tzw. konwencjach. Trzyma całą władzę w swych łapkach, a każde z tysięcy piskląt kaczych łącznie z Adrianem je mu z łapek i oblizuje się. Kiedyś oczywiście przyjdzie pora, że ucieszy podniebienie narodu gdy zamieni się w czerninę, czyli dworską czarną polewkę, w ostateczności z dodatkiem rostbefu w tłusty rosołek, który ugasi ból naszych serc. Wszystko to, po być może odejściu w niebyt owej kaczej kreatury. Ale tylko pomyślcie, kto by chciał patrzeć na rozczłonkowane bebechy kaczej kreatury?, no kto?. A przecie zdarza się, że po rozczłonkowaniu tychże, bo osobiście gotuję kacze dania, ogarnia mnie żal i wtedy wznoszę niemy błagalny wzrok do dobrego chirurga, choćby przykładowo do  profesora Grodzkiego, by przywrócił kreaturze stan pierwotny, nawet gdyby była jeszcze bardziej brzydka, wręcz paskudna niżeli jest. Kreatury, choćby z ciągle rozpiętym rozporkiem, bo kaczka nie ma palców, zatem nie odepnie guziczków ni suwaka, a sikać się chce, więc leje gdzie chce, jak chce i na kogo chce, byle był z totalnej opozycji. Nie dziwię się. Wszystko co totalne olewajmy. Taka alegoria mnie dopadła.
Kreatura otoczona jest tysiącem wyznawców ideologii zwanej kaczyzmem, prawdopodobnie amatorów kaczej uryny zwanej dużą kasą. Kaczyzm to ni partia, ni związek, ni stowarzyszenie, czyli ni pies ni wydra, coś na wzór świdra, ale dobrze płatne jest w niej członkostwo, no i jest zaraźliwy jak chiński koronawirus, a dokładnie kacza grypa H5N40. Ostatnie dwie cyfry nawiązują do nie zmieniających się od lat notowań np. CEBOSU, czyli popularności owej grypy wśród polskiej oczytanej w katechizmie, bogobojnej hołoty z kręgów zbliżonych do pisowskiej reprezentacji do parlamentu brukselskiego, gdzie nikt z owego kaczego prymitywu nie nadawał się na jakiekolwiek stanowisko unijne. Ciekawe: czy wyznawców kaczyzmu jest w Polsce więcej czy też mniej od amatorów czerniny, bo wiem że wielu na widok czarnej polewki dostaje gęsiej, pardon, kaczej skórki. Jak na razie kaczej pandemii nieuleczalnie uległ katolicki kler i instytucje państwa, od parlamentu po sądy, trybunały i urzędy, powodując zaślepienie i głuchotę na wezwania ze strony Unii Europejskiej i świata. Polsko zatrzymaj się, bo olewając kaczym moczem Traktaty i nawoływania Wspólnoty, karmicielki twych obywateli, ustawiasz się obok Białorusi i Mołdawii. W rejonach tych jest wiele brudnych akwenów wodnych, a to wydaje się, że brzydkim kaczątkom odpowiada, byle na czele płynął on, cholernie brzydkie stare kaczysko.
Foto:FB. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE