NAPRAWDĘ WARTO. A NAWET BARDZO



Przyzwyczaiłem się już do telewizyjnej nędzy świątecznej. O ile w czasie Bożego Narodzenia można zawiesić wzrok chociażby na drzewku upstrzonym świecidełkami, a pod nim znaleźć jakoweś prezenty od dobrze mi życzących, w tym często interesującą książkę, to akurat w Wielkanoc już niestety nie. Wykupioną w przededniu ulubioną prasę oczyściłem z ciekawych szpalt już w dzień „koszyczkowy”. Została mi jeno kablówka i Internet. Niestety, zarówno TV jak i Internet w w tych dniach wypełnione są wyłącznie bajkowymi pierdółkami typu wieści koreańskie i czego to w ciągu dnia, a konkretnie w kolejnych godzinach raczył dokonać papież Franciszek w wypowiedzianych słowach modlitwy, oraz tajemnych fizjologicznych „czynnościach”, o których cały polski ludek katolicki powiadomiony został przez kabaret LIMO w skeczu sympatycznego Abelarda Gizy. Pozostało więc wrócić do książek. Tak się złożyło, że mój toruński przyjaciel jako załącznik do życzeń świątecznych zaproponował mi książkę niezwykłą. Rzeczywiście niezwykłą i wartą zapoznania się z jej treścią bez specjalnego odkładania na inny … wolny czas. Aliści swego czasu pisałem, że książka białoruskiej pisarki Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, była gotowa już w 1983 roku, ale dwa lata przeleżała w wydawnictwie bo autorkę oskarżono o "pacyfizm, naturalizm oraz podważanie heroicznego obrazu kobiety radzieckiej". Tak pisałem na moim blogu i namawiałem moich czytelników do jej nabycia gdzieś przed rokiem. No i co, warto było?, na pewno, bo była to wzruszająca opowieść o męstwie kobiet na froncie wschodnim podczas II wojny światowej. Dzisiaj pani Swietłana oddaje do rąk czytelników inną opowieść, która właśnie pozwoliła mi spędzić święta Wielkanocne w odmętach kultury. Jest to opowieść o cierpieniu milionów dzieci w tym samym czasie. „Ostatni świadkowie, czyli utwory solowe na głos dziecięcy”, to właśnie owe miliony bezbronnych, pozostawionych bez żadnej opieki i wsparcia, oraz krzywdzone z zamysłem dzieci. Dzieci Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Bo właśnie w czasie tej wielkiej wojny zginęły miliony radzieckich dzieci. Rosyjskich, białoruskich, ukraińskich, żydowskich, tatarskich, łotewskich, cygańskich, kozackich, uzbeckich, ormiańskich, tadżyckich. Te, które przeżyły, wojny nie zapomniały nigdy. Dla nich to wspomnienie pierwszego papierosa otrzymanego od Niemca, zapach bzu i czeremchy, zabawa w strzelanie, pierwsze grzyby w lesie, kózka, która miała dawać mleko i zapewnić rodzinie przetrwanie. Ale też sprawy, przed którymi dzieci powinny być chronione – śmierć, cierpienie, brak rodziców, okrucieństwo i głód. To książka memento dla ludzkości. A te , które znalazły się w prowizorycznych domach dziecka też doświadczyły gehenny. Oto fragment pewnej relacji: Nawet w regularnych sierocińcach sytuacja dzieci była podobna. Jeden z urzędników Komisariatu Edukacji opowiadał, że po inspekcji wzorcowego, na pokaz prowadzonego sierocińca i po obfitym, wydanym przez kierownictwo obiedzie, ktoś podszedł do niego i powiedział, że pokaże mu inne „schronisko dziecięce”. Znajdowało się ono niecałe pół kilometra od tamtego. Była to z kamienia zbudowana stodoła z podłogą posypaną piaskiem, a wewnątrz niej 200 dzieci od dwu do dwunastu lat, wyglądających jak szkieleciki poubierane w podarte łachmany, płakały, aby dać im chleba”.

Swietłana Aleksijewicz po raz kolejny udziela głosu tym, którzy go dotąd nie mieli. Tym, którzy przez lata byli tylko częścią niemego, anonimowego tłumu, tak zwanej ludności cywilnej, w wielkiej historii zawsze mniej ważnej od żołnierzy. Moi drodzy, chociaż nie jestem mazgajem, a raczej dość twardym mężczyzną to nie sposób nie uronić łzy połykając je wraz z treścią zapisaną na stronicach o największej w dziejach ludzkości krzywdzie wyrządzonej przez dorosłych właśnie dzieciom. Oczywiście pomijam tu nazistowski holokaust, gdzie do gazu lub na rozstrzelanie kierowano także setki tysięcy, a może miliony dzieciaczków. Pomijam inne wydarzenia historyczne z jakże często powtarzającym się w latach średniowiecza shoah włącznie, ale akurat dzieci „Swietłany” ten dramat wycierpiały wyłącznie z powodu obowiązku udania się na front wojny osób dorosłych, mężczyzn i kobiet, często najbliższych im rodziców. Niezwykły jest też fakt, że bohaterowie tej książki w ogóle przetrwali. Wojna i okupacja pokazana jest bowiem na Białorusi, o której przede wszystkim jest ta książka, straszliwe- w stopniu nieporównywalnym nawet z tak przecież bardzo doświadczoną Polską. W książce niewiele jest dorosłej wojny, walki czy bohaterstwa, nie ma jednak praktycznie relacji bez wspominania głodu, utraty najbliższych, ucieczek, pacyfikacji, samotności, domów dziecka, przeżycia tylko dzięki przypadkowi i łutowi szczęścia. To czyni ją jeszcze bardziej tragiczną i jeszcze bardziej wiarygodną. Wzruszamy się serialem o Annie German, w którym pokazano smutne dzieciństwo przyszłej artystki i jej najbliższych. Książka o której mówię podnosi tragizm najmłodszych obywateli tej ziemi do entej potęgi. Podobnie zresztą jak powieść "Porzucony" Alana Philpsa pokazująca tragizm domów dziecka w ZSRR. I refleksja: Gdyby nie konieczność rozbicia i unicestwienia raz na zawsze nazistowskich Niemiec, całe to zdarzenie kipiące od okropności, jakie nie sposób opisać słowami, można by nazwać gigantycznym absurdem historii. I tym bardziej trzeba „Ostatnich świadków” przeczytać. Bardzo namawiam.

Komentarze

  1. Ciekawe które wydawnictwo pan reklamuje i za ile?

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby głupota miała skrzydła to by fruwała jak gołębica panie anonimowy.Torunczyk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Żadne opisy wojny i bitew nie oddają prawdziwej tragedii i dramatu tak jak cierpienia wojenne dzieci. Dlatego ta książka ma aż taka wartość.Tez czytałem i trudno mi sie okresami uspokoic jak patrzę na swoje dzisiaj szczęśliwe dzieci. Pozdrawiam.Tarban Jan.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten świat nie może sie powtórzyc, przynajmniej tu w Europie, chociaz jak patrzę na nasza młodzież, która z ochotą faszyzuje na ulicach to kto wie?.Amadeo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moi drodzy współczytelnicy.Zastanawiającym jest bardzo, że ci Białorusini, a także ich dzieci od małości byli bardzo upolitycznieni. Wierzyli i miłowali wprost komunizm i samego Stalina, a słowo ojczyzna zawsze było pomalowane ideą rewolucyjną.Z drugiej strony książka jest rzeczywiscie przejmująca bo chodzi tu o dzieci a cóż one winne były temu, że mimo okropnej biedy a często nędzy same sie garnęły do obrony ojczyzny. Te małe białoruskie dzieci, a w gruncie rzeczy mali Rosjanie wychowywali sie z chustą pionierską na szyji jako przyszłe pokolenie komunizmu. Tak na Białorusi zostało praktycznie do dzis. Im dużo nie potrzeba do życia dlatego wybierają na prezydenta Łukaszenkę, który przynahmniej na czas zapewni im skromne emerytury.Ksiażka bardzo wzruszająca bo sama okropność wojny z hitleryzmem jej tło wzbogaca. Ta straszliwa, wprost niewyobrażalna wojna.Dobrze, że chociaż ta garstka dzieci przeżyła, by dzisiaj jako ludzie dorośli nam to przekazać za pośrednictwem pani Swietłany.Pozdrawiam jak zawsze.AA

    OdpowiedzUsuń
  6. Rację ma AA. Dzieci rosyjskie przeszły piekło chociaż akurat do tej pory książki nie przeczytałam, ale się postaram nadrobić braki. Jedno nalezy jeszcze dodać. Gdy Niemcy napadli na Rosję, która z nimi podpisała pakt o nieagresji, to polskie dzieci juz cierpiały od półtora roku. Dziwne zatem, że oszukany naród tak wierzył w swojego Stalina.Mimo to bardzo też przeżywam podobne wspomnienia tych którym udało sie przeżyc na tym podłym świecie bo jestem matką. Tylko gdzie był wtedy Bóg i gdzie się szwendał.Łucja.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE