WŁADZA TO BARDZO TWARDY NARKOTYK




Okazuje się, że to twierdzenie można przyjąć w sensie dosłownym. By potwierdzić, a raczej udowodnić słuszność twierdzenia oprę się tylko na władzy prezydentów RP. Fakt, na tym stanowisku mieliśmy już ludzi różnej proweniencji, od mądrego, zachowującego cechy szlacheckie, a przede wszystkim szlachetne generała, jako tego, który sam oddał władzę opozycji, bez rozlewu krwi,- poprzez prostego chłopa z wykształceniem zasadniczym, zdobytym na kursach przy gminnym Kółku Rolniczym,- niedoszłego magistra Uniwersytetu Gdańskiego,- doktora prawa pracy,- aż do magistra historii. Dla wszystkich zdobycie komnat Pałacu Namiestnikowskiego było najwyższym celem. Za cenę zwycięstwa w wyborach potrafili często ośmieszać nie tylko siebie ale i swoich wyborców.
Pan prezydent Wojciech Jaruzelski, jako jedyny nie ośmieszył się w żadnym stopniu, bo wcale Mu zbytnio nie zależało na stanowisku proponowanym poprzez uzgodnienia Okrągłostołowe. Wybrany przez Zgromadzenie Narodowe, po pół roku podał się do dymisji w wyniku wzmożonych ataków inspirowanych przez ekstremę prawicową. Wybrano Lecha Wałęsę, bohatera innego stołu, przy którym długopisem o długości połowy kija od szczotki, podpisał porozumienie z rządem socjalistycznym w sprawie 21 postulatów robotniczych, z których jak wiadomo spełniono tylko jeden. Transmisja mszy przez radio. Dzisiaj już bez porozumienia msza należy do najczęściej nadawanych audycji radia i telewizji na wszystkich kanałach. Pan Lech Wałęsa w randze prezydenta RP, nad którym w celu poprawy jego ogłady choćby z grubsza, pracował cały sztab ludzi, co by nie mówić nie reprezentował najwyższych lotów w zakresie Wersalu. Sam zresztą o tym mówił. Posługiwał się ( tak jest do dzisiaj) ograniczonym zasobem słów, (powiedzmy 500), z których do końca nie wszystkie rozumiał. Pamiętam, że pierwszym jego słowem było słowo pluralizm, potem koncepcja, programy, zaś na końcu globalizm.
Czas biegł, a wraz z nim czas na wybory. Na przeciw niego do walki o prezydenturę stanął młody, elokwentny, inteligentny i politycznie wyrobiony Aleksander Kwaśniewski. To postkomunista, krzyczała prawica. To bezbożnik i ateista, krzyczęli księża i biskupi, odstraszając mu wyborców. Siła przebicia Kwaśniewskiego była jednak tak duża, że żadne, nawet oszczercze hasła nie pomogły Wałęsie. Fakt, Kwaśniewski (a może jego sztab wyborczy) zrobił błąd podając w jego życiorysie, że jest magistrem. Błąd!. Przecież nikomu by to nie przeszkadzało, tym bardziej, że rządził nami przez 5 lat prosty chłop spod Lipna. Pamiętam moment ogłoszenia wyników wyborów. Kościół wpadł w szał. Przeor Jasnej Góry zapowiedział, że nigdy nie pozwoli na to, by noga Kwaśniewskiego stąpała po posadzkach klasztornych. Ciekawe, bo poprzednicy pana przeora przyjmowali uroczyście dostojników hitlerowskich oraz innych zbrodniarzy tego świata, byle byli hojni. Jeszcze bardziej po przegranych wyborach wściekł się sam Wałęsa. Udał się po pomoc do samego Rydzyka, by ten siłami świty moherowej złożył protest w Sądzie Najwyższym. I tak było. 5 tysięcy pozwów przeciwko wynikom wyborów wpłynęło do sądu. Nic jednak owe protesty nie wskórały. Wtedy Wałęsa uruchomił ostatnią deskę ratunku, oskarżając premiera Oleksego o szpiegostwo. Stała się rzecz niesłychana. Prawicowy minister spraw wewnętrznych odczytuje w Sejmie oskarżenie o współpracę z obcym wywiadem w stosunku do swojego przełożonego, premiera rządu. Jak wiadomo, pod wpływem nacisków polityków prawicy i dziennikarzy (Olejnik, Wildstein), pan Oleksy ustąpił ze stanowiska, by wydać po miesiącach tzw. białą księgę i oczyścić się ze stawianych mu zarzutów. Ale mleko się rozlało. Mściwy Wałęsa mianował prowokatorów na stopnie generalskie, po czym zwolnił wszytkich swoich pracowników z Pałacu, zabrał fotel na którym sadowił przez pięć lat swoje dupsko i odjechał samochodem z przyciemnionymi szybami na Polanki w Gdańsku.
Nowego prezydenta Kwaśniewskiego wraz z pierwszą damą w drzwiach pałacu witał kucharz i kelner pałacowy, a insygnia władzy prezydenckiej odszukał sobie sam w szafie. Kwaśniewski mimo ataków ze wszystkich stron, mimo rządzących różnych opcji, potrafił zachować kohabitację tu w kraju, a ponadto elegancko reprezentować nas w świecie. Znając jezyki nie potrzebował świty tłumaczy, tak jak to było w przypadku jego poprzednika, a i następcy. Akurat w przypadku Wałęsy trzeba było dwóch tłumaczy. Jeden tłumaczył np. z angielskiego na polski, zaś drugi bezpośrednio Wałęsie, z polskiego na chłopski. Dzięki dobrej prezencji i poprawnej prezydenturze, Kwaśniewski mógł zarządzać Pałacem przez lat dziesięć, wygrywając drugą kadencję już w pierwszej turze wyborów. Tym razem nawet przeor klasztoru jasnogórskiego nie otworzył fałszywej japy. Przeciwnie, już wkrótce poprosił prezydenta o fundusze na remont. Kwaśniewski mimo blasku, jakiego zresztą dodawała mu pierwsza dama (inteligentna, błyskotliwa, znająca się na sztuce, posługująca się też obcymi językami), popełnił kilka błędów które przyćmiły jego majestat prezydencki. Skłonność do alkoholu doprowadziła do ośmieszenia jego funkcji w czasie pobytu w Charkowie, a później na uczelni kijowskiej. Prawica i przychylni jej dziennikarze nie zostawili na nim suchej nitki. Mimo to Polacy jak dotychczas, akurat jego prezydenturę oceniają najwyżej. Władzę w uroczysty wręcz sposób przekazał swojemu następcy Lechowi Kaczyńskiemu. Odbyło się to na wzór parysko-waszyngtoński. Było bardzo cacy. Niestety, nie dane było Lechowi Kaczyńskiemu skopiować postawy Kwaśniewskiego. Jak wiadomo zginął w nieszczęśliwym wypadku lotniczym w Smoleńsku. Wszystko wskazuje że z własnej winy. Do walki o sukcesję stanął jego brat. Człowiek o bardzo podłym charakterze. Człowiek nie potrafiący znaleźć swojego miejsca jako ten, który dowodził, a nawet wskazywał każdą dróżkę życia podczas sprawowania obowiązków przez bliźniaka. Jego wściekła postawa po przegranych z Bronisławem Komorowskim wyborach na stanowisko prezydenta RP, spowodowała to, że zagubił się on całkowicie jako przywódca największej partii opozycyjnej, a nawet jako polityk i człowiek. Zachowania jego, jak nieobecność w Sejmie na zaprzysiężeniu nowego prezydenta, jak wypowiedzi w sprawie katastrofy smoleńskiej, sugerujące jakoby Tusk z Putinem zlikwidowali niewygodnego prezydenta, kwalifikują go do natychmiastowego leczenia psychiatrycznego i to w oddziale szczelnie zamkniętym. Nawiasem mówiąc podczas przysięgi prezydenta elekta Kwaśniewskiego większość posłów prawicy też wyszła z Sejmu. Był wśród nich także pan Niesiołowski, tak namiętnie krytykujący postawę Kaczyńskiego. Jak to czasy zmieniają postawę człowieka. Fakt, bliźniak jako prezydent Polski był beznadziejny. Ośmieszał nas jako naród w kraju i za granicą. Notowania jego popularności nie przekraczały 20%. Wybory by przegrał z kretesem. Mimo to dla świętego spokoju wraz z małżonką położono jego szczątki na Wawelu. Był fizycznie żadnym politykiem, żadnym prawdziwym prezydentem. Natomiast chyba jego duch poprzez brata, wszystkim wierzącym (szczególnie oszołomom moherowym), karze budować krzyże, które mają za zadanie utrwalać idee kaczyzmu, ku dalszemu ośmieszaniu naszej ojczyzny. Polsko, z drzewa ty zejdziesz jeszcze nieprędko.

......................................................................................................................................................................


Uśmiechnij się:


Pogrzeb bankiera Rotszylda. W orszaku pogrzebowym skromnie ubrana Żydówka zalewa się łzami i głośno lamentuje.
-Czy nieboszczyk był pani krewnym?
-Nie, nie był krewnym- i właśnie dlatego płaczę.!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE