RYBA MUSI BYĆ


Z CYKLU BAJANIE OKOŁOŚWIĄTECZNE: sięgam myślą do lat młodzieńczych, a nawet dziecięcych. Wiadomo, że w grudniu, a szczególnie w czasie przedświątecznym  wszystko kręci się w temacie zbliżającej się wigilii, czyli tegoż magicznego spotkania opłatkowego w gronie rodziny. Na stole muszą się znaleźć tradycyjne, postne potrawy (sztuk 12), aczkolwiek, przynajmniej dla mnie osobnika mięsożernego mało smakowite, oczywiście poza świeżo upieczoną rybą. Dzisiaj proboszczowie udzielają dyspensy od postów i pozwalają w czasie wigilii wtranżalać każde mięso ociekające tłuszczem, jako że sami gardzą postami, czego doświadczyłem osobiście w latach nieco późniejszych. Skoro mięso to i wódeczka, bo tak nakazuje tzw. „dobre odżywianie” w wersji polskiej. Być może polscy biskupi zerknęli na stoły wigilijne w Skandynawii, gdzie oprócz czystej atlantyckiej ryby zobaczyli tłuste szynki. Tak jest przykładowo w Norwegii, kraju chrześcijańskim, gdzie prawdziwego katolika spotkać trudniej niżeli borowika na pustyni. W ramach rozgrzeszenia powiem, że co prawda ryba od wieków pozostaje symbolem dla chrześcijanina, ale przecie jagnięcina też smakowała rodzinie betlejemskiej. Ale dosyć tej egzegezy. Pamiętam, że ryby wigilijne od lat dostawaliśmy od naszego wujka, właściciela dzikiego stawu rybnego po sąsiedzku, nawiasem mówiąc mojego ojca chrzestnego. Rodzice w dniu 24 grudnia wysyłali mnie i mojego brata z wiaderkiem po szczupaki i karasie, bo akurat takowe  w tym stawie żyły odżywiając się zbożem i gotowanymi ziemniakami. Zdarzały się też karpie, ale rzadziej. Byliśmy przy okazji świadkami połowu. Z obu stron 50 metrowego stawu ciągnięta była sieć (z jednej strony kilku sąsiadów, z drugiej koń). Po wyciągnięciu na brzeg w sieci kotłowało się od bogactwa ichtiologicznego. Wyjmowano jeno dorodne osobniki, pozostałe powracały do środowiska. Z pełnym wiaderkiem z wodą, w której rzucało się kilka szczupaków i karpi wracaliśmy przez zaśnieżone pola do domu. Niektóre wyskakiwały nam z wiadra w śnieg. Trudno je było wyłapać bo śliskie.Z płaczem doszliśmy do domu. Oprawiała je natychmiast nasza mama, która była zwolniona od wszystkich prac w gospodarstwie, poza przygotowaniem wigilii. Nawet choinki nie ubierała, bo to robota moja i mojego trzyosobowego rodzeństwa. Wigilia, jak to bywało w zwyczaju polskim zaczynała się od dzielenia opłatkiem i składania życzeń pieczętowanych pocałunkami, po czym wygłodniali całodziennym postem, rzucaliśmy się na owe „dary boże”, dokonane ręką człowieka, oczywiście ze wskazaniem na ryby. Białe mięso szczupaków dla mnie miało priorytet w konsumpcji. Po odśpiewaniu kolędy rodzice wręczali nam mikołajowe podarunki. Pamiętam, że mając 11 lat dostałem ruski zegarek,(chyba od kogoś odkupiony, bo miał nadtłuczone szkiełko), który gdzieś zapodziałem, albo mi skradziono w szkole. Siostry dostawały też jakoweś prezenty, niestety nie pamiętam jakie, być może lalki, albo ciuszki. Brat cieszył się saneczkami, które tato sam zrobił. Upłynęły dziesiątki lat, rodzice już dawno nie żyją, tudzież mój brat. I tylko okołoświąteczny czas napędza jakże miłe myśli generujące wspomnienia z okresu dzieciństwa.

Komentarze

  1. To nie są wcale bajania. Wspomnienia z lat dzieciństwa są najslodsze. A szczupaki swieżo złowione tez uwielbiamy wraz z mężem. Pozdrawiamy. Dorotka J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, wigilię przygotowują kobiety, ale karpia czy tam inną rybę zabijają mężczyźni. Jest wielu tchórzy i nie potrafią usmiercidc nie tylko ryby ale i np. kury lub kaczki, chociaz w pysku są bojowi. Wtedy do akcji przystepują kobiety i za to je kochamy, pani Dorotko. Amadeo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE