MOJA STAROŚĆ, OPTYMISTYCZNIE
Właśnie
optymistycznie. Ten tytuł opieram oczywiście na swoich emeryckich
doznaniach. I nie chodzi o tzw. szczęście rodzinne, bo akurat te
mam uporządkowane i spełnione. Chodzi o przemyślenia związane z
wiekiem spinającym klamrą jego całość. Spowiadam się zatem sam
przed sobą. I to niekoniecznie ze względów religijnych czyli
rozważań około wielkanocnych, bo akurat one mnie nie dotyczą jako
bezwyznaniowca. Mówi się i to jest prawda, że stary człowiek nie
potrzebuje aż tyle snu co młodzież, przeto mimo późnego
zasypiania, budzę się na długo przed pianiem koguta. Mam więc
czas na owe przemyślenia. Ale o czym tu myśleć gdy się ma na
karku dwie siódemki. No i co z tego. Gdyby człowiek był nieśmiertelny, czy mógłby marzyc o jutrze, czy potrafiłby kochać słońce gdyby nie istniał mrok, albo ciepło po zimie, jedzenie po głodzie, łyk wody po pragnieniu? Właśnie. Wracam więc myślami do lat
szkolnych, do lat pracy, do tych lat, które upłynęły w smutku,
ale i lat radosnych. Per capita moje życie zaliczam do tych drugich.
Przez te wszystkie lata żyłem, uczyłem się, pracowałem, a także
kochałem w warunkach pokoju. Wiem, że przez nasz kraj średnio co
dwadzieścia lat przewalała się nawałnica wojenna. W drugiej
połowie wieku XX oraz na przełomie na XXI w Polsce i praktycznie w
całej Europie zapanował pokój, oczywiście wyłączając Bałkany.
(Jugosławia). Był czas i okoliczności pozwalające na
przekraczanie polskiej granicy w głąb Europy. Jesteśmy w Unii i
NATO. To dobry czas. Dzięki stanowisku na którym pełniłem
powierzone mi obowiązki mogłem zwiedzić (przynajmniej
powierzchownie) wiele krajów. Zmieniając więc pozycję porannego
zalegiwania w małżeńskim łożu próbuję myślami jeszcze raz
przebiec po krajach, w których stanęła moja noga. A więc Rosja,
Gruzja, Armenia, Czechy, Austria, Słowenia
Francja, Węgry, Ukraina, Słowacja, Chorwacja, Irlandia. Oczywiście moje pobyty w zasadniczej części wymienionych państw ograniczały się do dwóch, trzech dni, poza Węgrami (tydzień) i oczywiście co zrozumiałe ze względu na obszar, Rosją gdzie gościłem przez dwadzieścia pięć dni. Tę podróż odbyłem w ramach wycieczki zorganizowanej przez Orbis. Wszystkie te eskapady (kilka w ramach delegacji służbowych) dzisiaj wspominam bardzo miło. Wspomnienia te na chwilę przywracają mi minione lata względnej młodości, gdy mój organizm funkcjonował jak nieźle naoliwiona maszyna. Dzisiaj pozostały mi w pamięci tylko epizody zdarzeń podobne porwanym przez wiatry chmurom pierzastym, które staram się sklejać. O wielu z nich udało mi się w latach ubiegłych opowiedzieć na blogu, a więc tylko one mają szansę zachować się dla potomnych, jeżeli to kogokolwiek zainteresuje. Oczywiście jak w przypadku każdego człowieka, nie wszystkie lata życia mogę uznać za pełne szczęścia. Były ciężkie choroby i były śmierci najbliższych. Były dramatyczne wypadki. Zdarzył się też pożar domu rodziców wraz z całym wyposażeniem. Mieszkańcy przez kilka miesięcy spali w stodole. Mimo wszystko, summa summarum swoje życie bilansuję na plus. Wiek i przebyta choroba, co prawda umniejsza moją sprawność fizyczną, mimo to staram się być w miarę pogodnym człowiekiem. Umożliwia mi to otoczenie domowe i piosenka Wiesława Michnikowskiego, wesołe jest życie staruszka. Wreszcie urodził mi się wnuk, który podtrzyma rzadkie, ale jakże piękne nazwisko, które rodzina nosi z dumą pana Juliusza, wielkiego, nieżyjącego kompozytora i pianisty, twórcy słynnego kwartetu fortepianowego g-mol. Chyba przesadziłem, wychodzi ze mnie chwalca, ale niech tam, trochę miodu nie zawadzi. Wydobywam z czeluści swoich zwojów mózgowych, wspomagając się fotkami przeróżne przypadki i anegdotki zwiezione ze świata. Mam zdjęcia osobiste z Iranu i Turcji ( a to już Azja). Po prostu stanąłem w rozkroku na granicy tych państw w drodze do podnóża Araratu.
Francja, Węgry, Ukraina, Słowacja, Chorwacja, Irlandia. Oczywiście moje pobyty w zasadniczej części wymienionych państw ograniczały się do dwóch, trzech dni, poza Węgrami (tydzień) i oczywiście co zrozumiałe ze względu na obszar, Rosją gdzie gościłem przez dwadzieścia pięć dni. Tę podróż odbyłem w ramach wycieczki zorganizowanej przez Orbis. Wszystkie te eskapady (kilka w ramach delegacji służbowych) dzisiaj wspominam bardzo miło. Wspomnienia te na chwilę przywracają mi minione lata względnej młodości, gdy mój organizm funkcjonował jak nieźle naoliwiona maszyna. Dzisiaj pozostały mi w pamięci tylko epizody zdarzeń podobne porwanym przez wiatry chmurom pierzastym, które staram się sklejać. O wielu z nich udało mi się w latach ubiegłych opowiedzieć na blogu, a więc tylko one mają szansę zachować się dla potomnych, jeżeli to kogokolwiek zainteresuje. Oczywiście jak w przypadku każdego człowieka, nie wszystkie lata życia mogę uznać za pełne szczęścia. Były ciężkie choroby i były śmierci najbliższych. Były dramatyczne wypadki. Zdarzył się też pożar domu rodziców wraz z całym wyposażeniem. Mieszkańcy przez kilka miesięcy spali w stodole. Mimo wszystko, summa summarum swoje życie bilansuję na plus. Wiek i przebyta choroba, co prawda umniejsza moją sprawność fizyczną, mimo to staram się być w miarę pogodnym człowiekiem. Umożliwia mi to otoczenie domowe i piosenka Wiesława Michnikowskiego, wesołe jest życie staruszka. Wreszcie urodził mi się wnuk, który podtrzyma rzadkie, ale jakże piękne nazwisko, które rodzina nosi z dumą pana Juliusza, wielkiego, nieżyjącego kompozytora i pianisty, twórcy słynnego kwartetu fortepianowego g-mol. Chyba przesadziłem, wychodzi ze mnie chwalca, ale niech tam, trochę miodu nie zawadzi. Wydobywam z czeluści swoich zwojów mózgowych, wspomagając się fotkami przeróżne przypadki i anegdotki zwiezione ze świata. Mam zdjęcia osobiste z Iranu i Turcji ( a to już Azja). Po prostu stanąłem w rozkroku na granicy tych państw w drodze do podnóża Araratu.
Zdjęcie mi zrobił polaroidem młody Amerykanin, niestety w
czasie powrotu je zagubiłem. Wspominam zakupy na arabskich sukach w
Armenii, charakteryzujące się tzw. targowaniem się do upadłego.
Wspominam moją pantomimę gdzieś w budapeszteńskim sklepie AGD.
Otóż pokazałem gest cięcia gardła, by uzmysłowić Madziarowi,
że chcę kupić nóż stołowy, by skosztować salami. Piekielnie
wymęczyli mnie w tańcu (kołowym) uczestnicy wesela w chorwackim
mieście Vukovar. Dokładnie pamiętam całonocną podróż pociągiem
wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego z Tbilisi do Soczi. W pociągu
wyprzedałem się z odzienia dosłownie, aż do podkoszulka
zarabiając środki na zakup złotych obrączek.
Chorwacja.
Most łączacy Krk z lądem..

Przyjemnie zapisałem
w pamięci przebieg gotowania na wolnym powietrzu zupy gulaszowej z
obowiązkiem kosztowania tuzina win białych i czerwonych obok zamku
przy granicy węgiersko-słowackiej nad Dunajem.”Zmęczeni” napojem
króla Bachusa spaliśmy na trawie rozległej puszty. Z rana o rosie obudził nas tentent małych koni na których siedzieli jeźdżcy prawie dotykający nogami ziemi. Wyglądali jak Sancho Pansa czekajacy na Don Kichota. Ot tak było.
Może ja Czytelników bloga zanudzam, wybaczcie staremu, bo w końcu
nie są to opowiastki Toniego Halika. Wybaczcie mu, niech się
cieszy, no bo co mu pozostało. Ano pozostało mi czytanie dobrej literatury. W ostatnich tygodniach wpadły mi do ręki kolejne dwie bardzo ciekawe i dla wielu pouczające pozycje. Mianowicie kryminał wojenny Alana Fursta "Misja w Paryżu", oraz książka Bena Eltona "Dwaj Bracia". To saga żydowskiej rodziny. Obie pozycje z osnową wplecioną w stosunki polityczni-społeczne w nazistowskich Niemczech. Obie powieści czyta się z otwartymi ustami i mocno powiększonymi źrenicami. Polecam serdecznie i pozdrawiam.
Wiele oczywistej prawdy przebija z pańskiego bloga. Są momenty radosne ale i smutne tak jak prawie u każdego w miarę poprawnie myślącego homo sapiens. W sumie jednak miał pan bardzo pozytywny życiorys i tego się pan trzymaj. Dużo pan podróżował, dużo czytał a i pensje chyba też nie były najgorsze. Urodził się wnuk, zatem życie spełnione i nazwisko podtrzymane. A ten Juliusz to ktoś z rodziny?, że z ciekawością zapytam?. AA
OdpowiedzUsuńNie może pan narzekać na udawane czy tez prawdziwe życie. Jest wiek, jest zdrowie, jest rodzina, jest emerytura, jest wnuk, czego jeszcze brak?. A jeżeli nudno to można sobie powspominać patrząc na album, prawda?. Udało się, hura. Wyspowiadał się pan przed Wielkanocą. Ma pan darowane wszystkie grzeszki. Hura. Wystarczy wziąć palmę i do … oberży. Ja niestety muszę pójść do klechy bo żona naciska i jak zwykle muszę mu nakłamać, bo przecie nie będę mu nawijał prawdy o moich przyjemnościach.
OdpowiedzUsuńMon Dieu, powiedział by Francuz, a ja powtórze mój Boze. Jakże podobny mam zyciorys, tyle że jestem młody, lat 22, ale juz byłem tam i tam, to znaczy i w Krakowie i w Szczecinie a nawet spotkalem Niemcow. Bardzo przyjaznych mi. Poczestowali mnie kiełbasą oraz zapłacili rachunek za wspólny obiad. Jestem szczęsliwy, chociaz nie moge jakos znaleźć dziewczyny do ożenku.Najwazniejsze jest jednak zdrowie, sobie tłumaczę.Pozdrawiam, Grzesiek.
OdpowiedzUsuńCos ty chciał powiedziec tym swoim ble ble ble Grzesiu, bo nie wiem.Kupili ci komputer co?.
OdpowiedzUsuńCzłowieku, skoro nie potrzebujesz snu to zatrudnij sie jako nocny ochr5oniach. Dorobisz sobie, a i na przemyslenia będziesz miał czas, chyba że taka fucha była by dla ciebie zbyt komprmitująca jak sądzę, bo widac żeś człek wykształcony. pozdrawiam.Janusz tez emeryt od 10 lat.
OdpowiedzUsuńPanie Torunczyku,
OdpowiedzUsuńwiele ludzi robi wiecznie to samo, kreci sie w kolko i dziwnym sposobem oczekuje na dodatek coraz innych rezultatow. A to przeciez rzecz niemozliwa. Od narodzenia zycie to wielka przygoda. Podroz w nieznane. Raz z gorki, raz pod gorke. Zycie jest pelne kolorow, faset i roznych tekstur. Raz jest szorstkie, kiedy indziej gladkiejak jedwab, czasami przeplatane slodycza innym razem jest gorzkie, az do bolu.
Pan chyba zrobil wszystko prawidlowo. Bral Pan zycie takie, jakim w rzeczywistosci jest, ale z rozumem i rozwaga. Mial Pan czas na podroze, literature, rodzine. Czegoz jeszcze chciec? Przeciez nie chodzi o to, zeby zyc dlugo czy w nieskonczonosc. Nalezy zyc dobrze, w sensie wypelnienia, i tak, zeby codziennie moc spojrzec w lustro, bez chociaz krzty odczucia odrazy. Nie wszystkim to dane...
Pozdrawiam serdecznie
J.
Do Pani J: Serdecznie dziękuję za mile słowo.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO niech mnie. Bardzo ciekawy post. Z przyjemnoscią przeczytałem. Twój znajomy.Domyśl sie. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń