BEZ CZYTANIA NIE MA ŻYCIA (CZYŻBY?)
Szlachta posiadała
skromne zainteresowania czytelnicze. Warto wspomnieć na początku o
kalendarzach.
Jednak o nich utarły się niezbyt pochlebne opinie, które to
znajdujemy w dawnych inwentarzach bibliotecznych, mimo, że
kalendarze
były w tamtych czasach rodzajem książki najbardziej
rozpowszechnionym. W drugiej połowie XVIII w. coraz więcej
kalendarzy przeznaczonych było dla miast, jednak najwięcej to na
ogół dla małych i średnich dworów szlacheckich. Były jedynymi
książkami na tych dworach. Kalendarze można spotkać w Polsce w
dwunastu bibliotekach z różnych okresów XVIII w. w ogólnej
liczbie 70 egzemplarzy. Nie zachowały się wskutek częstego
użytkowania i wypadków historycznych. Nabywcy zachowanych
kalendarzy to byli zwykle bogaci mieszczanie, ale też i to w
większości szlachta ziemiańska.
Tak
było drzewiej (jak to się powiada o czasach mocno
zamierzchłych). Dzisiaj dostęp do czytelnictwa jest tak powszechny,
jak do bułek i chleba w piekarni, albo specjalisty lekarza
(żartuję).Tak czy owak wprawdzie się mówi, że współczesny XXI
wieczny Polak generalnie nie czyta książek, (tylko ponoć 20%), a
czasopisma lub gazety sporadycznie, to możemy z lekka zdobyć się
na odwagę w twierdzeniu, iż nie za bardzo różnimy się od
dworskiego XVIII wiecznego prostaka z tytułem szlacheckim jakiegoś
tam herbu, bowiem współczesne czytelnictwo gazet brukowych i
kolorowego FAKTU niczym nie różni się od czytelnictwa owego
kalendarza. Chłopa pańszczyźnianego pomińmy milczeniem, bowiem
należał on do tej większości dla której słowo pisane było
tajemnicą, a do której zaliczyłbym współczesne masy mieszczące
się w tych pozostałych 80% moich współrodaków, którzy zostali
wyprowadzeni z analfabetyzmu w czasach PRL.
Ten
wstęp nie jest po to by na jego tle moim zamiarem było chwalenie
się swoim czytelnictwem. A przyznam, że z upodobaniem od wielu lat
dużo czytam i nie czuje się dobrze w ciągu dnia, gdy z jakowyś
przyczyn nie miałem szansy wzięcia do ręki ulubionej codziennej
prasy. Mój tydzień prasowy wygląda następująco: Poniedziałek do
ręki biorę dziennik TRYBUNĘ oraz tygodnik PRZEGLĄD. We wtorek i
środę TRYBUNĘ i GAZETĘ WYBORCZĄ. W czwartek także podobny
zestaw ze względu na dodatek w postaci DUŻEGO FORMATU. W piątek
natomiast obok magazynu TRYBUNA, oczekiwane przez wielu czytelników
tygodniki Urbana i Kotlińskiego. W sobotę musi mi wystarczyć
magazyn GAZETY WYBORCZEJ, zaś dodatek WYSOKIE OBCASY trafia do rąk
mojej Małżonki. Trafiają do Jej rąk też wszystkie inne
przeczytane przeze mnie tytuły, bo zaszczytem i szczęściem moim
jest to, że akurat mamy podobne spojrzenia na współczesność, która nas otacza z tym, że moje „Szczęście” bardziej lubi
kartkować książki, na które wydajemy dość wymierną część jej
emerytury.
Czytać zawsze lubiłem, zawsze miałem ulubionych
dziennikarzy, np.(foto). Zmieniały się rządy, zmieniały się
ustroje, zmieniały się tytuły czasopism, ale zawsze posiadane
grosze w kieszeni obok innych przyjemności lokowałem w prasę i
oczywiście książki. Książki akurat zakupujemy przez internet
znajdując pierwej ich zapowiedź wydawniczą lub reklamę prasową.
Bywa, że mój przyjaciel zadzwoni z ciekawą propozycja
czytelniczą, co zdarza się także z wzajemnością.
Dawniej
pamiętam zawsze ciekawiły mnie wydarzenia polityczne i kulturalne
niezależnie od tego kto w Polsce rządził i jaki był odbiór
społeczny wydawanej prasy. Do historii już przeszły takie tytuły
jak KULTURA, TU I TERAZ, PRZEGLĄD LITERACKI, SZPILKI, POLITYKA
Rakowskiego i wiele innych ciekawych czasopism o różnym zabarwieniu
społeczno -politycznym. Pamiętam wspaniałych dziennikarzy jak
chociażby Broniarek, Kapuściński, Małachowski, a i obecny dzisiaj
Michnik, Hartman, Środa, Stomma, Szczygieł (ze względu na jego
umiłowanie naszych sąsiadów Czechów), oraz dziesiątki innych
krajowych i zagranicznych. Miło się czyta młodych współczesnych
dziennikarzy opętanych chociażby feminizmem, czy też ideą
równości np. Szczukę. Po to, by nasycić się współczesnymi
wydawnictwami, przynajmniej w tej ulubionej części wydawniczej
trzeba poświęcić masę czasu kosztem innych czynności związanych
z domową egzystencją, ale też i snu. Na szczęście organizm na
tyle przyzwyczaja się do „nocnego markowania”, że potrafimy się
z Małżonką z nim „dogadać” każdego wieczora. Poczuwam się
też do obowiązku osobistego uprawiania „dziennikarskiej”
amatorszczyzny. Wyrażam to cyklicznym prowadzeniem bloga, co akurat
niniejszym popełniam. Tematy nas otaczają, a nawet przytłaczają.
Wystarczy być nieco, tylko nieco asertywnym.
Jak wynika z najnowszych danych PBC, które zostały wczoraj opublikowane, najbardziej czytanym dziennikiem ogólnopolskim jest tabloid plotkarski "Fakt". W I półroczu gazetę wydanictwa Axel Springer Polska czytało 21,51 proc. ankietowanych (6402292 osób). Na drugim miejscu, z wynikiem 19,46 proc. (5792125 osób), znalazła się "Gazeta Wyborcza".To swiadczy o naszym społeczeństwie.AA
OdpowiedzUsuńPodobno sa trzy mozliwosci poznania czlowieka. 1. Zajrzec na jego polke z ksiazkami. 2. Skorzystac z jego toalety. Te dwa punkty otwieraja caly kalejdoskop cech charakteru.
OdpowiedzUsuńSa polki z ksiazkami, ktore wygladaja, jak z katalogu meblowego: odkurzane, polerowane lecz nie ruszane. Inne z kolei uderzaja swoim nieladem, sladami uzytkowania. Mam wlasnie sentyment do tych drugich. A jezeli jeszcze na takich wlasnie polkach pan Szekspir potrafi poflirtowac z pania Orzeszkowa, czy Grass z Dabrowska, to zyc nie umierac.
Trzecia mozliwosc nalezy zastosowac w wypadku, kiedy obie pierwsze nam nic nie powiedzialy - upic delikwenta. In vino veritas dziala zawsze.
http://25.media.tumblr.com/tumblr_m9mihwAs9m1qdn7o6o1_1280.jpg
Pozdrawiam
J.
Okazuje sie, ze nie jest aż tak źle.Gdzies wyczytalem że wśród Polaków jest większa populacja tych nieczytatych, niżeli wskazuje obrazek. Też pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA bez nawyku czytania książek i pprasy ubożejemy przecież szybciej i bardziej dotkliwie niż na skutek jakiegokolwiek kryzysu gospodarczego.
OdpowiedzUsuńWalka z analfabetyzmem nie tylko przebiegała w PRL. Była to akcja ogólnoeuropejska, bo ponoc wśród np. Niemców było wiecej nie pisatych i czytatych niż u nas, ale to język niemiecki, bardzo trudny... dla mnie.Gość.
OdpowiedzUsuń