CZY SMUTEK JEST CHOROBĄ?
W dodatku do GW znalazłem rysunkowy dowcip: Para Polaków zawitała
do któregoś kraju na zachód od Polski. Spożywają posiłek w jednej z knajpek. W
pewnej chwili on się odzywa do partnerki:
CHCĘ WRACAĆ. ALE CO SIĘ STAŁO?, PYTA ONA. LUDZIE SIĘ DO MNIE JAKOŚ PODEJRZANIE UŚMIECHAJĄ. Jakie to nasze. Jakie to polskie, bowiem w
Polsce nikt do nikogo, szczególnie mało znajomego się nie uśmiecha. Pisałem o
tym przywołując społeczeństwo czeskie, że tam ludzie nie tylko się do siebie
uśmiechają w urzędach, sklepach tudzież na ulicy, ale często pozdrawiają się słowami.
Dobry dzień. Nie dziwię się zatem temu rodakowi, który zauważając obcą twarz i
do tego uśmiechniętą wróżył mu kłopoty. Uśmiech na twarzy w Polsce spotykamy
wyłącznie podczas spotkania z kolegą, koleżanką, ewentualnie z rodziną,
wyłączając oczywiście teściową. Uśmiech na twarzach obcych Polakom zapowiada kłopot,
konsternację a nawet dramat. Ponieważ najczęściej znajomych, a tym bardziej dawno nie spotykanych członków rodziny należy powitać
w miarę serdecznie przeto do tego służą najbardziej okoliczności pogrzebowe,
gdzie uśmiech jest rzeczywiście nie wskazany. Gdyby jednak ktoś się tu uśmiechał
to tylko świadczy, że mocno przyspieszył uroczystości zwane stypą, na której
posiadł korzystne informacje spadkowe. Polacy zatem wybierający się poza granicę
kraju powinni zażyć, a choćby powąchać dymu z odpalanej marihuany.
Poprawi to
nam notowania, iż nie wszyscy z nas wracają z pogrzebu, lub udają się nań. Z
drugiej strony nasze smutne twarze, być może wyrażają jeszcze nie zdiagnozowaną
chorobę, która mogłaby być wyleczona jak przykładowo koklusz albo grypa. Uczeni
mikrobiolodzy mogliby znaleźć na nią lek. Rzecz w tym tylko, że nikt nie
zabiega o to, a być może nie chce ponosić ogromnych kosztów badawczych.
Tymczasem marihuanę można nabyć prawie w każdej bramie. Stan naszego
samopoczucia rysującego się smutną aparycją bierze się z wzorców. Bo czy ktoś widział
uśmiechniętego Jarosława Kaczyńskiego. No może zły to przykład bo ten człowiek
ciągle pozostaje w żałobie po „poległym” pod Smoleńskiem bliźniaku. Mówi się,
że oprócz przysłowiowej marychy radosne twarze mają pijacy. Nic bardziej
mylnego.
Osobiście spotykałem opojów z gębą zbója. Może jednak smutek jest
rodzinnie nabytym zjawiskiem?, może. Staram się być optymistycznie nastawionym
człekiem, ale jeżeli tak to moja wesołość wzięła się od przodka po kądzieli, jako
że babcia, a dobrze ją pamiętam, mimo że
gnała piechotą co niedziela osiem kilometrów do kościółka, pozostawała radosna.
Jej kolana pracowały jak naoliwione, a przecież każdą modlitwę odmawiała
klęcząc. Przeczy ten przykład genezie choroby pana prezesa, który też klęczał
często, chociaż tylko na jedno kolano, chyba na te zdrowe. Z kolei po mieczu,
mój dziadek miał powody do smutku, ponieważ przegrał w karty ponad połowę
majątku i szybko owdowiał. Zatem gdzie mam szukać przyczyn mojego, bądź co bądź
dobrego samopoczucia, którym to jestem gotów obdarzyć za darmo cały naród. Nikt
tak naprawdę nie wlewa w nas nakazowo „bądź uśmiechnięty do ludzi, nie napuszaj
się”, bo przecie nikt ci nie chce zrobić krzywdy. Jako młody chłopiec podczas
wycieczki po dolinach tatrzańskich, dziwiłem się, że wielu mijających nas ludzi
pozdrawiało nas (uczniów i panią nauczycielkę) słowem dzień dobry. Nieznajomi,
przypadkowi ludzie. Dopiero po kilku latach zrozumiałem, że jest to forma
okazania wspólnoty, jedności, ale też grzeczności. Uśmiechać się do obcych
nauczyłem się długo po latach, gdy los pozwolił mi na wyjazdy. Oczywiście na
Zachód, bo na Wschodzie można było się nabawić jeszcze większej smuty. Wtedy,
ale nie dzisiaj, bowiem o ile nasi rodacy dalej, zgodnie z obowiązującą
tradycją pozostajemy z gębą stracha na wróble, o tyle ci na Wschodzie już dawno
nauczyli się radośnie spoglądać na świat i na przyjezdnych. Potwierdzają to
setki dziennikarzy wałęsający się po miastach w których rozgrywane są mecze Mundialu
w Rosji. Także Rodacy, stańmy przed lustrami i ćwiczmy uśmiechy, a gdy nie
wychodzi to postarajmy się o gram marychy, która już niedługo stanie się używką
legalną. Wzorem naszych sąsiadów, bo chyba tu jest pies pogrzebany.
Piłkarze
okazali się najgorszą ekipą mistrzostw, Europa i świat źle nas postrzegają,
Ukraińcy nadal gotowi są nas likwidować mimo że daliśmy im robotę w ilości miliona
etatów. Trybunał Sprawiedliwości w
Luksemburgu grozi nam za zniszczenie naszego trybunału. Dług publiczny bije
rekordy. Z Kościoła odeszła blisko połowa, dotychczas wiernych katolików. Z czego więc mamy się cieszyć?, no z czego??.
Znamy więc główny powód naszej inności od świata i Europy. Zatem leczmy się.
Brrrrrrrrr. Strach do was przyjeżdżać.
OdpowiedzUsuńCiekawe dla mnie w jaki sposób te trzy miliony Polaków którzy opuścili kraj i wyjechali na zachód dopasowali się do nowych społeczeństw. Nauczyli się uśmiechów czy tez to dla nich zbyt trudne.Lodzia
OdpowiedzUsuńLodzia: ci normalni szybko się dopasowali. Ci myślący jak pisiacy, nigdy i to oni dostają po ryjach.
OdpowiedzUsuń