SZORSTKOŚĆ PREZYDENCKA
O
szorstkości w polityce po raz pierwszy usłyszałem z ust Leszka
Millera, w czasie gdy on pełnił obowiązki premiera RP, zaś
prezydentem Rzeczypospolitej był Aleksander Kwaśniewski. Obaj
politycy przez prawicę nazywani byli postkomunistami, wywodzili się
z centralnych władz partyjnych PZPR, jako że Kwaśniewski był w
PRL ministrem sportu, Miller zaś sekretarzem KC ds. młodzieży.
Wydawało by się , że obaj dostojnicy III RP powinni pałać do
siebie męską, prawdziwą przyjaźnią, którą z dozą serdecznej
hipokryzji okazywali sobie przy okazji imienin lub urodzin własnych
albo swoich małżonek, i właśnie tak było. Pojawiała się szorstkość. A tak w gruncie rzeczy to
o co im chodziło. O małżonki?, wątpię. Co prawda pani
Kwaśniewska fizycznie jest bardziej urodziwa, wykształcona i
towarzyska, ale pani Millerowa za to potrafi szokować strojami.
Swego czasu podczas spotkań z delegacją Japonii ubrała sukienkę
z napisami pretty, sexy, love, czym wywołała skandal wręcz
dyplomatyczny. Pani Miller nosi imię
Aleksandra więc jest to
okoliczność wiążąca ją z Kwaśniewskim, którzy wychowali córkę
właśnie o takim samym imieniu. Tak nie jest, do dzisiaj obie
rodziny tkwią w szorstkości, ale powiedzcie państwo kto bogatych
zrozumie, albo kto bogatym zabroni stroić fochy. Gryzie mnie
mianowicie pytanie: czemu w tej polskiej polityce jest tyle
paskudztwa. Dlaczego wzorem demokracji amerykańskiej albo
francuskiej, gdzie byli prezydenci potrafią ze sobą współpracować
w różnych dziedzinach, począwszy od akcji charytatywnych aż do
czystych politycznych działań na rzecz grup społecznych, nędzy
krajów rozwijających się itp.?, dlaczego?.Ano dlatego, że polscy
prezydenci wywodzą się z tego samego pnia co i społeczeństwo,
które jest zawistne, obłudne, skatoliczałe, oraz zazdrosne. Poza
Kwaśniewskim, który potrafił się należycie zachować w róznych
okolicznościach przyrody, mimo że nie stronił od alkoholu,
pozostali wykazywali przeróżne ułomności. Komorowski, podobnie
jak i Duda to dewoci, co niedziela, a często też w inne dni
demonstracyjnie, mimo że mają kaplicę w Pałacu klęczą przed
ołtarzami w katedrach czekając na cud. Duda
wyprzedził nawet
Komorowskiego w tych upodlających jak na głowę państwa
zachowaniach, bo akurat jemu bozia dała znak cudu, mianowicie jak
motyl w postaci opłatka „fruwała” sobie przed jego obliczem, a
on ją złapał jak pies muchę. Jego matka natychmiast ogłosiła
tezę o potwierdzeniu prawdy, iż sam Bóg zesłał jej syna na tron
Polski, skoro dają sobie wzajemne aż tak dotykalne znaki. Żaden z
pozostałych trzech budrysów Belwederu nie doznał takiego szczęścia
eucharystycznego. Ponadto Komorowski mimo swego szlachectwa popełnił wiele gaf. Np. pierwszy sadowi w fotelu doopę podczas spotkania z kobietą (kanclerz Merkel), chroni sam swoją głowę przed deszczem miast zadbać o gości (prezydent Francji) popełnia wiele błędów ortograficznych, ponoć wlazł gdzieś butami na fotel. W tym prezydenckim zestawieniu nie mówię o Jaruzelskim, bo on nie spotykał się
z kleszym towarzystwem poniżej kardynała (Glemp), a najlepiej
papieża (Wojtyła), a ponadto sam ustąpił z prezydentury widząc nienawiść prawicy, tak zresztą podobnie, jak na tacy oddał władzę
Solidarności. Wałęsa być może też wymodlił sobie pałac
Namiestnikowski, wpinając sobie znaczek MB w klapę nie tylko ubrań, ale ponoć i pidżamy, choć wiemy że wybory wygrał tylko dzięki opluciu
przez prawicową prasę jego konkurenta nazwiskiem Tymiński. Pisali
głupoty, że Tymiński śpi z Indianką, że ją bije za alkoholizm,
że wierzy w jakoweś inne bóstwa, no i pomogło, bo polski katolski
naród przestraszył się diabła. Po wszystkim autor paszkwilu
drobniutkim drukiem przeprosił kandydata, że gdzieś tam usłyszał
to co napisał, ale sobie już nie przypomina gdzie i od kogo. Wałęsę
zaliczam do najgorszego sortu prezydenckiego. No cóż, nie ma co
dywagować, można go lubić albo nie lubić, ale na pewno trzeba się
wstydzić podczas jego publicznych występów. Skoro prawica sobie
wzięła kmiota to później już musiała się mu kłaniać, bo
kmiot pomiatał ludźmi nawet bardzo zacnymi i ogólnie szanowanymi,
(Geremek, Wielowiejski). Dla niego prosty klecha był ważniejszy
niżeli laureat nagród
naukowych. Sam jest laureatem Nagrody Nobla,
z tym, że nie za wiedzę a za przywództwo w strajkach, (nagroda
pokojowa). Do dzisiaj pozostał obcesowym, butnym prostym
człowiekiem, który to widział za słuszne przeniesienie wszystkich
sejmowych gejów poza mur. Gwoli pokazania swej wagi w ojczyźnie,
oraz niezaprzeczalnemu snobizmowi co roku w swej wybudowanej na wzór
Hollywoodu willi z ogrodem i basenem organizuje bale urodzinowe na
które zaprasza pozostających na emeryturze prezydentów i inne
ważne, szczególnie duchowne osoby. Chodzą do niego ci zaproszeni,
ale czy czują się tam komfortowo to wątpię. Jest to szorstki
facet i musi dużo wypić dla ogłady towarzyskiej. A ma gość łeb
do picia, udowodnił to w Arłamowie gdzie każdą ilość gorzały
mu dostarczano na mrugnięcie okiem. Łeb lepszy niżeli jego kumpel
po stanowisku Kwaśniewski, który upija się dość szybko, co
okazało się np. w towarzystwie abp. Głódzia. Wypił i potem mówił
od rzeczy w kilku językach do studentów na kijowskim uniwersytecie,
bo akurat jako jedyny z tej trójki belwederskiej Kwaśniewski
swobodnie posługuje się językiem francuskim, angielskim no i
rosyjskim. Poliglota bez wątpienia i za to miał ciągle 80%
poparcia w narodzie. Komorowski zaś to gość przytulony do szafarza
komunijnego (w każdą niedzielę przyjmował sakrament), ale
jednocześnie zarozumiały potomek sarmatów, doszukujący się
wspólnej krwi w królestwach szwedzkich i duńskich. Zapalony
myśliwy, chwalący się tym w obecności prezydenta USA Obamy,
człowieka, który gardzi zabijaniem zwierząt dla przyjemności.
Wybory na drugą kadencje przegrał bo zbyt wierzył w siebie, w
swoje przywiązanie do Kościoła nie mówiąc o tym, że zlekceważył
siłę oszustwa Dudy i całego PIS. Także przymiotnik szorstki
przylepił się prawie do każdej prezydentury. Jakże by miło
wyglądało gdyby tak od serca z namaszczeniem dobrego ducha byli
prezydenci potrafili wspólnie działać na rzecz dobra ojczyzny i
obywateli, nie tylko wtedy gdy Polsce zagraża totalitaryzm pisowski.
Jestem przekonany, że nigdy by razem nie wystąpił publicznie
szlachcic Komorowski z postkomuchem (jak często o nim mówił),
Kwaśniewskim gdyby nie protestacyjne marsze Komitetu Obrony
Demokracji, organizowane przeciwko temu co dzieje się w Polsce dziś.
Czy paradoksalnie Kaczyński swoją polityką wygładzi, wypoleruje
tę szorstkość we wzajemnych kontaktach naszych ukochanych byłych
prezydentów?.
Obrazki- google
1.Pałac Namistnikowski
2.Danuta i Lech Wałęsa
2.Danuta i Lech Wałęsa
3.Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy
4.Maria i Lech Kaczyńscy
5 Anna i Bronisław Komorowscy
6.Agata i Andrzej Dudowie
Wszystkie narody wolne ze swoich prezydentów są dumne. Oczywiscie nie dotyczy narodu polskiego jako całosci. Z Dudy dumni są jedynie pisowcy i ich wyborcy, nikt poza granicami.Bo jak powiada najnowsza historia to byli i są to najczęściej dewoci bez własnej ambicji z dostojeństwa albo pijacy albo ludzie z zasraną przeszłoscią. Ja byłam dumna tylko z państwa Kwaśniewskich, chociaz pan Olek podpadał mi z tą swoja chorą golenią. No cóż, takie choroby mogą zdarzyc się każdemu, szczególnie polskim albo ruskim prezydentom. Lodzia.
OdpowiedzUsuńDwóch z nich czyli prezydentów, zresztą nic w gruncie rzeczy nie robiących cos dla Polski zrobiło , chociazby pod wzgledem demograficznym. Komorowski zrobił pięcioro nowych obywateli, ale Wałęsa go przebił. Wytrysnał z sukcesem aż osiem razy.Brawo dziecioroby.
OdpowiedzUsuń