WSPOMNIENIOWE ODPRYSKI
Te odpryski są sprzed 25, może 30 lat, gdy jako pracownik
socjalny na stanowisku ekonomisty pracowałem w toruńskiej energetyce. W
okresach letnich kierowałem ośrodkiem wczasowym w Karwi nad Bałtykiem. Był
wrzesień, już po sezonie. Wraz z grupą pracowników zamykaliśmy ośrodek
zabezpieczając na okres jesienno- zimowy jego wyposażenie. Któregoś dnia
wybrałem się do Władysławowa po zakupy dla siebie i załogi. Gdy wracałem do
bazy, uwagę boją przykuwał samochód marki seat, bodajże Ibiza lub Toledo.
Przykuwał, bowiem sam poruszałem się seatem cordoba, zakupionym kilka dni temu.
Przyspieszyłem, by przyjrzeć się kierowcy z podobnym upodobaniem do marki
pojazdu. Gdy się z nim zrównałem, moim oczom ukazała się twarz bardzo
szanowanego przeze mnie aktora, bohatera wielu wspaniałych filmów i seriali. Za
kierownicą siedział Franciszek Pieczka w towarzystwie kobiety, chyba aktorki z
teatrów warszawskich lub śląskich, nie pomnę. Zajechałem mu drogę hamując
energicznie. Podszedłem do jego samochodu przepraszając za impertynencję z
mojej strony, poprosiłem jednak o wybaczenie, bowiem nie mogłem postąpić
inaczej jako że „Gustlik” z „Czterech pancernych i psa”, tudzież postaci z
wielu ról teatralnych i filmowych, szczególnie z akcentem śląskim i żydowskim grane
przez pana Pieczkę to mistrzostwo świata. Przedstawiłem się panu Franciszkowi i
zaprosiłem Go wraz z towarzyszącą mu damą do mojego, wprawdzie już zamykanego
ośrodka, ale jeszcze na tyle użytecznego, by poczęstować gości kawą i czymś rozweselającym. Pan Franciszek
wymawiał się,, że wraz z towarzyszką planowali dłuższy spacer po plaży, ale
jednak po paru minutach moich nalegań, że nie tylko ja jestem jego fanem, bowiem
w ośrodku są moi pracownicy, którzy czuć się będą jakby złapali za nogi samego
Pana Boga, zgodził się. Oczekiwani goście przybyli pod wieczór. W owym czasie
nie było jeszcze telefonów komórkowych, i jak na złość w moim aparacie
analogowym skończyła się klisza, zatem nie mogłem utrwalić ku pamięci tenże
miły fakt. Nie mniej jednak wieczór przy kawce i kieliszeczku bułgarskiej
pliski przebiegł w nadzwyczaj miłej atmosferze. Pan Franciszek Pieczka okazał się
przemiłym kompanem i skarbnicą anegdot, które w skupieniu i z uwagą
wysłuchaliśmy. Z point niektórych śmialiśmy się tak głośno, że ptaki
obsiadające drzewa sąsiedniego lasku zrywały się do ucieczki. Takich miłych
zdarzeń mam więcej, ale spotkanie z „Gustlikiem” utkwiło mi w pamięci jakoś
szczególnie, a piszę o nim dlatego, że gdy obudziłem się dziś rano przed oczami
miałem sen w którym ujrzałem cały przebieg wizyty mistrza w nadmorskim ośrodku.
Dzisiaj pan Franciszek cieszy się zacnym (91 lat) wiekiem, jest Kawalerem Orła
Białego. On zapewne nie pamięta tego epizodycznego wydarzenia. Nie mniej jednak
serdecznie Go pozdrawiam i życzę stu lat życia w zdrowiu.
Sabina Krutka: ja też Go kocham i pozdrawiam. Panu dziekuję za okruchy wspomnień.
OdpowiedzUsuńMistrz słowa.
OdpowiedzUsuńTo Gustlik jeszcze zyje?. to dobrze, bo bardzo go lubimy. Trzy wariatki z Glupczyc
OdpowiedzUsuń