WIO KONIKU, WIO.
Najbliżej, choć jeszcze dość daleko, mieli do Orbana, który im w ramach wiecznej przyjaźni zapewne udzieli pomocy. Wymieni nam te miliony, które rozpychają nam kieszenie deformując garnitury, chociażby na forinty. Niestety radość była krótka, bo podobnie jak nasz rząd, cała rządząca partia zwana Fideszem udała się w nieznanym kierunku. Ponoć na północ do Polski, powiadają przypadkowo spotkani Madziarzy. Kaczyński obiecał nam udzielenie pomocy gdyby coś było nie tak jak trzeba, mówili. Natychmiast zawracamy, zarządził naczelnik IV RP. Victor nie może czekać, obiecałem mu to, a u mnie słowo droższe od tych szydłowych pieniędzy. Wszyscy, jak jeden mąż, ze złości zaczęli rwać naszą walutę na kawałeczki i ścielić umykającą za nimi drogę. Obudziłem się spocony jak mysz, czując podświadomie ścinki banknotów na całym ciele. Spocony, bo do kolejnej emerytury pozostało jeszcze pół miesiąca. Jasna cholera, dobrze że wrócili, o czym upewniłem się otwierając telewizor. Spiker z uśmiechem zapraszał na powtórkę meczu Hiszpania-Portugalia.
Szkoda że to tylko sen.Ja taką furmankę poszczuł bym psami.Ojtam,ojtam,
OdpowiedzUsuńNiech jadą i nigdy nie wracają. Chocby takimi wozami.Ja tez bym spusciła psy.Lodzia.
OdpowiedzUsuńDużo śpię ale takich wspaniałych snów nie mam. Może coś na temat naszych orłów od nogi się coś lepszego wyśni bo w życiu na jawie jakoś nie widać że będzie super! Śpioch
OdpowiedzUsuń