CO WY K...A WIECIE O ROSJI?!
Generalnie to
nie planowałem czytać tej książki. Tak jakoś. Tematyka niby mi
bliska, ale żebym się miał rzucać od razu, to nie. W każdym
razie niekoniecznie.
Jak to dobrze, że czasem takie cudeńka po prostu wpadają mi w ręce same. Powiem tak: Już zakochałem się w opowieściach tego pisarza. Raz, że sam preferuję podobny sposób łazęgostwa, dwa, w prawdziwej Rosji jeszcze nigdy tak naprawdę jak bym miał ochotę, nie byłem i nie zamierzam tego zmienić w ciągu najbliższych kilku lat, bom już zbyt wiekowy, a ta książka tylko mnie przybliża do osiągnięcia mojego celu. Okazało się bowiem, że moja podróż do Rosji nic nie wniosła pod względem głodu poznawania świata. Zrobił to za mnie pan Jacek Matecki, pisarz, dziennikarz, podróżnik. Powiem tak. Po odbytej podróży do Rosji czułem się jak absolwent maturalny z geografii, teraz po przeczytaniu książki czuje się jak po zaliczeniu kilku uniwersyteckich semestrów rusycystyki. Dosłownie. Nie wiem, na ile Rosja pana Mateckiego jest tą prawdziwą Rosją bez cenzury. Ile w tym ewentualnych upiększeń i przekłamań, wizji po alkoholu, przeinaczeń czy też celowego wprowadzenia się w błąd przy pomocy tubylców. Ale chciałbym się o tym sam przekonać, marzenie!!! Pisałem już, że w roku 1980, czyli za czasów Breżniewa i... Orbisu polatałem samolotami Aerofłotu z Warszawy do Irkucka zaliczając kilka ciekawych miast po drodze w kilku republikach w ciągu 25 dni. Miałem przekonanie że w jakiś tam sensie poznałem Rosję, że się powtórzę. Okazuje się gówno prawda, jakby to powiedział ksiądz Tischner. I jak to dobrze, że w ręce mi wpadła książka pana Jacka M. zatytułowana słowami Bogusława Lindy „Co wy k..rwa wiecie o Rosji”.Jeżeli kogokolwiek interesuje chociażby w części Rosja nie tylko jako nasz sąsiad, na terenach którego złożono kości setek tysięcy naszych obywateli, nie tylko jako krewny nam naród słowiański, ale też jako kraj olbrzymich możliwości i jednocześnie wprost nie do opisania zapóźnień cywilizacyjnych na przestrzeni tysięcy kilometrów, od Kaliningradu do Władywostoku, powinien czym prędzej te książkę przeczytać. Sam autor Jacek Matecki jako pożyteczny „włóczęga” podniósł mi ciśnienie krwi do tego stopnia, że zmieniłem swoją orientację w ocenie Rosji i to z absolutnym konformizmem, oraz bez żadnego lawirantyzmu. Po prostu dziś postrzegam „Ruś” bardziej obiektywnie. Oczywiście na jej niekorzyść. Książka pana Mateckiego dogłębnie wwierciła się w ten największy kraj świata i jednocześnie chyba najnieszczęśliwszy dla jego mieszkańców. Od wczesnych czasów carskich rządzący swoich obywateli mieli za osłów pociągowych a jednocześnie traktowali ich gorzej niżeli zwierzęta. Matecki na 335 stronach książki potrafił usadowić ten kraj w oparach wszelkich nieszczęść, religii prawosławnej, ciemnoty, często głodu i śmierci. Śmierci zadawanej milionom młodych ludzi ubranych w żołnierski mundur przewiązany sznurkiem, ale także śmierci zadawanej innym milionom spoza mateczki Rosji. Śmierci zadawanej poprzez wyzucie z resztek człowieczeństwa w łagrach syberyjskich i nie tylko
Jak to dobrze, że czasem takie cudeńka po prostu wpadają mi w ręce same. Powiem tak: Już zakochałem się w opowieściach tego pisarza. Raz, że sam preferuję podobny sposób łazęgostwa, dwa, w prawdziwej Rosji jeszcze nigdy tak naprawdę jak bym miał ochotę, nie byłem i nie zamierzam tego zmienić w ciągu najbliższych kilku lat, bom już zbyt wiekowy, a ta książka tylko mnie przybliża do osiągnięcia mojego celu. Okazało się bowiem, że moja podróż do Rosji nic nie wniosła pod względem głodu poznawania świata. Zrobił to za mnie pan Jacek Matecki, pisarz, dziennikarz, podróżnik. Powiem tak. Po odbytej podróży do Rosji czułem się jak absolwent maturalny z geografii, teraz po przeczytaniu książki czuje się jak po zaliczeniu kilku uniwersyteckich semestrów rusycystyki. Dosłownie. Nie wiem, na ile Rosja pana Mateckiego jest tą prawdziwą Rosją bez cenzury. Ile w tym ewentualnych upiększeń i przekłamań, wizji po alkoholu, przeinaczeń czy też celowego wprowadzenia się w błąd przy pomocy tubylców. Ale chciałbym się o tym sam przekonać, marzenie!!! Pisałem już, że w roku 1980, czyli za czasów Breżniewa i... Orbisu polatałem samolotami Aerofłotu z Warszawy do Irkucka zaliczając kilka ciekawych miast po drodze w kilku republikach w ciągu 25 dni. Miałem przekonanie że w jakiś tam sensie poznałem Rosję, że się powtórzę. Okazuje się gówno prawda, jakby to powiedział ksiądz Tischner. I jak to dobrze, że w ręce mi wpadła książka pana Jacka M. zatytułowana słowami Bogusława Lindy „Co wy k..rwa wiecie o Rosji”.Jeżeli kogokolwiek interesuje chociażby w części Rosja nie tylko jako nasz sąsiad, na terenach którego złożono kości setek tysięcy naszych obywateli, nie tylko jako krewny nam naród słowiański, ale też jako kraj olbrzymich możliwości i jednocześnie wprost nie do opisania zapóźnień cywilizacyjnych na przestrzeni tysięcy kilometrów, od Kaliningradu do Władywostoku, powinien czym prędzej te książkę przeczytać. Sam autor Jacek Matecki jako pożyteczny „włóczęga” podniósł mi ciśnienie krwi do tego stopnia, że zmieniłem swoją orientację w ocenie Rosji i to z absolutnym konformizmem, oraz bez żadnego lawirantyzmu. Po prostu dziś postrzegam „Ruś” bardziej obiektywnie. Oczywiście na jej niekorzyść. Książka pana Mateckiego dogłębnie wwierciła się w ten największy kraj świata i jednocześnie chyba najnieszczęśliwszy dla jego mieszkańców. Od wczesnych czasów carskich rządzący swoich obywateli mieli za osłów pociągowych a jednocześnie traktowali ich gorzej niżeli zwierzęta. Matecki na 335 stronach książki potrafił usadowić ten kraj w oparach wszelkich nieszczęść, religii prawosławnej, ciemnoty, często głodu i śmierci. Śmierci zadawanej milionom młodych ludzi ubranych w żołnierski mundur przewiązany sznurkiem, ale także śmierci zadawanej innym milionom spoza mateczki Rosji. Śmierci zadawanej poprzez wyzucie z resztek człowieczeństwa w łagrach syberyjskich i nie tylko
syberyjskich. Jacek Matecki jako prawdziwy
globtroter mało poruszał się samolotami. Większość tras
przebywał koleją i autobusami, ale setki kilometrów pokonywał
również przez kilka lat pieszo, po to, by stykać się z ludnością,
która chętnie dzieliła się swoimi przeżyciami. Poznawał on więc
groby i cmentarze Polaków zsyłanych na Sybir, ale też tych którzy
w Rosji się znaleźli z własnej woli. Pięknie opisuje spotkania z
tymi którzy osobiście znali poetę Josifa Brodskiego, polskiej krwi
laureata Nagrody Nobla i nie tylko. Włóczęgostwo autora, który
nawet na Kamczatce szukał wspólnego języka, choćby języka
szczątkowo przypominającego nasz polski, a nad Morzem Białym
zapłakał nad cmentarzyskiem milionów łagierników u każdego
czytelnika wywołuje ogrom uczucia podziwu. Mój ojciec, gdy się
dowiedział, że zobaczyłem tyle wielkich miast ruskich powiedział,
że jego marzeniem byłoby odbycie podróży pociągiem kolei
transsyberyjskiej, ale jednocześnie zastrzegł, że chciałby
wysiadać na wskazanej przez siebie stacji by porozmawiać z
tubylcami. Oczywiście za Breżniewa było to niemożliwe, dziś nie
żyje i mój Tato i Breżniew. Każdy obcokrajowiec był śledzony
jako potencjalny szpieg. Oczywiście autor książki mógł sobie
pozwolić na luksus wymarzonej podróży wzdłuż i wszerz Rosji
tylko dlatego że upadł Związek Radziecki i jego reguły życia
mieszkańców. Kręgosłup Rosji przetrącił stalinizm i ona się już z tego nie podźwignie, mimo rozpaczliwych prób Putina. Pana Jacka Mateckiego czytałem jednym tchem, bowiem opowiada on jak
kształtował się ich komunizm, charakteryzuje wszystkich
generalnych sekretarzy od Stalina aż po Gorbaczowa i Jelcyna, ale
jednocześnie pokazuje bezmiar nędzy i wręcz tragicznych skutków
zarządzania państwem. Pokazuje niespotykane bogactwa ziemi
rosyjskiej, a także nowobogackich oligarchów na czele z Putinem.
Drodzy Czytelnicy: nie sposób krótkim tekstem mojego bloga przeorać
treści całej 340 stronicowej książki. Proszę zajrzyjcie do
księgarni i kupcie ją, kosztuje zaledwie 40 złotych, a wartość
jej pod względem edukacyjnym i nie tylko, jest bezcenna. Jakże
piękna może być każda zima gdy w rękach trzymamy książkę pana
Jacka Mateckiego.
PS: O aktualnych wydarzeniach w Polsce pisać na razie nie bedę. Muszę czekać aż moje trzewia zechcą przetrawić tę dotychczasową truciznę pisowsko-kościelną. Na razie mam polityczną obstrukcję.
Dobrze siedzieć na tylłku w fotelu i czytać sobie książeczki chociażby na emeryturze. Kocyk na kolanka, herbatka z prądem i czytanki ulubione. Ale nie wszyscy tak mogą. Jestem kierowcą tira i na czytanie mogę sobie pozwolić tylko w hotelach lub w kabinie na postoju, ale najczęściej usypiam zanim otworzą książkę albo gazetę. A ponieważ do emerytury mam jeszcze ho ho, to mogę tylko szczerze pozazdrościć. Bo ja też jestem włóczęgą. Pozdrawiam Barbakan z Łodzi
OdpowiedzUsuńPrzejechać Rosję to tak jakby dzunglie wszystkie na swiecie pokonać.Lodzia
OdpowiedzUsuńJeszcze panu mało bezdroża Rosji to proszę pojechać na bezdroża Kanady albo Chin. Odechce sie panu włoczęgostwa. Sprawdziłem osobiście. Małolat ur. w 1955. z Krakowa.
OdpowiedzUsuńKiedys slyszalam powiedzenie, ze Rosja w swojej rozleglosci i roznorodnosci, jest jak wodeczka. Najwyborniej smakuje bardzo schlodzona - w odpowiedzialnych dawkach ulatwia zycie, w nieodpowiedzialnych zwala z nog.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem podrozowanie wzdluz i wszerz tego kraju, nigdy nie pozwoli na calkowite go poznanie. To nie tylko krajobrazy, tundra, miasta i wioski, ale rowniez i ludzie. Ludzie, ktorych ksztaltowala historia, nierzadko w macoszy sposob, ale rowniez ciezkie warunki klimatyczne i socjalne. Tam trzeba by bylo pozyc pare dobrych lat, a dopiero wtedy mozna bedzie powiedziec, ze cos sie wie o Rosji. Jezeli wogole.
J.
O Rosji to ja nic nie wiem ale o ZSRR to prawie wszystko, a czy to jest to samo, to nie wiem też.
OdpowiedzUsuń