Z cyklu: MIĘDZY JAWĄ A SNEM


Zerkam na telewizję. Zerkam, bo chcę się upewnić kiedy i co się w Polsce dzieje naprawdę, przynajmniej coś co jest zbliżone do prawdy, i tym co jest tylko i wyłącznie snem. Merytorycznie temat poprawny, bo polskie „towarzystwo ustawodawcze” przyjęło za zasadę pracować w nocy i to począwszy od szarego jak Jurgiel posła, aż do pana nadprezydenta czyli prezesa wszystkich prezesów Kaczyńskiego. W ten sposób postanowili zbawiać Polskę w myśl pieśni śpiewanych podczas kolejnych miesięcznic. Pracują na rzecz nowiutkiej (bardzo poprawnej wg PIS) ustawy dot. Trybunału Konstytucyjnego. Słowo „poprawna” jest tu nie na miejscu,

bowiem jej zasoby mają zdążać do całkowitej eliminacji tego prawnego ciała. Pracowali (większość oczywiście drzemała) do godziny czwartej nad ranem. Ja, jak większość obywateli spałem i śniłem o jakiś tam migdałach. Często po przebudzeniu dociekam szczegółów sennych, bo w istocie, choć onirycznie to dążę do realizmu. Mam na myśli przypadek z lat młodzieńczych, który przypomina mi się w momentach rozmyślań na styku jawy ze snem. Otóż, jak każdemu dziecku rodzice opowiadali mi przeróżne bajki w których często umieszczali bohaterów dobrych, jak np. Jasia i Małgosię, ale też złych, jak Baba Jaga, Cygan, który może cię zabrać, albo wilk który może cię zjeść. Na długie lata treści tych opowiastek pozostawały w głowach. Upływał czas, znalazłem się w liceum, 70 kilometrów od domu, zatem od czasu do czasu musiałem przywozić brudne ciuchy do prania. Był listopad, dzień zaduszny.
W tym dniu wielu ludzi udawało się na cmentarze by zapalić znicz. Po lekcjach spakowałem „brudy”, udałem się na stacje kolejową i wykupiłem bilet do stacji odległej od domu ok. 9 kilometrów. Planowo powinienem dotrzeć do niej daleko przed wieczorem. Tymczasem pociąg wlókł się jak żółw, do tego dosłownie godzinami stał na stacjach. Miast dojechać o godzinie szesnastej, dojechał po dziewiętnastej. Gdy wysiadałem z wagonu było już dosłownie ciemno. Nikt po mnie nie wyjechał ponieważ nie wysłałem listu, liczyłem bowiem na jakąś okazję. Nie tylko na dworcu ale i na uliczkach całego miasteczka ani jednego człowieka. Obleciał mnie, czternastolatka strach, bowiem do domu rodziców trzeba dotrzeć wyłącznie piechotą. W tamtych latach pięćdziesiątych spotkać samochód można było rzadziej niżeli borowika  na pustyni. Na szczęście w sklepie geesowskim paliło się światło. W nim kupiłem latarkę oraz dwie płaskie baterie, bowiem ciężko mi już było odróżnić wąski chodnik od jezdni. Trudno, postanowiłem bohatersko pokonać te 9 kilometrów pieszo. Na plecach ciążył mi tobołek z ciuchami do prania, zatem dość szybko poczułem pot pod koszulą. Po drodze musiałem iść koło cmentarza,
na którym paliły się resztki świec. Nie byłem świadom, że żadnych duchów nie ma skoro w domu Mama odmawiała wraz z nami co wieczór modły za dusze tych co spoczywają akurat na tym cmentarzu, których zresztą znałem osobiście. Po pokonaniu blisko sześciu kilometrów było już tak ciemno choć oko wykol. Latarką świeciłem sobie pod same stopy. Zaczęło padać, słychać było tylko odległe ujadanie psów. Wyły też te których rodowód wywodził się z rodziny wilków. Napływały mi myśli wyjęte z dziecięcych bajek. Latarka świeciła coraz słabiej, zmieniłem baterię. W świetle latarki ujrzałem dwa jasne punkciki psich oczu. Pomyślałem o wilkach, tym bardziej, że wchodziłem na odcinek drogi biegnącej przez niewielki las. Przeraziłem się do tego stopnia, że nogi odmawiały mi dalszego posłuszeństwa. Wiedziałem, że w tym lasku Rosjanie w 1945 roku pochowali jednego ze swoich towarzyszy, a dosłownie kilka tygodni temu władze dokonały ekshumacji pozostawiając pusty dół, to obok ścieżki którą podążałem. Przeogromny strach paraliżował mnie doszczętnie. Uderzałem głową w drzewa, na chwilę mdlejąc, a gdy się ocuciłem, zsunąłem z pleców ładunek i ryzykując gniew rodziców pozostawiłem go pod drzewem.
Zmęczony długim marszem, przemoknięty do suchej nitki, podrapany przez gałęzie, powoli udałem się w kierunku domu rodzinnego. Gdy dotarłem do bramy poznało mnie stare psisko biegające na łańcuchu posuwającym się po drucie rozciągniętym między domem i stodołą. Szczekanie obudziło rodzinę. Nie spodziewali się mnie przecież, co najwyżej przeróżnych „leśnych”, albo bezpieki, bo ci akurat nas nachodzili nawet po północy. Mama się przeżegnała gdy ujrzała swego syna pobierającego nauki w warunkach "jakoby konspiracyjnych". Ojciec się rozzłościł do tego stopnia, że gotów był mi dać porządne lanie, od którego uratowała mnie Mama. Gdy się dowiedział o porzuconym plecaku, kazał mi się umyć, przebrać w suche ciuchy i wraz z nim udać się do lasku by dostarczyć ładunek do domu. Ostatecznie zlitował się nade mną, poszedł i odnalazł sam. Rankiem doszedłem do wniosku iż rodzice popełniają wychowawczo wiele błędów, bo zamiast czytać im bajki Andersena i innych pisarzy, opowiadają im te zmyślone najczęściej osobiście, a w treści wypełnione strachami po to tylko by ugrzecznić pociechy. Nie należy też opowiadać o duchach i innych stworach pokutujących za popełnione za życia grzechy. To się mści do czasu, aż owe pociechy na tyle dojrzeją i sami poprzez edukację


dojdą do wniosku, że wszystkie bajdy pozagrobowe mogą służyć tylko dla postrachu wiernych mało myślących. Dlaczego ja napisałem post o takiej treści. Po pierwsze to wszystko jest prawdą, zaś po drugie, co zresztą jest zarzewiem mojego postanowienia wzięło się ze snu. Podczas gdy Sejm unieruchamiał nową ustawą TK ja śniłem. Obudziłem ci ja się zmoczony wiadrem potu z tegoż snu w którym uciekałem po lesie nocą z latarką w ręku przed watahą wilków. Co dziwne, wilków od co najmniej lat sześćdziesięciu się nie boję. Mało tego, bardzo lubię te zwierzęta, a dzięki panu Adamowi Wajrakowi mam do nich wielki szacunek, jako do tych, co to odgrywają rolę sanitariuszy puszcz i lasów. Co do tego wszystkiego mają obrady nocne naszych parlamentarzystów z PIS?, Ano mają. Pomyślałem sobie, że gdyby te nieroby nie miały na miejscu pokojów sejmowych z rozścielonymi wyrkami, na których natychmiast mogą się rzucić i musieli po skończonej debacie zasuwać do swoich chat w czasie deszczu i po ciemku, a do tego byli straszeni duchami, w które wierzą jak w pana prezesa, to potrafili by tak zorganizować sobie prace by nie chować się nocą przed wyborcami. Przed suwerenem, który okłamywali i okłamują nadal.
PS. Gdy skończyłem  posta zadałem sobie pytanie: co ja chciałem  powiedzieć poprzez zamieszczoną treść?.  Nie wiem. Być może dowiem sie od Czytelników. 
 
Obrazki od góry:
1. Praawie Piłsudski. prawie.
2.Nogi i kłamstwo.
3.Oczywista oczywistość.
4.Kto tu rzadzi.
5.Prawda.
6.Wzorowy syn.

Komentarze

  1. I na jawie i w snach pojawiaja sie koszmary. Ze snu mozna sie jednak obudzic...

    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panu toruńczykowi już brakuje tematów, dlatego sięga do snów i wydarzeń z młodości. Dobre, a nawet bardzo dobre bo dzisiaj lepiej żyć snem niżeli jawą. Przynajmniej w Polsce. Pochwalam bo rzeczowo skojarzone fakty. No ale ja przestałem w bajki wierzyć gdzieś około trzydziestki jak zapoznałem moją Kasię, ale bajki tylko sobie opowiadamy bo potomstwo się u nas jeszcze nie zagnieździło. A wilki są u mnie na wyciągnięcie ręki, bo mieszkamy koło Rzeszowa. Pozdrawiam. A. Biedny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tutaj nic nie ma ze snu. To jawa i do tego straszna Polacy. jesteśmy w czarnej doopie. Dosłownie. gorzej że zarówno Obama jak i papiez tego nie zauważą bo zamaskują wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak.Otoż zarówno papież jak i Obama mogą być bardzo dokładnie poinformowani o rzeczywistości w Polsce.Papież w zakresie relacji polskiego Kościoła katolickiego z wsteczną partią rządzącą i ogólnie rzecz biorąc utrudnianiu dochodzenia do świeckości państwa, zaś prezydent USA o zaorywaniu demokracji i po trosze wprowadzaniu pisowskiego totalitaryzmu. Mogą obaj być dobrze poinformowani, tylko co z tego.Dzisiaj prezydent UE Tusk w TVN24 dał do zrozumienia że tak naprawdę Unia nie jest zainteresowana wtrącaniem się w wewnętrzne sprawy poszczególnych jej członków,czyli będzie tolerować status quo, sądzę że przyczyną zniechęcenia jet Brexit. No a papież, to tak jak zapytał publicznie kiedyś Putin: a ile papież ma wojska?. Kaczor i jego eipa to wszystko wie i spokojnie będą oni parli do zaplanowanego celu.Dobrze by było na razie usnąć i przeczekać, bo jak twierdzi Pani J.koszmary w snach są bardziej organicznie przyswajalne niżeli te które nam grożą na jawie.Pozdrawiam i uśmiecham się do Państwa.

    OdpowiedzUsuń
  5. A co ja mam powiedziec, gdy jako maly chłopiec nosiłem ojcu obiad i inne posiłki na cmentarz bo byl grabarzem i ciągle tam cos kopał.Tak sie przyzwyczaiłem że póżniej nawet późnym wieczorem jako troche starszy tam pracowałem.Dzisiaj jak sobie wspomne to az mnie ciarki po plecach przechodza.To była dobra lekcja odwagi panie autorze.Gibki z Małopolski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak panie Gibki, to wspaniala lekcja odwagi na całe życie.Ale nie chciałbym takich lekcji doswiadczac.Wolę sie pałętać wśród żywych.Pan za to zdobył zawód ktory jest potrzebny na kazdym cmentarzu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zadał pan pytanie abyśmy jako czytelnicy odpowiedzieli co pan chciał powiedzieć tym postem. Uważam, bo pana czytam od dawna, że nie ma co na ten temat rozmarzać. Sen jak sen, a skoro pan sobie skojarzył go z opowiadanymi panu jako dziecku bajkami to tylko świadczy o pańskiej wrażliwości i być może trwałej pamięci. Ja też słuchałem bajek no i co z tego. Nie przymierzam ich do dorosłego życia. W pańskim opowiadaniu pan jest dzieckiem w momencie słuchania bajek jak i w momencie pieszej nocnej podróży z dworca do domu, bo co to za dorosłość w wieku 14 lat. Po mojemu wszystko jest ok., a mam studia psychologiczne. Ps. No gdyby mi podobne pytanie postawił np. Macierewicz to już bym miał problem z odpowiedzią. Pozdrawiam AA.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pańską czytelniczką ale nigdy nie przypuszczałam, ze bedzie pan opowiadał takie senne bajdy, poniwaz byłam przekonana że jest pan laickim człowiekiem. Czy mam wnioskować że pan jednoczesnie jest katolikiem, wiernym dewocji i innym dziwadłom co to potrafią opowiadac cuda ze swoich snów w łózkach obok których stoja figurki Matek Boskich i ich Syna JCH i jednoczesnie człowiekiem absolutnie świeckim który odróżnia filozofię marksistowską od dewocji. Bardzo proszę o odpowiedż na tej stronie bo byc może inni tez są ciekawi tej odpowiedzi.Bożena z Kalisza.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Pani Bożena z Kalisza. Kalisz to bardzo ładne miasto, bywałem tam onegdaj często, dlatego głos z tego miasta mnie zaintrygował.Otóż nieporozumienie polega na tym, że mój sen skojarzyłem z dramatem mojego nocnego powrotu do domu ze stacji kolejowej.(wilki! a nie duchy). Nie ma w tym żadnych odniesień do moich przekonań religijnych.Budząc się rano nie kojarzę sennych bajdów z ingerencją boską. Do dzisiaj wiem, że sny wszelkiego rodzaju mają inne przyczyny, np. zbyt obfita kolacją,(golonka, świeżonka), dlatego koło mojego łóżka ani na żadnym miejscu mieszkania trudno doszukać się jakichkolwiek świątków zarówno chrzescijanskich jak i innych wyznań, chyba że jako dzieło sztuki. Proszę zatem przyjąć do wiadomości ostatecznej że pozostawałem i nadal pozostaję człowiekiem absolutnie laickim, a już w żadnym wypadku marksitą ani tym bardziej dewotem.Pozdrawiam i życzę dalszych owocnych analiz moich tekstów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja mam sny zwykle o tematyce erotycznej. Marze o kobiecie ktorą widuję tu i tam, potem mi sie sni a jak już do czego dojdzie to pelna klapa.Chyba za duzo marzę. To już wole mary z przeżarcia, a golonkę z chrzanem i kapustą uwielbiam. Tak sobie zażartowalem bo pan tez z nas czytelników nieraz lubi sobie pożartować.Pozdrawiam szczerze.Pokorny gość.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE