OBYŁO SIĘ BEZ GOLI
Europa żyje
swoją imprezą, a że piłka nożna w społeczeństwach uchodzi za
wprost rytualny sport, przeto święto trwające cały miesiąc
wyzwala w kibicach narodów starego kontynentu nie lada emocje.
Dotyczy to i Polaków, którym udało się zakwalifikować do
francuskich finałów. Społeczeństwo nauczone przykrym
doświadczeniem, iż reprezentacji jak dotychczas nie udało się
wyjść z grupy eliminacyjnej po niezbyt trudnym zwycięstwie nad
stosunkowo słabą Irlandia Północną, oraz co najważniejsze
remisem z mistrzami świata Niemcami, wpadło w euforię, bo oto
stworzyła się szansa na dalsze rozgrywki po chociażby następnym
remisie z Ukrainą, a być może i zwycięstwem nad nimi. Piszę ten
tekst po wczorajszym gwizdku sędziego kończącego pojedynek z
reprezentacją Niemiec, oraz dobrze przespanej nocy. Jestem
umiarkowanym kibicem, ale wczorajszy mecz mocno pobudził moje zmysły
dotyku, słuchu i wzroku. Dotyku, bowiem trzymany w ręku pilot
często myliłem z kuflem piwnym i zdarzało mi się umoczyć palec w
tym złotym płynie, gdy współmieszkańcy krzyczeli: przycisz ten
telewizor, bo można zwariować. Słuch akurat mam dobry, a jednak
głośny doping 30 tysięcy polskich kibiców podnosił mi
adrenalinę, tak jakbym sam przymierzał się do strzału na bramkę
Manuela Neuera. Nogi miałem w ciągłym ruchu, przeto owe majtanie
giczołami pozwoliło mi na rezygnacje tego wieczora z obowiązkowej
porcji gimnastyki na medycznym rowerze. Z kolei wzrok, który
pracował z wybałuszonymi gałkami chyba troszkę ucierpiał. Po 93
minutach superatrakcji kibice
spuścili powietrze z płuc, a
opuszczając paryski Stade de France resztkami strun głosowych
wyśpiewywali jakże nic nie znaczące słowa „Polska
biało-czerwoni, Polska...”oczywiście na kibolską nutę, bo
rzeczywiście nic się tym razem nie stało, co najczęściej bywa
wyryczane. Nie słychać nic o burdach ze strony naszych kibiców.
Długo jeszcze nasi nie zmywali z twarzy narodowych znaków, po to by po
przybyciu do kraju móc poszpanować przed gawiedzią. Byłem w
Paryżu. A co widziałeś?. Nic, bo tam nie ma nic do oglądania.
Stadion jak stadion, kebaby, kupa ludzi i tyle. Obok prawdziwych
kibiców piłki nożnej świata, oczy Niemców i Polaków skierowane
były na tuzy tej dyscypliny sportu polskiego, czyli m.in.
Lewandowskiego, i Grosickiego, oraz młodego Kapustkę, który doznał
szczęścia zagrania w reprezentacji na około 6 minut przed
gwizdkiem końcowym. Być może miał za mało czasu by pokazać swe
ponoć wyjątkowe umiejętności.
Lewandowski jak zawsze był
prawdziwym kapitanem i animatorem poprawnej gry reprezentacji. Kilku
innych też, dzięki którym, (aż nie pojęte) mogliśmy zdobyć co
najmniej dwie bramki. Nie udało się, bo Niemcy tak łatwo nie
odpuszczają i swoje umiejętności potrafią nie tylko wykazać w
obronie ale też w zdobytych bramkach. To czołg, który wie kiedy
przyspieszyć. Wynik końcowy (nie wiem jak przeciwnika), ale nas
satysfakcjonuje, bowiem wystarczy remis z Ukrainą by awansować do
następnej rundy, a ewentualne zwycięstwo daje nam nawet, być może
pierwsze miejsce w grupie. Spokojnie udałem się do pokoju, gdzie
zwykle jeszcze kilka godzin czytam książki. Czytałem ale nic z
tekstu nie rozumiałem, bowiem trzy nie wykorzystane okazje do
strzelenia goli, co dałoby kolejne całkowite zwycięstwo nad
mistrzami świata stały mi cały czas przed oczami. Mam znajomych w
Niemczech. Fajnych, miłych, prawdziwych przyjaciół. Remis w meczu
reprezentacji obu narodów nie wpłynie na nasze stosunki, tym
bardziej, że my Polacy będziemy szczęśliwi gdy drużyna Roberta
Lewandowskiego wygra chociażby jedno spotkanie w drugiej rundzie,
aczkolwiek apetyt rośnie, natomiast Niemcy spokojnie mogą sięgnąć
po tytuł mistrza Europy 2016. Do tego już się przyzwyczailiśmy.
Wtedy po prostu przyjaciołom szczerze pogratulujemy, a nasza
reprezentacja w piłce nożnej przesunie się
dość wyraźnie w górę
w notowaniach UEFA. Kaczyński natomiast powie zapewne, że jest to
rezultat jego dobrej zmiany, chociaż nawiasem mówiąc ten sport go
nie interesuje. Gdyby tak zorganizować rodeo, a laur zwycięstwa
odebrałby byk na grzbiecie którego by zasiadł Brudziński, (w
wersji damskiej Pawłowicz), to wtedy pan Jarosław poczułby
piramidalną godność prawdziwego Polaka. Oleee.
Obrazki:Google.
1. czolowy piłkarz Polski i Europy ,R. Lewandowski
2. z kolegami z reprezentacji
3.twórcy sukcesu trener Nawałka i prezes PZPN Boniek
4.obok kota najbardziej ulubione zwierze Kaczynskiego.
Czy przed meczem jest jak po meczu? Zdecydowanie nie.
OdpowiedzUsuńObserwowalam medialna euforie, ktora w pewnych momentach tracila smiesznoscia, a czasami i niesmakiem. Jasnowidzowie poszli w ruch, ludzie listy otwarte do Bozi wysylali, Matke Boska nagabywali. Nie obylo sie oczywiscie bez grzebania w kuluarach polityki historycznej - wygrana wiezniow obozu w Gross Rosen przeciw zalodze SS-manow. Bramke wtedy przeciez rowniez strzelil Lewandowski, wiec nomen est omen. Pod wrazeniem, czekalam na poczatek meczu w obawie, czy czasami druzyna nie wyjdzie w pasiakach z litera P na piersiach. Na zbroje husarii spod Grunwaldu nie bylo co liczyc, za ciezkie cholewcia. Ufff....obylo sie bez obciachu, ale w sumie to tak do konca pewnosci nie mialam.
Obylo sie bez bijatyk, rozwalek i mordobic. Tylko jeden bengal udalo sie polskim kibicom przemycic na trybuny. Oj tam, oj tam , przeciez nic sie nie stalo. Ano nic, na szczescie. A jednak moim zdaniem o jeden za duzo. Ze mozna inaczej pokazali mieszkancy Frankfurtu nad Odra i Swiecka. Wspolnie zorganizowali strefe kibica i wspolnie ogladali mecz. Mozna? Mozna.
I w sumie ten remis jest dla wszystkich zadowalajacy. Obydwie druzyny na wysokosci oczu, gra fair play i wszystko jakby otwarte.
I nawet Tusk mogl dobrze spac nie obwiniany przez nikogo.
Pozdrawiam wszystkich kibicow
J.
To buhaj nienawiści wszystkiego, manipulant najgorszej części społeczeństwa wolskiego, typ wyzwalający najgorsze instynkty. To demon i potwór w jednej osobie, ma orgiastyczną satysfakcje wzbudzania u swych wielbicieli nienawiści, zawziętości, najgorszych podłych instynktów. To nie człowiek, bo jest ludzkich cech pozbawiony. Rzeczywiście byk może być jego symbolem. Szkoda tylko jego kota. Lepiej niech głaszcze te trzy Beaty, albo Andrzejka. Pozdrawiam pana autora. Lublinianka ci ja.
OdpowiedzUsuńSkojarzenia i metafory nawiazujące do meczu ofiar z oprawcami, a takze bitwy Grunwaldzkiej bardzo mi sie "podoba". szkoda tylko że zyjący gdzies tam jeszcze świadkowie tamtych zmagan z piłką zapewne mieli bardzo mieszane uczucia.Nie zrekompensuje tego nawet wspólne ogladanie meczu przez nadgranicznych kibiców z obu panstw.Jako obywatel tak czy owak zawstydziłem sie wobec wpisu w dowodzie. Polska.A Kaczynski wielbiciel byków rzeczywiscie ma kogo piescic, jezeli tak lubi pieszczoty. Pani Pawłowicz za jego rękę na swoim staniku oddała by wszystko.
OdpowiedzUsuńTak rzeczywiscie. Te dwa mecze gdzie gole strzelali dwaj Lewandowscy a jednoczesnie to ze były przeciwko w gruncie rzeczy Niemcom to duuuużo mówi. Warto sie zastanowic nad wymową tej historii.Bardzo madre skojarzenie pani J.Az chce sie to umiecic w gazetach. Maria.
OdpowiedzUsuńKaczyńskiego tak można kojarzyć z bykiem jak Dziwisza z głodem.Mam rację?.
OdpowiedzUsuńA Ja sie chętnie podliże panu prezesowi. Jako kobieta kocham tego wielkiego, nawet bez podporki mężczyznę.Kocham pana jak szalona narzeczona.I niech pan blogowy już nic złego na pana prezesa nie pisze, bo podam do prokuratora Ziobry Veronka z W-wy.
OdpowiedzUsuńWłaściwie racja. Trudno Kaczyńskiego skojarzyc z bykiem, ale jeżeli już to z małym byczkiem, cielaczkiem, ciołkiem.Porusza sie niezdarnie splatajac krótkie raczki na piersiach lub nieco poniżej. Wielu w PIS jest takich dziwolągów. Z kolei pani Pawlowicz i kilka jej kolezanek maskulinizuja sie na obraz męski, dodając sobie animuszu i męskosci w swoich wypowiedziach.Ten swiat polityki juz taki jest.Oni nie są tacy w rodzinach i w oczach znajomych. Oni grają, z tym że w bardzo lichutkim teatrzyku.Barabasz z Siedlec.
OdpowiedzUsuńPani Veronko,
OdpowiedzUsuńczyli mozemy smialo miec nadzieje na kontynuacje dziela "Kochankowie z Werony"? Taką nową, awangardowo-patriotyczną?
Co do pana blogowego, jak pani zrecznie nazwala autora, to chcialabym przypomniec, iz podawanie do prokuratury nawet w obecnym systemie musi miec rece i nogi. Pan prezes nie jest glowa panstwa, wiec obrazanie majestatu nie wchodzi w rachube. Nie zostal (jeszcze) oficjalnie uznany za Boga, a co za tym idzie - trudno naruszac tutaj uczucia religijne wg. art.196 KK, nawet jezeli obrazek prezesa wisi nad pani lozkiem.
J.