WOŁYNIANKA
Wołynianka, to
tytuł książki, ale też jakoby „drugie nazwisko”, autorki, pani Marii
Berny, dziś ponad 80 letniej kobiety, która jako dziecko 11-14
letnie przeżyła osobiście gehennę mordu blisko 100 tysięcy Jej
rodaków na Wołyniu. Pani Maria Berny, cudem uratowana, jak wielu
Polaków po wojnie trafiła do Wrocławia, gdzie ukończyła
Uniwersytet Wrocławski. Jej rodzice byli nauczycielami, dlatego
posiadła wykształcenie pozwalające na podjęcie studiów. Maria
Berny przez dwie kadencje pełniła funkcje senatora III
Rzeczypospolitej, wcześniej za PRL pracowała w uzdrowiskach
kłodzkich. Jej ambicją było być parlamentarzystą po to, by nie
dopuścić do prawicowego potępienia „Akcji Wisła”, która to
według niej uratowała resztki pozostających przy życiu Polaków,
a także wielu Ukraińców mimo, że jak pisze w swej książce
akcja wyrządziła szkody, ale jak to się powiada: gdzie drwa rąbią
tam wióry muszą lecieć. Połowę książki stanowią opisy gwałtów
i mordów dokonywanych na całych rodzinach polskich, których była
świadkiem. Nie będę tutaj przywoływał tych opisów ze względu
na mrożące krew w żyłach sceny. Druga część książeczki (jest
to 100 stronicowe świadectwo prawdy, wręcz nowela) w której zachwycające są opisy pięknej
przyrody wkomponowanej w wijącą się rzekę Styr. Rzekę w nurtach
której przez lata płynęły rozczłonkowane zwłoki mężczyzn,
kobiet i dzieci. Poświęcona jest jej walce o upamiętnienie ofiar
Wołynia przez dzisiejszych polityków polskich, oraz uświadomienie
im, iż odradzający się faszyzm banderowski na Ukrainie nadal
zagraża Polsce. Autorka pisze, że przez okres przynależności
Ukrainy do ZSRR działalność i propaganda banderowska nie została
całkowicie zniszczona a zaledwie przytłumiona. Po odzyskaniu przez
Ukrainę niepodległości rak faszyzmu odrodził się w dwójnasób w
postaci różnych partii prawicowych, jak chociażby Prawy Sektor,
albo partia Swoboda. Partie te doszły do władzy, dzięki wsparciu
naszych prawicowych i nie tylko, polityków, którzy kibicowali tłumom
zgromadzonym na Majdanie kijowskim. Pierwszy raz, gdy o władzę
ubiegali się Juszczenko i Tymoszenko, drugi zaś, gdy zwalano ze
stanowiska sabarytę i satrapę Wiktora Janukowicza. Nic by wielkiego się nie
stało w postępowaniu naszych władz, tyle tylko, ze nasi przywódcy
podczas manifestacji, na trybunach stali w otoczeniu flag Ukraińskiej
Powstańczej Armii, słuchając haseł i pieśni Samostijnej Ukrainy.
Były to pieśni brygad SS Galizien, oddziałów wynajmowanych m.in. do
zabijania Warszawskich Powstańców i ludności naszej stolicy. Hasła
te nie przeszkodziły uszom i oczom stojącym na trybunach polskim
politykom.
O tym między innymi pisze pani Wołynianka. Wieloletnie
jej zabiegi o upamiętnienie ofiar wołyńskich, w sposób na jaki
zasługują, chociażby w postaci pomników nie przyniosły
rezultatów. Milczenie polskich polityków i parlamentarzystów
nasuwa jedynie proste wnioski, że te 100 tysięcy ofiar nic nie
znaczy w aspekcie wrogo do Rosji ustawionej Ukrainy. Nam też zależy
na tym by Rosję pognębiać za wszelką cenę, chociażby za Katyń i
Smoleńsk. Cena nie gra roli. Za zamordowanych można odprawić mszę,
to nic nie kosztuje. Maria Berny daje wiele przykładów zamierzonego
rozmywania problemu przez polski parlament mimo wystosowania wielu
petycji i wniosków, które składała na forum Senatu. Przytacza
m.in. wypowiedź polskiej marszałek Sejmu Ewy Kopacz na problem
nienaturalnych stosunków polsko- ukraińskich: Kopacz mówi w TV 11
lipca 2013; „Uchwała Sejmu w sprawie ludobójstwa wołyńskiego
musi mieć na tyle łagodne brzmienie, żeby nie uraziła Ukraińców
bo musimy wyrwać Ukrainę ze szponów Rosji”. Zastanawia mnie,
pisze dalej autorka książki: czy taki polityk z Bożej łaski, a
raczej z łaski Donalda Tuska nie wie jak mocne to są te szpony i
nie rozumie, że interesy Ukrainy są bliższe Rosji niż nam. Może
nie wiedzieć, bo tylko głupota może wyjaśnić takie stanowisko. W
świat poszły słowa nie jakiejś tam Kopacz ale marszałka Sejmu
Rzeczypospolitej. Podobne wypowiedzi padały z ust polskich
polityków o proweniencji prawicowej dość często, którzy nic nie
mogą zrozumieć z tego, że ciesząc się z pomarańczowej rewolucji
posadzili na stołkach z Juszczenko na czele, synów i wnuki
najohydniejszych morderców w dziejach Europy, którzy natychmiast
poczęli budować pomniki swym dziadom i ojcom. Juszczenko nazwał
ich bohaterami narodowymi, a ich potomkowie dostali specjalne dodatki
do uposażenia. Podobnie jest obecnie.
Połowa rządu i parlamentu
ukraińskiego to potomkowie hycli OUN-UPA. Ulice i skwery nazywa się
nazwiskami słynnych siepaczy. Władze Kremla o tym wiedzą i
nazywają ten problem po imieniu. Ale to jest Kreml, a my głosu
Moskwy nie słuchamy i słuchać nie zamierzamy. Autorka Wołynianki
z pietyzmem wkomponowała tragizm ludności wiosek i miasteczek
Wołynia w urokliwą przyrodę, ukwieconych ogrodów, starych lasów
i urodzajnych pól, po to, by czytelnikowi nieco złagodzić
dramatyzm opowieści. Pani Maria dzisiaj ma 83 lata, które w
początkowej fazie jej życia były złą wróżbą na lata dalsze.
Traciła bowiem podczas swego dzieciństwa najbliższych. Traciła
nie z powodu naturalnych zejść, a poprzez zabijanie siekierami oraz
nożami, które w jej opisie święcili księża prawosławni. Jako
jeden z czytelników WOŁYNIANKI, życzę Autorce co najmniej 100 lat
życia w zdrowiu. Życzę Jej też tego by doczekała, o co zabiegała
przez większość życia, czyli prawdziwego upamiętnienia ofiar
wołyńskich, wśród których byli m.in. członkowie Jej rodziny,
oraz najbliżsi sąsiedzi.
Obrazki od góry:
1.Książka Marii Berny "Wołynianka", na okladce autorka po 60 latach przy "znajomym" drzewie.
2.Jeden z tysięcy mordów dokonanych na Polakach.
3.Wizyta premiera Ukrainy w Polsce 9.9.2015.
Książkę czytałem, jestem pod wrażeniem, ale z atmosfery wynika że autorka wysoko sobie ceni czasy Polski Ludowej oraz wysoko ocenia wyzwolenie Europy spod okupacji przez Armię Czerwona. Nie ma nic o gwałtach Rosjan na kobietach ukraińskich, a nawet pokazuje dobre serca sołdatów w stosunku do ludności ukraińskiej. W sumie bardzo pożyteczna książka szczególnie dla tych którzy adorują władze banderowskie. A jeżeli chodzi o akcje Wisła to również uważam że zrobiła więcej dobrego niż złego. Pozdrawiam panią autorkę książki i autora bloga. Mieczysław W-wa.
OdpowiedzUsuńWstyd mi za rząd polski, za parlament który w ten sposób podchodzi do tragedii wołynskiej jednoczesnie składa holdy zbrodniarzom czyli żolnierzom wykletym czego symbolem jak pisze pani Wołynianka jest pomnik dla bandy "Ognia" w Zakopanem który pięscił swoimi słowami i pochwałami Lech Kaczynski. Wstyd i hańba.Lodzia
OdpowiedzUsuńNo cóż. Idę do księgarni bo mój ojciec to wołyniak. Olga z Łodzi.
OdpowiedzUsuńDarmowa reklama empiku. Ale tak czy siak książki trzeba czytać kuźwa.
OdpowiedzUsuń