WIEWIÓRKI DONIOSŁY



 
Mamy lato. Cieszymy się wszyscy, a radość najbardziej widać po zadowolonych buziakach dzieci, które to odebrawszy cenzurki zwane tytularnie świadectwami ukończenia czegoś tam, demonstrują otoczeniu owoce swojej dziesięciomiesięcznej wytężonej pracy. Niektórzy, ubogaceni czerwonym paskiem, dzięki Fejsbukowi chwalą się ową czerwienią publicznie. No i dobrze, mają takie prawo. Rzecz w tym, że to wcale nie był wysiłek dziesięciomiesięczny, a co najwyżej ośmio, no może dziewięcio, jako że „zarządzający” polskim szkolnictwem księża i świeccy katecheci w ciągu roku szkolnego co kilka dni, no może tygodni, podrywali dzieciaki z ławek by ich zagospodarować w ławach kościelnych w roli słuchaczy nauk rekolekcyjnych, oraz innych mszy okazjonalnych za dusze kogoś tam ważnego dla Kościoła.
 


Odliczywszy zatem setki godzin nauki religii, rozumianych bardziej jako umacnianie wiary a nie nauczanie czegokolwiek, to rzeczywiście można zaryzykować, że rok prawdziwej nauki mocno nie wykracza poza osiem miesięcy. Jeszcze tylko lanie i wakacje, powiadają słabi uczniowie powracający do domu z marną cenzurką. Dobrze jest, że mamy już prawdziwe lato. Temperatury w normie śródziemnomorskiego klimatu ze wskazaniem na zwrotnik raka. Przyroda mocno przyśpieszyła z wegetacją, częstując nas urodzajem czereśni, truskawek, malin i młodziutkiej pachnącej jak kwiaty włoszczyzny. Ptactwo, jeszcze tak głośne miesiąc temu, wyraźnie zamilkło usadowiwszy się w gniazdkach na złożonych jajeczkach w oczekiwaniu na potomstwo. Ponieważ lato nie tylko należy do dzieci i młodzieży, toteż dorośli, ci dorośli, którzy odczuwają szczęście z wykonywanej pracy na ulubionych etatach, planują swój wypoczynek w ramach im należnych urlopów. Jedni, czyli ci na dobrze płatnych stanowiskach choćby w korporacjach, a także właściciele względnie dochodowych firm przeglądają prospekty reklamowe biur turystycznych, łypiąc oczami na kolorowe obrazki z Egiptu, Bali, Karaibów, w ostateczności hiszpańskiej Costa Brawa, albo niezliczonych wysp Chorwacji.


 Inni, którzy na wypoczynek rodzinny odkładali z swojej marnej pensji cały rok po parę złotych, kosztem kwalifikacji swojego statusu w sektorze przedsionka biedy, wyjadą środkiem masowej komunikacji co najwyżej do gospodarstwa agroturystycznego na Mazurach, ewentualnie do jakowejś wioski rybackiej nad Bałtykiem, bo nawet na wyjazd na Podhale nie każdego stać, jako że górale rozpieszczeni rozrzutnymi turystami z Rosji stali się zaborczy i chciwi na dutki. Większość z nas Polaków niestety musi pozostać w wakacje w domach przyduszając biedę groszem z zasiłków, albo wcześniej odłożonymi zaskórniakami. Ci Polacy, którzy przewidując rozkosze III RP wysłali swoje pociechy do pracy na Zachodzie mogą oddychać w miarę normalnie, ba, wielu z nich w ramach wakacji wybierze się w odwiedziny do Dublina, Londynu, Hamburga albo Sztokholmu. Oczywiście pod warunkiem, że podróż i gościnę zafundują im dobrze ułożone dzieciaki, które jak słychać nie mają zamiaru w najbliższym czasie wracać do gniazd między Bugiem i Odrą. Oni już tam na tyle się urządzili, że planują swoje życie poświęcić obcej, a nawet coraz bardziej swojej nowej ojczyźnie. Okazuje się, że wstrzymują też przysyłanie do Polski części zarobionych tam euro i funtów, z zamiarem budowania nowej, trwałej stabilizacji. Tak to wygląda z naszymi polskimi wakacjami. Jeszcze trzydzieści lat temu, wiele polskiej, szczególnie miejskiej młodzieży poświęcało pierwszy miesiąc wakacyjny na zarobkową pracę na wsi, szczególnie przy żniwach, po to, by w drugim miesiącu poszaleć w górach, nad morzem, a nawet za granicą. Dzisiaj w wakacje młodzi ludzie owszem, jadą za granice, niestety nie po to by leniuchować w okolicach Saint Tropez, czy Sewilli, zaś po to, by zarabiać zbierając tam truskawki lub szparagi, albo zmywać naczynia w restauracjach. Wielu z nich zarobione pieniądze, po powrocie przeznaczy na płatne, prywatne, choćby liche studia.

 
Umowne wiewiórki doniosły nam Polakom wiele innych wakacyjnych informacji, szczególnie z podwórka politycznego. Do zarządzania krajem aspirują dwie warczące na siebie panie. Jedna z nich to dotychczasowa pani premier, z biblijnym imieniem Ewa, zaś nazwiskiem cmentarnym Kopacz, druga zaś to wystawiona przez szefa opozycyjnej partii, z imieniem bohaterki z piosenki Laskowskiego „dziewczyna z Albatrosa” Beata, nazwiskiem wyjętym prosto z worka, Szydło. Nazwisko, które prześmiewcy z opozycji nazwali słowem straszydło, z czym bym się do końca nie zgodził, bowiem jest to kobieta jako tako przystojna posługująca się przytłumionym głosem wielu ulubionych piosenkarzy, choćby Charlesa Aznavoura. Obie panie rywalizują w kampanii przedwyborczej przemieszczając się po kraju. Jedna autobusem podarowanym jej przez zwycięskiego Andrzeja Dudę, zaś druga testuje okrzyknięte wygodami i luksusem podróże Pendolino. Kilka lat temu w Sejmie wnioskowano, by do władzy w ramach parytetu płci dopuścić więcej kobiet, aż tu masz, ni z tego ni z owego władza całkowicie przeszła w delikatne damskie rączki, bo trzeba pamiętać, że drugą osoba w państwie, czyli marszałkiem Sejmu też jest kobietą, o ładnie brzmiącym imieniu Małgosia. Gdyby wybory na prezydenta Polski jakimś cudem wygrała Magdalena Ogórek, mielibyśmy absolutny matriarchat. Wydawało by się, ale tak nie jest. Kobiety polskie mają niewiele do powiedzenia w codziennym życiu. Są traktowane po macoszemu w ustawach rządowych, podlegają przemocy w rodzinie, mniej zarabiają i w ogóle jako katoliczki, w myśl zapisów wyznawanej religii są pomiatane jako podległe swoim mężom, ojcom i szefom. Uchwalone w bólach ustawy o zwalczaniu przemocy w rodzinach, oraz ostatnio o in vitro, która ma wspomagać finansowo owe zabiegi, polski Kościół nazwał komuszymi, bezbożnymi, ateistycznymi, wręcz z piekła rodem, ba, nawet straszył głosujących posłów na rzecz uchwały ekskomuniką. Na szczęście strachy te odnoszą coraz mniejszy spodziewany przez biskupów skutek i tak trzymać, chciałoby się rzec. Walka o władzę trwa. Pomiędzy dwa partyjne oddziały PO i PIS wpycha się rockendrolowiec nazwiskiem Kukiz, bliżej znany jako rozrabiacz, homofob i kumpel kiboli, o przekonaniach zbliżonych do partii Kaczyńskiego.

 
Wymyślił sobie hasło wyborcze, które brzmi JOW, czyli Jednomandatowe Okręgi Wyborcze, dla wielu Jednokukizowe Okręgi i nawijając na uszy dyrdymały sobie podobnym, mało zorientowanym politycznie młodym, nieco zbuntowanym ludziom zbiera śmietankę, licząc na sukces. Nie sądzę by mu się powiodło na tyle, by miał w przyszłym Sejmie cokolwiek do powiedzenia, ponieważ on nie posiada żadnego realnie postrzeganego planu dla Polski. W tych pięknych okolicznościach przyrody jest to dosłownie jednokukizowy wyskok.

Obrazki od góry:
1.Jedziemy na wakacje.
2.Swiadectwo z paskiem
3.Karwia n. Baltykiem: morze, las, plaza, domki.
4.Rywalki do fotela (Kopacz-Szydło)
5.Trzeci rywal Kukiz. 

Komentarze

  1. Jedźmy już na te wczasy w te góralskie lasy. By w promieniach słonecznych opalać swoja głupotę wyrażaną poparciem głupka Kukiza. Są wakacje jest więc okazja by bez kolejki dać się zbadać u psychiatry. Lodzia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Pan torunczyk wysyła Polaków na wczasy albo na spotkania z polityczkami które pretendują do stanowiska premiera, a ja właśnie wróciłem z krótkich ale bardzo intensywnych wczasów w Alpach francuskich. Połaziłem z przyjacielem po górach, osobiście widzieliśmy miejsce rozbicia samolotu niemieckiego, no i przyspożyliśmy sobie zdrówka, czego i państwu w imieniu własnym oraz kolegi życzę. Warszawiak, pański stały czytelnik.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam szczerze, że za mich lat dziecięcych takie świadectwa z takim paskiem sie tez zdarzały.Wracałem do domu, ale najpierw szedlem do babci, która była dla mnie milsza i razem z nia szlismy do mojego domu. Babcia mnie chroniła ale tylko troche. A jeżeli chodzi o panią Szydło to nawet na mnie robi dosyc dobre wrazenie. Ciekawe czy jako premier tez bedzie aż tak łaskawa dla obywateli.Pani Kopaczowa juz sie za bardzo zużyła i trzeba ja wymienić. takie jest moje zdanie.Na wczasy jako takie mnie nie stac, może dopiero jak nowa premier załatwi mi lepsze uposazenie. Pozdrawiam pana autora torunczyka.Skromny mieszkaniec Łodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. W kwietniu wraz z mężem odwiedzilismy swoje dzieci i wnuczka w malej miejscowosci koło Lille we Francji, gdzie córka wraz z zięciem pracują. On na budowie jako majster, ona jako pomoc w piekarni. Trudno uwierzyć ale ich życie w stosunku do naszego to jak niebo i ziemia. Poziomu tekiego Polska nigdy nie uzyska. Złodziejstwo, pijaństwo i zawiść katolicka to charakterystyka naszej wszawej ojczyzny. Dzieciaki tam pracują wśród kolorowych i nikt nawet nie pomysli o tym by dokuczać im. Szanują się wzajemnie, zapraszają do swych domów, toleruja ich religię, chociaz tak naprawdę to ju naprawdę rzadko uczestniczy w nabozeństwach. Na ulicach nie spotkasz księdza, bo spacer w sutannie, albo nawet w koloratce jest obciachem. Polacy na wczasy pisze pan, a jednoczesnie pokazuje dla jaj warunki podróży jak np. w Pakistanie. Dobra zachęta. Będziemy tam latać co roku, bo mamy zafundowany tam pobyt. Udały nam się dzieciaki, czego i innym zyczymy z całego serca. Polka z tych nieprawdziwych.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE