MÓJ MAŁY JUBILEUSZ


 
 
Tymczasem skończyłem sześćdziesiąt pięć lat i wypchnięto mnie na emeryturę. Wypchnięto, wyraz mało adekwatny, bowiem równocześnie w swoim życiorysie, odnotowałem czterdzieści pięć lat pracy zawodowej. A więc dość. Dość wczesnego zrywania się z łóżka. Dość porannych odpraw u szefa. Dość odpowiedzialności za powierzony odcinek przedsiębiorstwa i jego dobre imię. Na natarczywe pytania kolegów i przyjaciół, stawiane podczas całej serii „pożegnania z bronią”, co ty teraz będziesz robił chłopie, odpowiadałem zgodnie z prawdą, nie wiem. Wnuków nie mam, działki też, chyba kupię sobie komputer i wtedy znajdę swoją ścieżkę, którą podążę ku prawdziwej starości. I tak właśnie zrobiłem, nabyłem komputer wraz z oprzyrządowaniem pozwalającym szeroko wejść w świat bez dodatkowych szkoleń, bowiem tym wynalazkiem dwudziestego wieku posługiwałem się od kilku dobrych lat w miejscu pracy. Przyjęło się mówić, że emeryt nie ma co robić z czasem, w moim przypadku to się na szczęście, a może wręcz na nieszczęście nie sprawdziło, a piszę ten post właśnie z okazji dziesięciolecia mojego przejścia na emeryturę. Zawsze lubiłem czytać, a nowości książkowe, oraz obowiązkowa codzienna prasa mocno uszczuplała moje rodzinne fundusze. Zatem, gdy tylko poczułem się prawdziwym emerytem większość czasu poświęcałem tym niewątpliwym dla mnie przyjemnościom. Poprzez zanurzanie się w literaturę , a także poprzez śledzenie wydarzeń w kraju i nie tylko, wyrobiłem w sobie nową naturę człowieka niespokojnego, a przy tym krytycznie usposobionego do panujących stosunków na linii państwo i jego obywatele, a także Kościół katolicki i jego wierni, samemu pozostając wyalienowanym od lat z wszelkiego religijnego podporządkowania. Tymczasem życie płynie wartko jak górska rzeka, zabierając ze sobą po drodze chwile miłe, ale też te dramatyczne, w tym nieuleczalne choroby w rodzinie. To drugie zaledwie po dwóch latach uciech ustabilizowanego emeryta obdarzyło mnie tytułem wdowca. Poczułem się mocno skrzywdzony przez los, tym bardziej, że największym wrogiem mojego życia zawsze była samotność, której nie znoszę. Rozglądałem się od rana za jakimś mądrym sąsiadem, z którym można porozmawiać na niekoniecznie wspólne tematy przy tradycyjnym drinku lub kuflu pienistego napoju. Niestety, tych z którymi było warto się spotykać ubywało z powodów czysto biologicznych, ale też innych. Jedyny mój syn, z którym trudno było znaleźć wspólne zainteresowania dorósł na tyle, że już nie zauważałem nawet jego nieobecności. Dzięki postanowieniom, a konkretnie przypadkowi, który się szczęśliwie wydarzył w mojej otchłani samotności, zdecydowałem się ubarwić swoją egzystencję poprzez lustrację podobnych sobie, ale płci odmiennej. Ludzka rzecz, pomyślałem i zawierzyłem losowi z przekonaniem, iż trafię być może nie najgorzej. Okazuje się, że mimo mojej ignorancji, a nawet odrzucenia wiary w deistyczne uzależnienia między ziemią i niebem, jacyś mi bliżej nieznani bogowie sprawili, że jednak trafiłem do nieba, tu na ziemi. Bratnia dusza, jako się powiada prozaicznie, odnaleziona w odległości trzystu kilometrów uleczyła tę moją smutę. Mało tego, zaszczepiła we mnie romantyczny antybiotyk, albo może lepiej biotyk, który od nowa spowodował to, iż warto żyć, niezależnie od owych „przeszkód rzecznych”, o których wspomniałem wyżej. Miłość jaka nas połączyła w tym „trzecim wieku” potrafiła usuwać największe przeszkody, w tym, wydawałoby się rzadko uleczalne choroby. Jestem mojej wybrance wdzięczny za oddanie i troskę, poprzez „dodawanie mi do codziennych potraw” chyba najbardziej optymistycznych fluidów zdrowia i radości. Znowu mogę się zająć tym co uprzyjemnia mi czas. Czytanie książek, których zakupujemy dużo kosztem niewielkich emerytur, oraz pisaniem postów na mojej internetowej domenie, a umieściłem ich w sieci już 567. Nęci mnie najbardziej, by na blogu wyrażać moje osobiste spostrzeżenia i opinie dotyczące przeczytanych na bieżąco książek. Niestety skromność wrodzona a i nabyta przez różne koleje życia powstrzymuje mnie od tego. Nie poczuwam się do znawstwa krytyki literackiej, a tym bardziej obowiązku narzucania czegoś komukolwiek.


 
Owszem, wspominam od czasu do czasu o tej czy innej książce, która zrobiła na mnie szczególne wrażenie, ale to wszystko do czego się posuwam. Pozostaję natomiast nieubłaganym krytykiem zdziczenia Kościoła katolickiego w Polsce. Dyrdymały, a nawet pierdoły wciskane do uszu wiernym, nawet tym ponoć myślącym, szczególnie przez m.in. niejakiego aktywistę (z wyglądu inkwizytora) księdza Oko, specjalistę od rur wydechowych, nie pozwalają mi milczeć. Podobnie nie potrafię być spokojnym śledząc zdziczałą politykę uprawianą przez naszych władców, wpatrzonych w podobne indywidua jak właśnie Oko, oraz cały polski episkopat. Nie potrafię choćby za grosz zaakceptować, finansowego włazidupstwa klerowi kosztem zubożałej służby zdrowia oraz niziutkiego poziomu nauczania w polskich szkołach opartego na nieuctwie pedagogów, podległych często miejscowym proboszczom. Nie potrafię patrzeć na Ojczyznę, szukającą przyjaciół gdzieś daleko za oceanem z jednoczesnym darciem kotów z sąsiadami w gruncie rzeczy nie wiadomo tak do końca o co. Nie potrafię zrozumieć intencji polegającej na uśmiechach i akceptacji potomków bandytów z Ukrainy, którzy w najokrutniejszy sposób wymordowali setki tysięcy ludzi tylko dlatego, że byli Polakami, a jednocześnie podniesienie rangi wiecznych dąsów w stosunku do Rosjan za .. Katyń. Nawet już jesteśmy gotowi nie wspominać o napaści Hitlera na Polskę i unicestwienie 6 milionów naszych obywateli, ale właśnie Rosja cały czas sika naszym władzom i ich sługom publicystycznym w odgrzewany rosół. Generujemy w ten sposób opinię o Polsce jako zarozumiałym grajdole z którym nikt się nie liczy. Nie pogodzę się z tym, że blisko trzecią część społeczeństwa otumaniono idiotycznymi wymysłami „uczonych” na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej z jednoczesnym zamieceniem pod dywan wyjątkowego niedbalstwa i braku wyszkolenia pilotów podległych rządowi i prezydentowi. To wszystko stanowi najbardziej tłusty materiał do moich krytycznych rozważań i prawdopodobnie długo jeszcze nie zmienię kierunku „jazdy”. Czytelników zaś w tym miejscu proszę o wybaczenie mi tych osobistych wtrętów, którymi wypełniłem niniejszy tekst.

Moje wszystkie dotychczasowe posty na: www.abrozar.pl


Komentarze

  1. GRATULUJEMY TEGO JUBILEUSZU A TAKŻE POWROTU DO ZDROWIA.DZIEKUJEMY ZA INTERESUJĄCE TEMATY. PISZ TORUNCZYKU DALEJ NASTEPNE CONAJMNIEJ 10 LAT.BĘDZIEMY CZYTAC I W MIARĘ MOZLIWOŚCI KOMENTOWAC. WIELU Z NAS CZYTELNIKÓW WYZNAJE PODOBNE PRZEKONANIA I WIDZI PODOBNE PROBLEMY. DLATEGO BARDZO CHĘTNIE SPOGLADAMY NA PAŃSKĄ STRONĘ. POZDRAWIAMY. AMADEO I OTOCZENIE.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Panie Torunczyku,
    jak milo bylo mi dzisiaj poczytac. Pozwolil Pan nam wszystkim zajrzec w glab duszy i sporego kawalka zycia bez krzty ekshibicjonizmu w negatywnym slowa znaczeniu. Prosto, z uczuciem i dobrym ladunkiem krysztalowej prawdy. Jestem przekonana, ze grono Pana fanow powiekszy sie jeszcze bardziej.
    Jest Pan przykladem, ze zeby szukac swojego przeznaczenia, nie trzeba wcale chodzic i pukac od drzwi do drzwi. Trzeba tylko sie samemu otworzyc, zostac przy swoich pryncypiach a reszta, jak widzimy, sama przyjdzie.
    Pozwole sie dolaczyc do zyczen Amadeo - oby Panu sie nie znudzilo przez nastepnych 20 lat.

    Pozdrawiam serdecznie

    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Amadeo +J. Och życie.Serdecznie Obojgu Państwu dziękuję.Przyznam, że wzruszyłem się Państwa komentarzami. Już dawno nikt tak ciepło do mnie nie napisał i chociaż lekko przesadziliście z tą głębią duszy(ale tylko lekko, bo staram sie byc dla ludzi "człowiekiem"), tym niemniej jest mi przemiło. Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z przyjemnością dołączę do państwa i oczywiście pokłonię się panu toruńczykowi w dniu Jego jubileuszu. Dziesięć lat pisania to nie jest taki mały jubileusz, to wiele godzin pracy, a dla autora i dla nas przyjemność. Haapy Birthday to You panie autorze. Pozdrawiam Lodzia. Rybka500

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiałem się czy Rybka 500 to ksywka męska czy też żeńska. Teraz już wiem. Też bardzo serdecznie pozdrawiam i wiosennie życzę uśmiechów i zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli wszystko OK.wirrrrrrrrr.

    OdpowiedzUsuń
  7. 567 postów to jak trzy książki dość grube. No 10 lat to tez trzeba mieć cierpliwość.Podziwiam.Miszka (Rosja)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE