MIAŁEM SEN
Piękny sen. Śnił mi się prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir
Władimirowicz Putin. Oczywiście w pięknych okolicznościach
przyrody. Polskiej przyrody. No, w okolicznościach bajecznych, bo
wiem doskonale, że każdy sen nie odbiega zbyt mocno od bajki. A
było to tak, o ile dobrze pamiętam. Był dość mroźny ranek. Pod
Pałac Prezydenta Trzeciej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej podjechał
samochód osobowy. Była to czerwona jak sztandar radziecki łada
samara, z której majestatycznym krokiem, lekko kulejąc wysiadł
właśnie ON, czyli pan prezydent Rosji, oczywiście tym razem
„niezapowiedziany”, jak to bywa w momencie wejścia do Sali
Kremlowskiej. Rozejrzał się po rycinach ściennych starej Warszawy,
a ujrzawszy jeszcze nieco zaspanego doradcę prezydenta Polski w
osobie Tomasza Nałęcza kazał się prowadzić do swego polskiego
odpowiednika, czyli Komorowskiego. Profesor Nałęcz prawie
zesztywniał na widok przybysza, wyprostował się jak witka
leszczyny i jąkając się naturalnie, co przychodziło mu z
łatwością, odpowiedział. Tak jest wasza miłość, a gdy
oprzytomniał, że ma do czynienia z Ruskiem poprawił: Tak toczno
wasze błagarodie. Ma szlacheckie pochodzenie, a ta jak wiadomo
posługiwała się językiem francuskim i rosyjskim. Mimo, że służył
prezydentowi od blisko pięciu lat i znał doskonale rozkład
pomieszczeń, sal konferencyjnych a nawet głównych i awaryjnych
toalet, z wrażenia miast do salonu podprowadził Putina do kaplicy,
gdzie akurat generał Koziej zwany Szogunem przygotowywał ornat i
ustawiał dzwonki do porannej mszy. Naraz z powodu swojej
bezmyślności zdębiał i przyklękając przed najbardziej
usportowionym politykiem Rosji pochylił się prosząc o wybaczenie
słowami: pażałsta, prostitie Wasze Wysoczestwo. Putin, który
bodaj po raz pierwszy w życiu znalazł się w katolickiej świątyni,
nie licząc wizyty u papieża Franciszka, ręką podtrzymał
mdlejącego Nałęcza i rzekł: nie nada, nie nada. Ja tolko
posmotrim na wasze najbolszee znacienie, a ujrzawszy w konfesjonale
prezydenckiego kapelana ks. Lutra, podbiegł do udziwnionego dlań
kiosku i począł odbywać spowiedź pokutną. Grzechami sypał jak z
rękawa, a to, że skrzywdził polskich rolników i eksporterów
warzyw oraz owoców, a to, że zabronił poruszania się po ruskich
autostradach polskim tirom, a to, że poprzez aneksję Krymu
ograniczył wizy wypoczynkowe dla Polaków w kurortach nad Morzem
Czarnym, a to że na Ukrainę wysłał zielone ludziki, które
oczywiście tylko pomyłkowo zatłukły kilka ludzików z Polski.
Ponadto łkał, iż pozbawił Polaków dobrych trunków, w tym
koniaków z serii Ararat, oraz źródlanej wody z carskich i
kremlowskich stołów, o nazwie borjomi. I zapewne by się nadal
spowiadał, wydając przy tym żałosne westchnienia, gdyby kątem
oka nie zauważył wchodzącego na poranne modły prezydenta
Komorowskiego w towarzystwie pierwszej damy Anny Komorowskiej, po
mężu, hrabiny herbu Korczak.
W tym momencie małżeństwo
Komorowscy w oczekiwaniu na święte wysłuchanie uklękli z drugiej
strony konfesjonału, gdy tymczasem bijąc się w sportowy tors Putin
odszedł w kierunku ołtarza oddając się modlitwie pokutnej.
Prezydent Komorowski zerkając na ruskiego diabła zaczął zaliczać
swoją spowiedź trzymając się formułki: Ostatni raz byłem u
spowiedzi wczoraj, niestety wiele grzechów zataiłem. W
tym miejscu z żalem i wstydem wyznał, że fałszywie oskarżył
pana Putina o współudział w morderstwach politycznych, że
sprzyjał propagandzie prasowej w polskich mediach oskarżających
Putina i Rosjan o wszystko co najgorsze, że zgrzeszył przeciwko
przykazaniu, które mówi aby nie życzyć nikomu tego co tobie nie
miłe. Itd, etc. Po otrzymaniu pokuty dołączył do klęczącego
Putina oddając się szczerej modlitwie. Wstali z klęczek obaj,
jakby na komendę. Popatrzyli sobie w wilgotne oczy, po czym długo
się ściskali jak Breżniew z Honeckerem. Już przy pożegnaniu, gdy
rozdygotany Nałęcz trzymał naręcze kwiatów dla Gościa, Putin
poprosił Komorowskiego o wybaczenie wszystkich grzechów, które
zostawił w uszach ks. Lutra i zapowiedział pokryć wszystkie straty
spowodowane embargiem na polskie produkty. Stanie się to natychmiast
gdy ukończę budowę kilku stadionów na mistrzostwa świata w piłkę
nożną, powiedział ze łzami w oczach. Tymczasem już dzisiaj na
teren kaliningradzki pozwala nam przegonić wszystkie upierdliwe
dziki. Jednocześnie nasz prezydent przyrzekł, że z jego strony już
nigdy nie padnie ani jedno słowo w stosunku do Rosji, za które
mógłby się potem wstydzić, ale stanie się to dopiero po
wyborach.
Za
oknem odezwały się, jak zwykle o godzinie szóstej dzwony
kościelne, które wyprowadziły mnie na jawę. Włączyłem radio
Zet. Red. Rafał Olejniczak czytał poranne wiadomości:” W dniu
wczorajszym z rozkazu prezydenta Putina przy granicy z Polską Rosja
rozlokowała kilkanaście rakiet typu Iskander M. z głowicami
jądrowymi. Są wycelowane w Kraków, Warszawę i Pacanów. Chyba
nadal jednak śnię.
Idealny skecz kabaretowy. Dobre, zabawne i nieprawdopodobne.Amadeo
OdpowiedzUsuńA co na to Moskwa?. Trzeba słuchać telewizji TVN24.
OdpowiedzUsuńCzegoś tu nie rozumiem cały czas pisali że w rosji nie ma towaru a półki są puste a teraz okazuje się że to kłamstwo. Wystarczy popatrzyc na tv z Niemiec, pokazują aktualnosci z rosji.
OdpowiedzUsuńTeraz Komorowski powinien razem z Putinem przybyć do Soboru Chrystusa Króla w Moskwie i się uściskać nabożnie w obecności Cyryla, kościelnego możnowładcy prawosławia. Pokój by zaistniał na następne dziesięciolecia. Dobrze pan to obmyślił, brawo. Rybka500
OdpowiedzUsuńNaałęcz zna język ruski nie dlatego że szlachcic, ale dlatego ze to wazny urzędnik PRL, członek PZPR.
OdpowiedzUsuńFakt, to piękny i zarazem straszny dla niektórych sen. Przyćmiony wielką tragedią i dramatem narodow Niemiec i Hiszpanów katastrofą lotniczą. Szukają przyczyn. Sami nie znajdą.A od tego jest Antek Maciarewicz, który rozwikła każdą zagadkę. Poprosić i po kłopocie, prawda Panie autorze?
OdpowiedzUsuńCzy rzeczywiście ksiadz w służbie prezydenta nazywa się Luter?.Jeżeli tak to bardzo pasuje do tego miejsca.
OdpowiedzUsuńŁada Samara?. Kupiłby sobie coś lepszego sknera.
OdpowiedzUsuń