FELCZER




Znałem jednego felczera. Melchiora Gruchę. Już nie żyje, ale zanim udał się w zaświaty, zrobił wszystko, aby mieć osobisty kontakt z tymi, których opuści. Ale o tym nieco później. Pan Melchior ukończył w tamtych czasach jakąś średnią szkołę medyczną, zapoznawszy się z podstawowymi choróbskami, które najczęściej atakują człowieka, oraz sposobami stosowanych ulg w cierpieniach. Zdając przeróżne dodatkowe egzaminy, na które się zapisywał permanentnie, decyzją władz medycznych uzyskał tytuł felczera wraz z dyplomem opatrzonym godłem i podpisem znanych ludzi polskiej medycyny. Był dumny, bo przecież felczer to żaden tam cyrulik, jakiś tam medyk albo konował z kręgu czarowników. Felczer, do którego zwracano się per panie doktorze, i on absolutnie nie oponował. Na drzwiach jego gabinetu wisiała tabliczka: Melchior Grucha – felczer, przyjmuje w godzinach itd., a ponieważ udało mu się wyleczyć kilkoro pacjentów z chorób często przewlekłych zasłynął w okolicy jako bodaj najlepszy fachowiec z dziedziny nauk medycznych, szczególnie zaś od czasu gdy ponoć wyleczył z raka wątroby miejscowego księdza. Nieważne, że jak się później okazało, ksiądz cierpiał na zwykły przypadek zatrucia alkoholowego i wystarczyło, że odstawił okowitę na rzecz szlachetnego wina, by wyjść z ciężkiego choróbska. Nieszczęśliwy wypadek motocyklowy sprawił, że pan Grucha nieco stracił słuch. Nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu praktyki „lekarskiej”, a jego diagnozy, oraz wydawane świadectwa zdrowia były honorowane w całej okolicy. Wysyłano więc do niego pracowników zakładów na badania okresowe, ale także tych ubiegających się o renty. Trzeba przyznać, że pan Grucha nie wylewał za kołnierz. Był bardzo towarzyski. Miał wielu kolegów i przyjaciół, których zjednywał sobie setkami wysublimowanych, a często wręcz finezyjnych dowcipów, szczególnie z dziedziny medycyny. Niektóre sam wymyślał np.: Przychodzi do lekarza laryngologa pracownik ubiegający się o rentę zawodową. Twierdzi że ma bardzo słaby słuch, który to sobie stępił pracując w hałasie na stolarni. Lekarz go bada: Będę do pańskiego ucha szeptał słowa, mówi laryngolog a pan powtórzy je na głos. Nachylił się więc i szepcze: „sześćdziesiąt sześć”. Pacjent odpowiada: „trzydzieści trzy”. Tak rzeczywiście. Pani Zosiu, zwraca się do pielęgniarki, proszę wpisać w książeczce zdrowia: utrata słuchu w pięćdziesięciu procentach. Kto wie czy ten dowcip nie powstał autoironicznie. Potrafił się śmiać i namawiał wszystkich do uśmiechu, bo jak twierdził, jeżeli nie potrafisz się śmiać, to jesteś albo milicjantem, albo uciekłeś z Tworek. Do dzisiaj pamiętam dowcip, z którego śmiałem się bodaj całą dobę. Kolejka do urologa: Młody, jąkający się człowiek zagaduje sąsiada: Aaaaa szaaannnowny ppan, to właściwieee na co choooruje?.
Mam prostatę.
Po jakimś czasie młody człowiek pyta jeszcze raz: Aaaa taaaka prooostata, to czym się ooobjawia?
Tak sikam, jak pan mówi.
Jeszcze na ten temat: W Brukseli, obok figurki słynnego sikającego chłopca stoi mężczyzna i godzinami się w niego gapi. Ponoć Polak.  Przechodzący policjant pyta; Co pan tak się wpatruje, co tu jest aż tak fascynującego?. Mężczyzna odpowiada:   Ja mam prostatę.
Był niewierzący, ale potrafił wykorzystać dla dowcipów religijne wtręty zarówno w aspekcie sacrum, jak i profanum; Mawiał: pewnego dnia w niebie Jezus pyta swego Ojca: Tato, a czy ja też kiedyś będę bogiem?. Bóg popukał się w czoło i rzekł: Synu, zejdź ty na ziemię.
Melchior nie gardził też tematami politycznymi: Starszy pan woła żonę: chodź szybko zobacz, jakie oni w tej telewizji świństwa pokazują!. Żona przybiega, patrzy i mówi: Oj stary, stary. Załóż ty okulary, przecież to Fidel Castro je banana.
O babci: Pod jej nieobecność wnuczka z chłopakiem uprawiali seks na stole kuchennym. Przez nieuwagę zostawili zużytą gumkę. Po powrocie babcia wpada do pokoju wnuczki i mówi: Pasztetową to się zjadło, ale skórkę jak zwykle musi wylizać babcia.
Z protokołu milicjanta: W parku znaleziono kobietę z ranami kłutymi. Dwie rany średnicy 2 złotych, trzy rany średnicy złotówki, cztery rany o średnicy 50 groszy. Razem ran kłutych na kwotę 9 złotych.
Babciu, a ty chodziłaś do przedszkola?, pyta wnuczka. Chodziłam wnusiu, ale to było bardzo dawno temu.
Jak dawno, dopytuje wnuczka?.
Bardzo dawno, bardzo.
Jeszcze jak byłaś małpą?.
Mamo, a nasz pan woźny w przedszkolu powiedział, ze fajna z ciebie dupa i chętnie by cie zarżnął!
Zerżnął synku, zerżnął się mówi.
Itd. itd. Nawiasem mówiąc, dzięki niektórym dowcipom, w czasie gdy mieszkałem w Łodzi, wchodziłem na wszystkie mecze ŁKS bez biletu. Wystarczyło że na wejściu opowiedziałem znajomemu jeden nowy dowcip.
Pan Melchior Grucha, dowcipny felczer pomyślał też, w jaki sposób mieć chociażby wirtualnie duchowy kontakt z żywymi po własnej śmierci. Gdy wyczytał gdzieś o możliwości zakupu magnetofonu, takiego jaki spotyka się w sekretarkach telefonicznych, a przy tym zasilanego promieniami słonecznymi, zrobił wszystko by go nabyć. Nie było łatwo, bo to lata sześćdziesiąte, bieda, SB, ale się udało. Urządzenie Siemensa, czy też może Philipsa. Następnie poszedł do zarządu cmentarza, gdzie spisawszy umowę nabył miejsce na jego przyszły grób. Miejsce obowiązkowo nasłonecznione. Potem udał się do najlepszego w okolicy, wręcz artysty, wytwórcy płyt grobowych, gdzie zamówił wierzchnią płytę własnego grobu. Na płycie ze szwedzkiego kamienia pod szkłem przez które będą przechodzić promienie słoneczne służące jako ładowarka baterii o bardzo przedłużonym okresie działania, umieścił tabliczkę o treści Melchior Grucha- felczer. Ktokolwiek zbliżył się do grobowca i nawet przypadkowo stanął na dwu cegłach wmurowanych u stóp grobu, uruchamiał magnetofon z głosem felczera: „Serdecznie dziękuje za pamięć i znicz. Proszę dbać o własne zdrowie, chodzić na wizyty do dobrych lekarzy, bo niestety felczerów już w Polsce nie ma”. Tak oto przy grobie Gruchy zbierała się duża grupa ciekawych jego głosu, przy okazji zostawiając zapalone znicze, czyniąc przy tym wielokrotny znak krzyża, bo większość to katolicy, którym w tym akurat przypadku nie przeszkadzał absolutnie świecki grób bez krucyfiksu, jedynie z suchym napisem. Proszę, odwiedzajcie mnie. Wasz felczer.

PS. Zasoby dowcipów felczera mam spisane i na pewno dozując je będę zamieszczał na moim blogu. Grób znanego mi Melchiora z innym nazwiskiem (zmieniłem autorsko), można znaleźć na jednym, z łódzkich cmentarzy.Dalsze dowcipy Gruchy będę pokazywał na moim blogu.

1; Przychodnia felczerska w Kopytkowie
2.Życie jest seksem z gruchą, ( w kosciele też)
3.Ostatnie stadium skretynienia.






Komentarze

  1. anie Torunczyku, historia opisana przez Pana naprawdę jest zabawna, bo oto jakiś tam człowiek który chciał być lekarzem a został tylko felczerem sprawdził się w zyciu. Jest poza tym człowiekiem inteligentnym i znającym życie co się wyraża w jego dowcipach. Ciesze się, że zapowiedział Pan druk jego następnych, bo są po prostu wyborne. Pozdrawiam. Amadeo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi sie rozmowa przedszkolaka z mamą, ale wszystkie sa w porzo. Czekam na dalsze panie Torunczyku. pozdrawiam Geza9011.

    OdpowiedzUsuń
  3. Albo jestem głupi, ale felczer to chyba jest od zwierząt czyli weteryniarz albo imseminator, a moze sie mylę.Ale kawały zrozumiałem od poczatku.Bieniek z Bartoszyc

    OdpowiedzUsuń
  4. Najbardziej mi sie podobał kawal z pasztetówka i babcią. pierwsza klasa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak straszyc na cmentarzu?. Przeciez przechodzień obcy moze przypadkowo wleżć na tę ceglę!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezeli państwo sadzicie ze dzisiejsi policjanci sa madrzejsi od tych milicjantów co to na 9 złotych okreslili rany kłute to sie bardzo mylicie. Niedawno miałem do czynienia z takim, któremu zamiast prawa jazdy pokazalem dawną karte pływacka ze zdjeciem. Uznał ja jako prawo jazdy poniewaz powiedzialem ze dawniej jak on był mały wydawano karty pływackie razem z prawem jazdy . Pozdrawiam i smieje sie.Krokodyl z Pruszcza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeciez felczer to bardzo piękny zawód.Nie ma co sie dziwiowac.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, ze instytucja felczera dzis juz nie istnieje. Dla wielu pacjentow bylby ten fakt zdecydowanie lepszy i zdrowszy, nizeli wizyta u lekarza wystawiajacego tylko i wylacznie recepty ze zdrowaskami badz egzorcyzmami.

    J.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fakt, zawód felczera zanikł, a szkoda.Wielu felczerów było przydatnych w kazdym momencie chorobowym, ponieważ długoletnia praktyka felczerska (lekarska) znamionowala to ze tacy praktycy byli bardziej przydatni niżeli leniwi, czekajacy na dodatkowe gratyfikacje lekarze. Ponoc maja wznowic kształcenie felczerów z czego się bardzo cieszę. Lodzia i wielu moich przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie autorze, zdradz pan tajemnicę, jeżeli to co pan pisze jest prawdą i wskaz pan czytelnikom na którym łódzkim cmentarzu jest ten grób felczera. Pochodzimy, poszukamy i stwierdzimy czy to urzadzenie jeszcze działa. Pozdrawiam, Jan Walewski z Łodzi.

    OdpowiedzUsuń
  11. @pan Walewski: Nie wiem, byc może na Rzgowskiej, albo na Retkini, ale nie gwarantuje. Tez pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE