WYDŁUBANE Z PAMIĘCI
Szkoła podstawowa w B.w latach 1945-51. Dzisiaj stanowi wątpliwy zabytek..
Rok 1949. Byłem uczniem drugiej klasy szkoły podstawowej (powszechnej), mieszczącej się w drewnianym budynku (foto), w miejscowości B., w odległości trzech kilometrów od domu. W szkole były dwie sale lekcyjne, pokój kierownika szkoły, oraz pozostałych nauczycieli w liczbie trzech. Podwójna sławojka damsko-męska była na zewnątrz. Obok budynku szkoły był plac służący jako boisko do gry w „dwa ognie” oraz „palanta”. Plac stanowił też parking dla księdza „dekawki”, którą to dobrodziej raz w tygodniu dojeżdżał na lekcje religii. Innych samochodów w owym czasie nie było. Tam też odbywały się zbiórki harcerskie i apele. W ławkach szkolnych obok swoich pociech siedzieli często ich rodzice, albo sąsiedzi, którzy mieli za zadanie tylko nauczyć się jako tako czytać i pisać. To czas walki z analfabetyzmem, wielki plus dla władzy.W r. 1952 szkołę przeniesiono do dworku.
Codziennie
przez fora prasowe i internetowe przewija się masa przeróżnych
opowiastek, wspomnień, a także współczesnych relacji, często
będących zaczynem beletrystycznych powieści. Zdaje sobie sprawę,
że moje, wręcz prehistoryczne wspomnienie nie będzie znowu aż tak
fascynujące, ale być może nie jednemu czytelnikowi pozwoli
odetchnąć od bardziej absorbującej, ale okupionej wysiłkiem
intelektualnym pracy.
Rok 1949. Byłem uczniem drugiej klasy szkoły podstawowej (powszechnej), mieszczącej się w drewnianym budynku (foto), w miejscowości B., w odległości trzech kilometrów od domu. W szkole były dwie sale lekcyjne, pokój kierownika szkoły, oraz pozostałych nauczycieli w liczbie trzech. Podwójna sławojka damsko-męska była na zewnątrz. Obok budynku szkoły był plac służący jako boisko do gry w „dwa ognie” oraz „palanta”. Plac stanowił też parking dla księdza „dekawki”, którą to dobrodziej raz w tygodniu dojeżdżał na lekcje religii. Innych samochodów w owym czasie nie było. Tam też odbywały się zbiórki harcerskie i apele. W ławkach szkolnych obok swoich pociech siedzieli często ich rodzice, albo sąsiedzi, którzy mieli za zadanie tylko nauczyć się jako tako czytać i pisać. To czas walki z analfabetyzmem, wielki plus dla władzy.W r. 1952 szkołę przeniesiono do dworku.
Miałem już
na tym świecie całe rodzeństwo, to znaczy o trzy lata młodszego
brata R. oraz dwie siostry, K. urodzona w roku 1946, zaś druga T.
urodziła się w czasie, gdy nasz Ojciec odsiadywał wyrok w
więzieniu UB w Ciechanowie. Stalinowcy polscy posadzili go tam w
wyniku prowokacji, jako że był właścicielem od przedwojny
własnego gospodarstwa rolnego, oraz dość dużego sadu. Nie pasował
więc do idei powstawania polskich kołchozów, czyli spółdzielni
produkcyjnych. Ojciec był wielokrotnie namawiany, a nawet
szantażowany o to, by oddał gospodarstwo do wspólnego zarządzania.
Ponieważ nie ustąpił, władze postanowiły go wykańczać tzw.
domiarami i narzucanymi planami polegającymi na oddawaniu państwu
plonów, często nawet tych, które przeznaczone były na wiosenny
siew i wyżywienie własnej rodziny. Ponieważ mimo utrapeń rodzice
robili wszystko, by wywiązać się z nakładanych, coraz większych
domiarów, przeto dwóch prostackich ubowców zastosowało prowokacje
i szantaż, by mieć podstawę do aresztowania. Otóż podrzucono
ojcu kilka banknotów jednodolarowych. Wiadomo, że w owym czasie
posiadanie tej waluty było karalne. Mój ojciec wrócił z celi
więziennej niespodziewanie po Nowym Roku 1950 a, kilka dni wcześniej
podczas jego nieobecności, urodziła się moja młodsza siostra.
Zastał ją w kołysce zbudowanej z rurek metalowych obciągniętych
siecią rybacką, zawieszoną na dwu haczykach. Mimo przedwczesnego
zwolnienia z aresztu śledczego, dzięki staraniom i łapówkom
naszej Mamy, wciąż moja rodzina odczuwała nękanie ze strony władz
cywilnych i wojskowo-policyjnych. Przez nasze podwórko przewalało
się różne bractwo. A to „ resztki leśnych” mimo ogłoszenia
amnestii dla wszelkich konspiracyjnych organizacji politycznych,
którzy to zarządzali Ojcu zabicie i oprawienie wieprzka, którego
sobie upatrzyli, lub w celu rabunku różnych płodów rolnych, a
przede wszystkim owoców, których akurat u nas nie brakowało. A to
milicja lub funkcjonariusze UB w celu „niby” poszukiwania
przestępców. Wiedzieliśmy, że szukają młodych ludzi z naszej
bliższej i dalszej rodziny, którzy nie dali się im ująć, a
których bracia już cierpieli w katowniach Strzelec Opolskich, we
Wronkach czy też Rawiczu. Braliśmy udział w pogrzebach
zamordowanych w tych więzieniach. Zwykle taki pogrzeb odbywał się
pod czujnym okiem funkcjonariuszy więzienia, którzy nie pozwalali
na otwarcie wieka trumiennego, bo nie ma co ukrywać, były to ofiary
morderstw. Nachodzili nasz dom prawie każdej nocy, o bardzo późnej
godzinie, kierując w nas lufy karabinów, świecąc latarkami pod
łóżka i do szaf przy akompaniamencie naszego dzieciaków płaczu.
Taka gehenna trwała miesiącami, tym bardziej, że z jednego z
więzień uciekła podczas jakowyś robót osiemnastoletnia
dziewczyna, krewna ze strony Matki. Ze strachu przed nocnymi
poszukiwaniami oprawców UB obie z Mamą przez kilka tygodni nocowały
w wysokim zbożu. Ponadto pobyt w seminarium brata mojej Mamy też
był powodem dla nich do stosowania upokorzeń. Na początku marca
1953 roku wpadłem zapłakany do domu z wiadomością, że zmarł
nasz wielki przyjaciel, ojciec świata Józef Stalin. Nie płacz
synku, bo jeżeli on był tak dobrym człowiekiem, to na pewno
pójdzie do nieba, powiedział z ironią. Spodziewałem się domowej
żałoby. Tymczasem mój ojciec poszedł do kuchni, gdzie mama
dogotowywała obiad. Przez jakiś czas była cisza, a następnie
oboje wybuchnęli gromkim śmiechem i radością. Byłem osłupiony i
zdezorientowany. Dopiero na drugi dzień, gdy ojcowska gazeta
„Gromada -Rolnik Polski” potwierdziła ten „smutny” fakt, moi
rodzicie wytłumaczyli mi powód radości. Teraz kochani, chyba coś
się zmieni, być może, że z więzień wypuszczą waszych wujków i
ciocię, bo niestety, ale „zbożowa tułaczka” dostała się w
ich łapy. Powoli następowała normalizacja życia. Zlikwidowano
Urząd Bezpieczeństwa, kilkaset oprawców wsadzono do tych cel,
gdzie poprzednio oni sami męczyli niewinnych ludzi. Nie znaczy to,
że już czuliśmy się wolnymi Polakami, ale życie się w miarę
stabilizowało. Na tyle, że ciężka praca naszych rodziców przy
pomocy mojego rodzeństwa w miarę możliwości pozwoliła na
realizację podstawowych marzeń każdego z nas. Od wielu lat nasi
Rodzice już nie żyją, ale dobra pamięć po Nich pozostanie na
zawsze, szczególnie zaś moja, ponieważ z racji wieku, z czasu
dzieciństwa zachowałem w swojej pamięci najbardziej przykre
doświadczenia naszego wspólnego domu, mimo że najszybciej
„wyfrunąłem” z rodzinnego gniazda. Dzisiaj sam pozostaje w
jesieni życia i potrafię ocenić wszystko to co się zdarzyło w
miarę sprawiedliwie.
Tez sobie powspominałam tamte czasy. A w szkole, jak pamiętam uczniowie pisali atramentem za pomocą piór ze stalówkami w zeszytach szesnastokartkowych (tylko takie były dostępne), w szarych okładkach, które trzeba było obłożyć papierem.Tez byłam harcerką. Uroczyście obchodzono ważne wydarzenia, zwłaszcza Boże Narodzenie oraz święto 1 Maja, które uwieczniano w szkolnej kronice.Mam ogólnie dobre wspomnienia, chociaż byłam karana linijka po łapach.Moi rodzice na szczęście nie doznali przykrosci od władz, chociaz nienawidzili Stalina i UB, ale za dzisiejszą władzą też by nie przepadali.Ja z białostockiego.
OdpowiedzUsuńJak bym żył, to bym wam opowiedział jak się chodziło do szkoły za Mikołaja II, ale niestety ze szkołą i nie tylko mam spokój od ponad 220 lat, bo nie żyje. Było wesoło, chociaż dziewek było mało, ale te które były to chodziły bez majtek Było minęło i się nie powtórzy. Was jednak namawiam do uczciwej i wytężonej nauki, bo się to przyda na każdym stanowisku. Wszystkich uczniów pozdrawiam zzaświatów.Wincenty, stażysta, kandydat na świętego Wincentego z Kurpi.
OdpowiedzUsuńJak sie dłubie i dłubie, to coś sie wydłubie.Ja przykładowo mam taki wiek, że nie znam ani piór ze stalówkami, ani też nawet zeszytów i tornistra.Wystarczy mi tablet.Ale mam szacunek do moich dziadków, bo mimo, że mieli takie marne warunki do nauki są mądrymi ludźmi.Amadeo-syn.
OdpowiedzUsuńZlikwidowano UB, ale powołano SB, które juz tylko podlegało wladzom polskim, które z kolei w ramach przyjazni z wielkim bratem z Moskwy jakos tam wykonywało polecenia Brezniewa i innych władców ZSRR.Ja chodziłem do szkoły podstawowej w latach sześćdziesiatych i tez wiele pamietam.Czytac sie nauczylem na słynnym elementarzu, a moja pierwszą książką był "Timur i jego druzyna". Miło powspominac. pozdrawiam Axel/rose.
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie bardzo wątpliwy zabytek, jak pan nazwał swój pierwszy przybytek wiedzy, ale nie o to chodzi.Przypuszczam, że dzieje sie to w powiecie ciechanowskim,(tata pański siedział w więzieniu w Ciechanowie)a tutaj jak wiadomo Urząd bezpieczeństwa bardzo utrudniał zycie ludnosci. Wielu moich sąsiadów i członków rodziny gniło niewinnie w kazniach więziennych a wielu zostało zamordowanych.Tu tez na kazdym kroku mozna było sie spodziewać tzw, zołnierzy wyklętych, którzy mordowali niewinnych milicjantów oraz rolników przyjmujących darowaną im ziemię.Dzisiaj zapomniane groby. Jestem młodym człowiekiem, ale dzieki rodzicom i dziadkom oraz zamieszczanych w internecie informacjom wiem stosunkowo dużo.Ta panska opowieść zainteresuje tylko ludzi starszych, równych wiekowo panu, ale i ja z przyjemnościa ją odczytałam.Bożena z ciechanowskiego lat 29.
OdpowiedzUsuń