BALLADYNA I ALINA


Jak pisze wieszcz Juliusz S., obie siostry swojego szczęścia szukały w krzakach malin. Która więcej nazbiera tych smacznych owoców, ta poślubi księcia Kirkora. Tak postanowiła ich matka po tym, gdy bogaty i przystojny kawaler nie mógł się zdecydować, która ma być panią na jego zamku, bo też obie były niezwykłej urody. Jak to Polki, tym bardziej gdzieś tam nad Gopłem, gdzie do dzisiaj ponoć panny są najpiękniejsze. Sposób na wyłonienie kandydatki do łóżka Kirkora zdawał się być bardzo sprawiedliwy, a i mądry, bowiem owoców nigdy za dużo, choćby na zimowe zaprawy. Skojarzyłem te główne bohaterki dramatu z dzisiejszymi, na zmianę starającymi się o rękę pięknej damy w środku Europy czyli Polski. Tusk i Kaczyński to jedna rodzina, jak mówi przykościelno-diskopolowa piosenka. Obaj wywodzą się z tego samego pnia opozycji demokratycznej lat osiemdziesiątych. Co prawda żaden z nich nie siedział w pierdlu za politykę, ale coś tam rozrabiali na złość komunie. Losy obu potoczyły się jak w bajce. Obaj najpierw dokładali rządzącym organizując strajki i roznosząc wrogie władzy ulotki. Tusk nawet mógł je umieszczać na wysokich kominach bo miał tam „etat”. Każdy z nich stworzył niby swoją niezależną partię, ale losy i przekonania raz ich zbliżały, innym razem oddalały w zależności od interesów nie tyle partyjnych co raczej osobowych. Było więc Porozumienie Centrum, Kongres Liberalno-Demokratyczny, Unia Wolności, wreszcie Platforma Obywatelska. Pan Jarosław nie przeskakiwał tyle po szczebelkach partyjnych, bowiem został w nagrodę za opór choćby „werbalny” wobec PRL, zatrudniony w kancelarii prezydenckiej u Wałęsy wraz z bratem Lechem. Niestety tylko do czasu, gdy główny lokator Pałacu nie zorientował się, że ma do czynienia ze szkodnikami. Założył więc Jarosław w ramach opozycji do prezydenta partię Porozumienie Centrum, którą ustawił tam gdzie stała Solidarność, innych zepchnął tam gdzie stało ZOMO. Podobno fundusze na działalność zdobywał z obsługi naszego państwowego zadłużenia FOZZ, ale tak do końca nikt nie wie jak było, bo nie sposób grzebać się wiecznie w podobnych świństwach. Następnie ci obaj politycy siłami swoich partii stworzyli parlament jako AWS- UW pod wodzą pięknego Mańka czyli Maryjana Krzaklewskiego. Swoimi rządami tak wkur..li społeczeństwo, że w najbliższych wyborach ten tandem uzyskał zaledwie 3%, przechodząc do historii jako skompromitowani. Od tego czasu swoje losy związali w odrębnych partiach. Donald w Platformie Obywatelskiej, Jarosław w Prawie i Sprawiedliwości. Dwaj bracia jakoby te dwie siostry ubiegające się o „rękę” Kirkora, po raz pierwszy stanęli naprzeciw siebie starając się o względy (głosy) społeczeństwa. Zatem już od dobrych kilku lat obaj biorą dzbany i idą zbierać głosy wyborców. Kolejny już raz udaje się to Donaldowi zebrać więcej, dlatego też on pełni już drugą kadencje rolę „księcia” , męża opatrznościowego narodu. Jestem pewien, że po kilku przegranych kontrkandydat najchętniej by postąpił jak Balladyna w stosunku do swojej siostry posyłając go w zaświaty. Niestety, tak jak stoi w dramacie, jest zbyt dużo świadków, by mogło się to bezpiecznie ziszczyć. Dzisiaj jest więcej Grabców zamienionych przez Goplanę w wierzby, nie tylko tych co to natchnęły Chopina. Tylko w bajce, chociażby pięknie ujętej w romantyczny dramat, może się spełnić mit Kaczyńskiego. On już żadnych wyborów nie wygra, bo i w malinach posucha. Zdaje sobie sprawę z tego Tusk. Zatem może jako premier praktycznie kłaść przysłowiową lachę na wszystko. Dlatego w gruncie rzeczy, co daje się zaobserwować w zestawieniu z jego expose cechuje go tumiwisizm, a nawet wyjątkowy obwistionalizm. Mógbym się z tego śmiać, bo właśnie przeczytałem kolejną pozycję literacką ulubionego autora książki pt.„Zrób sobie raj” Mariusza Szczygła. To „Laska nebeska”. Jest to zestaw reportaży z wędrówki po Czechach. Spotkania pana Mariusza z ciekawymi ludźmi z nad Wełtawy zaowocowały pięknym tekstem pławiącym się w dowcipie i humorze, jaki cechuje akurat ten pogodny, a jednocześnie mało zadziorny militarnie naród. Na przykład: Gdy dziennikarze i reporterzy poprzez swoich paparazzich ścigali na każdym kroku piosenkarkę Helenę Wondraczkową ukazując jej „starość i postępującą niby niedołężność”, jej mąż założył w internecie specjalną stronę, na której pokazywał owych dziennikarzy jako pijaków, obżartusów, seksoholików i złodziei, bowiem przyuważył, że jedna z reporterek ukradła gdzieś tam dwa kurze udka. O innej dziennikarce napisał że „leżała już pod wszystkim za wyjątkiem tramwaju”. Przypuszczam, że u nas po takich informacjach podanych publicznie, potoczyły by się niekończące się procesy sądowe. Jak wiadomo, Kaczyński, a więc ta tematyczna Balladyna bez przerwy siedzi na ławkach sądów krajowych. Czech się nie obrazi. Poniżej pępka wiszą mu też typowe dla Polactwa obrazy uczuć religijnych. Przechodzi do porządku dziennego z uśmiechem na ustach. Powszechne jest ich mądre spostrzeżenie, które zresztą wynika z ich narodowej świeckości i mody na ateizm: „Dopóki żyjesz, jedz, pij i śmiej się. Po śmierci już nie będziesz miał żadnej radości”. Otóż, w naszym kraju zaczadzonym wprost totalnym katolicyzmem, żałobami narodowymi z powodu choćby kolejowego wypadku o nieco większych skutkach, oraz rozpamiętywaniem martyrologicznym nad przegranymi wojnami i powstaniami, a także męką Chrystusa z rąk żydostwa, nie sposób zaszczepić czeskiego humoru i ich obyczajów.

Komentarze

  1. Najlepszą Balladynę wystawił Hanuszkiewicz, na motorach. I właśnie taka by pasowała do Tych dwóch polityków.Rybka500.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to milo, ze Pan Torunczyk zaserwowal nam Balladyne i Aline. Swiadczy tylko o wrodzonej, a moze i nabytej, subtelnosci politycznej. W koncu mogl posluzyc sie kordianowskimi widmami, ktorych w sensie politycznym mamy az nadto.

    Co do siostr, to jak to w realnym zyciu bywa, mimo sprzecznych charakterow, w wiekszosci wypadkow jedna bez drugiej nie potrafi. Identycznie z w/w liderami. Z jednej strony Paganinni, ktory z wirtuozowskim zacieciem gra na archaicznych uczuciach narodowej pychy i bolu, liczac na przyszle bataliony powstancze badz chlopskie. Z drugiej - charyzmatyk, ktory poczatkowo wrecz z awangardystyczna werwa wzial sie do roboty, lecz w koncowej bezsilnosci, dal sobie przyciac skrzydla, jednoczesnie tracac jaja i kregoslup. A jednak przy tylu roznicach, obydwaj sa gwarantami poczytnosci i ogladalnosci we wszystkich niszach nie tylko blogosfery. No, moze jeszcze ich tylko Smolensk bije, bo inne zaloby narodowe odgrywaja tylko role kwiatow jednej nocy. Wszystko to pod zaglami innej zjawy, a mianowicie kosciolka katolickiego i jego techniczno-medialnego oporzadzenia.
    I tu dojde moze do wspolnego mianownika, dlaczego tak jest, a nie inaczej. Sluzalczosc. Ci "wielcy" sa tylko wielkimi, bo licza na brak woli innych. Pan byl, jest i zawsze bedzie dzielem slugi. Tak dlugo, dopoki my kleczymy, wierzymy w brednie, prymitywne krytykanctwo, szablonowe gadanie pod publiczke i dobrowolne przyjmowanie slepoty wskazania alternatywnych rozwiazan.

    Pozdrawiam serdecznie

    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Racja. Mógłbym może posłużyć się Kordianem. Wtedy bardziej bym zastosował wzniosły patos, jakoby sługa imć pana Słowackiego, a to już ociera się m.in. o Ruskich (nie tych podwładnych cara), ale tych podopiecznych Putinowi, co to są podobno jeszcze gorsi i dzialłają na naszą prawicę i nie tylko jak wcielony szatan na egzorcystę.I dochodzę tu do przyklęczności wobec rozpanoszonych czarnuchów. Otóż daje się zauważyć lekkie rozmiękczenie więzów w relacji rząd- naród- Kościół. Tu i ówdzie czytamy, że krytyka dotychczasowych świętych krów daje sie nagłaśniać.Owe święte krowy już zaczynają mówić innym, bardziej ludzkim językiem np. o przewidywanych decyzjach rządu w sprawach zagrabianych przez nich finansach.Wszystko to zaczęło się, nie ma co ukrywać (mimo krytyki) od Palikota, który odważył sie być równym w relacjach wierny-kapłan.Aktualnie czytam książkę OJCIEC NIE-ŚWIĘTY.Gdyby tę książkę przeczytało chociażby 10% ziomali, bylibyśmy innym narodem. Bo jak zadaje nam pytanie GW: czy dla ciebie najwyższą wartością jest orzeł biały, flaga narodowa, JPII, Wałęsa, to nasuwa mi się skojarzenie z zachowaniem posłanki Kruk (PIS), która w drodze do Brukseli zarzygała autokar, a potem "coś tam coś tam" dała kierowcy, aby posprzątał.Pozdrawiam Panią z atencją, dziękuję za mądry komentarz.T.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panu rybka500.Nie wiem, czy akurat motocykle wprowadzone na scene przez Hanuszkiewicza byłyby adekwatne w zestawieniu Tusk-Kaczyński. ten drugi nie ma prawa jazdy nawet na rower, więc sztuka by ucierpiała.Dzieki. pozdrawiam.T.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JONO PODKIVANO

TUMIWISIZM

ŻYCIE mnie MNIE