To po prostu „dzień dobry” w języku naszych bratanków znad Dunaju. Oczywiście co ciekawe, taki grzecznościowy zwrot dotyczy tylko towarzystwa mężczyzn. W stosunku do kobiet powitanie jest bardziej serdeczne, brzmi jak pocałunek. Nie potrafię przytoczyć, darujcie. Tak witałem się z bratankami w czasie kilku pobytów nad Dunajem, w Budzie, w Peszcie czy też innych małych miejscowościach np. w Tapolcy. Stolica Węgier składa się z dwu części miasta rozdzielonych rzeką która płynie przez kilka stolic Europy bałkańskiej. Budapeszt to piękne miasto, które w swej historii ma okresy słoneczne, jak chociażby wiekowe braterstwo z Wiedniem w okresie panowania cesarstwa austro-węgierskiego, ale też dni tragiczne roku 1956, kiedy to milion obywateli węgierskich poprzez otwartą granicę austriacką znalazło swoje nowe życie na całym świecie, w tym cała reprezentacja piłkarska, trzykrotni mistrzowie olimpijscy, oraz bardzo liczący się zawodnicy w mistrzostwach świata. Węgry, (Hungary), niewiel
Termin, a jakże zapisany w wikipedii, a oznacza ostentacyjnie bierną, lekceważącą postawę wobec wszystkiego. Można ją określić odrętwiałością, zobojętnieniem, inercją. Ja od siebie dodam, że postawa taka mi się kojarzy z obwistionalizmem. To mój osobisty termin jako „wkład mojej myśli” dla zbiorów encyklopedycznych, podobnie jak rzeczownik „skapnik”, który to swego czasu bardzo mi pasował do krzyżówki, a jego etymologiczną genezę wytłumaczyłem, sądzę że w sposób zabawny w którymś poście na moim blogu. O tumiwisizmie piszę dlatego, iż właśnie od kilku dni opanował mnie podobny stan psychiczny. W rzeczy samej moja psychika bardziej pasuje do obwistionalizmu niżeli tumiwisizmu, chociażby ze względu na wiek, oraz dość sfatygowane i zdezelowane zdrowie. To jak silnik spalinowy, który jeszcze pracuje ale bierze za dużo oleju, zbyt dużo spala benzyny, no i często uwypukla swoje kolejne usterki, także strach nim wyjechać w dłuższą podróż. Podobnie jest ze mną. Z moimi dolegliwościami nie o
Jan Staudinger, chyba najbardziej znany autor fraszek, pewnego popołudnia, zaraz po obiadowym deserze w postaci jabłecznika i kawusi wymyślił aforyzm, który na pierwszy „rzut” ucha brzmi niedorzecznie, a jednak. Z przyjemnością umieściłem go w tytule posta. Dodam, że Pan Jan obok aforyzmów pisał fraszki, dowcipy, a jakże i owszem kawały dla dorosłych, zadając ludzkości ich konstrukcją wiele pytań i zagadek. Ponieważ dobiegające życie to stos zapisanych, ewentualnie pustych kartek, można je zmiąć i wyrzucić do kosza, w tym wypadku do grobu. Można też je zmielić w urządzeniu zwanym niszczarką, efekt której przypomina kremację, coraz bardziej modny sposób zamykania historii człowieka. Najbardziej niedoskonałym sposobem na pożegnanie z kimś jest właśnie zmięcie pergaminowych zapisanych żywotem kartek i wyrzuceniem ich na ogólnodostępny śmietnik. Osobiście czuję się fizycznie coraz bardziej stary i zwiotczały, moje kartki odkładane przez cały żywot na stos bywają już nieco przy
My też życzymy dobrego samopoczucia przez cale święta i Nowy Rok. Czytelnik.
OdpowiedzUsuńJa też życzę dużo łask bożych, bo bez nich ani rusz.I Palikot nie pomoże, o mój ty Boże.Kościelny z Przemyśla.
OdpowiedzUsuń